Zestaw naprawczy zamiast koła zapasowego - czy ma to sens?
W bagażnikach współczesnych samochodów coraz rzadziej natrafić można chociażby na namiastkę koła zapasowego w postaci tzw. „dojazdówki”. Zamiast tego stosuje się zestawy naprawcze. Z czego wynika ich popularność i czy są w stanie skutecznie zastąpić „zapas”?
Wbrew pozorom popularność zestawu naprawczego niekoniecznie podyktowana jest kwestiami finansowymi. Oczywiście sama obręcz, podobnie jak nowa opona, nie są tanie. W skali tysięcy wyprodukowanych egzemplarzy producent liczyć więc można na dużą oszczędność. W wielu przypadkach stosowanie zestawu naprawczego podyktowane jest jednak zupełnie innymi kwestiami.
Po pierwsze, musimy zdawać sobie sprawę, że na zużycie paliwa (zwłaszcza te, uzyskiwane w cyklach pomiarowych) ogromny wpływ ma masa pojazdu. Rezygnacja z zapasu pozwala zaoszczędzić kilkanaście cennych kilogramów. Jest też wiele pojazdów, w których na klasyczne koło, po prostu, nie ma miejsca. We jego wnęce montowane są chociażby dodatkowe elementu systemu nagłośnienia (jak np. subwoofer) czy dodatkowy akumulator wspomagający pracę rozbudowanej instalacji elektrycznej.
Standardowy zestaw naprawczy składa się z butelki wypełnionej płynną mieszanką żywic i kompresora. Jego zastosowanie wymaga spuszczenia powietrza z uszkodzonego koła - w tym celu należy wykręcić z niego wentyl. Następnie trzeba wtłoczyć do opony zawartość butelki (za pomocą specjalnego wężyka) i ponownie napompować koło. Cześć fabrycznych zestawów wyposażona jest w kompresory zintegrowane z dozownikiem żywicy. Wówczas wystarczy jedynie usunąć fabryczne zabezpieczenia i - postępując zgodnie z zapisaną na kompresorze instrukcją - napompować oponę.
W przypadku tanich, marketowych zestawów (popularnych wśród użytkowników aut z butlami gazowymi zamontowanym w miejscu koła zapasowego) koniecznie pamiętać trzeba o posiadaniu własnego kompresora. Najtańsze urządzenia tego typu, podłączane do gniazda zapalniczki, kupić dziś można za około 20 zł. Bez nich zakupiony w markecie zestaw - po prostu - nie zadziała. Po odkręceniu wentyla i zaaplikowaniu żywicy trzeba przecież jakoś napompować koło...
Czy zestaw naprawczy sprawdza się w każdej sytuacji? Oczywiście, nie. Możemy się nim posiłkować tylko wówczas, gdy uszkodzone zostało czoło opony, czyli część pokryta bieżnikiem. Większość popularnych zestawów świetnie radzi sobie z tego typu uszkodzeniami pod warunkiem, że dziura po gwoździu czy śrubie nie przekracza 5 mm średnicy. Właśnie z tego względu w przypadku najczęstszych uszkodzeń od gwoździ czy wkrętów, producenci zalecają... pozostawić je w oponie! W przeciwnym wypadku powstała dziura może być tak wielka, ze preparat nie będzie w stanie jej załatać.
Zestawu pod żadnym pozorem nie można stosować w przypadku uszkodzeń ścian bocznych opony. Takie uszkodzenie - powstałe np. w wyniku najechania na krawężnik - eliminuje koło z użytku. Opona nie nadaje się wówczas do żadnej naprawy.
Pamiętajmy, że w przeciwieństwie do pełnowymiarowego koła zapasowego, zestaw naprawczy to rozwiązanie awaryjne, które - z założenia - pozwalać ma jedynie na dojechanie do najbliższego warsztatu. Pierwszych kilka kilometrów po zaaplikowaniu żywic należy przejechać wolno - z prędkością nie większą niż 40-50 km/h. Chodzi o to, by żywica zdążyła się odpowiednio ułożyć, wypełnić uszkodzone miejsce i skrzepnąć. Ze względów bezpieczeństwa nie powinniśmy przekraczać prędkości maksymalnej wskazanej przez producenta zestawu.
Trzeba zdawać sobie sprawę, że zdecydowana większość żywicy pozostaje płynna i w czasie jazdy przemieszcza się w oponie. Wraz z prędkością rośnie siła odśrodkowa, a co za tym idzie, obciążenie opony.
Biorąc to pod uwagę, wszelkiej maści zestawów naprawczych powinno używać się wyłącznie w ostateczności, gdy powietrze uchodzi bardzo szybko, a od najbliższego warsztatu wulkanizacyjnego dzieli nas spora odległość. Jeśli spadek ciśnienia jest niewielki lepiej będzie dopompować koło i udać się do warsztatu. Pamiętajmy, że wielu wulkanizatorów dolicza do ceny usługi koszty czyszczenia wnętrza opony z tego rodzaju specyfików!