Zabójcza substancja w kabinie twojego auta! Jak jest naprawdę?

"Sezon ogórkowy" trwa w najlepsze, nie dziwi więc, że do sałatki z ogórków serwisy internetowe serwują nam również odgrzewane kotlety. Do tej kategorii zaliczyć można np. odgrzewaną przy okazji upałów informację o rakotwórczym działaniu klimatyzacji...

Ściślej, chodzi o powodujący nowotwory benzen, który w wyniku nagrzewania wnętrza pojazdu przez promienie słoneczne, uwalnia się z plastikowych elementów, jak deski rozdzielcze czy kanały wentylacyjne. Zdaniem zwolenników teorii spiskowych, nie informując użytkowników o zagrożeniu, właśnie z tego względu producenci samochodów zalecać mają w instrukcjach użytkowania pojazdów przewietrzanie wnętrza przed uruchomieniem klimatyzacji.

Doszukując się sensacji musimy stwierdzić, że w przytaczanej informacji jest ziarenko, by nie powiedzieć "atomik", prawdy. Powietrze we wnętrzu auta rzadko kiedy jest krystalicznie czyste. Oprócz substancji uwalniających się z plastików czy tapicerki kierowcy i pasażerowie często narażeni są też na wdychanie par paliwa czy cząstek stałych.

Reklama

Musicie jednak wiedzieć, ze w przypadku przytaczanego benzenu równie dobrze moglibyśmy ostrzegać, byście pod żadnym pozorem nie wchodzili do kuchni, gdy żona smaży kotlety. W przeciwnym razie grozi wam bowiem podwyższone ryzyko zatrucia się oparami oleju słonecznikowego...

Wypada wiedzieć, że ilość gromadzącego się w pojeździe benzenu nie ma nic wspólnego z tym, czy wasz samochód wyposażony jest w klimatyzację, czy też nie. Jak już mówiliśmy - pochodnych benzenu używa się w produkcji niektórych rodzajów tworzyw sztucznych, a we wnętrzu współczesnych aut rzeczywiście jest ich przecież cała masa. Informacje o tym, że stężenie benzenu we wnętrzu rozgrzanego samochodu wielokrotnie przekracza dopuszczalne norm są jednak wyssane z palca. Dowody?

Za graniczne - bezpieczne dla człowieka - stężenie benzenu w powietrzu uważa się 160 mg/m3. Powyżej tej dawki, po kilkugodzinnym (!) oddziaływaniu, benzen wywoływać może ból głowy, znużenie i mdłości. Stałe narażenie na działanie oparów benzenu w dużym stężeniu, w dłuższej perspektywie, rzeczywiście może mieć działanie kancerogenne, prowadzące chociażby do białaczki.

Czy benzen faktycznie znajduje się we wnętrzu auta, a jeśli tak - jak można się go pozbyć?

Trzeba wiedzieć, że opary benzenu są... cięższe od powietrza! Oznacza to, że nawet jeśli w aucie jest ich więcej niż być powinno, trudno twierdzić, byśmy narażali się na ich wdychanie. No chyba, że wsiadając za kółko najpierw układamy głowę na dywanikach podłogowych...

Spieszymy jednak wyjaśnić, że zagadnienie stężenia toksycznych substancji w zaparkowanym "na słońcu" pojeździe kilkukrotnie było przedmiotem badań wielu różnych instytutów naukowych. Zajmowali się nim m.in. naukowcy z Technical University w Monachium i kilku instytutów zajmujących się alergenami.

Prowadzone badania polegały m.in. na długotrwałym oddziaływaniu na wnętrze auta światłem o mocy 14 000 watów, po czym - znajdujące się w kabinie powietrze - poddano szczegółowej analizie. Co ważne, badano nie tylko samochody fabrycznie nowe, ale też auta używane, w wieku 3 lat. W używanym aucie wykryto m.in.: aceton, metylopirolidynon, metylocykloheksan, aldehyd octowy i toluen. Ich stężenie w żaden sposób nie mogło jednak wpłynąć na zdrowie, ani wywołać rekcji alergicznej, nie mówiąc już o przekroczeniu bezpiecznych dla człowieka norm!

W końcowym raporcie niemieccy uczeni jednoznacznie stwierdzili, że ich badania "nie wykazały zagrożenia dla zdrowia" związanego z powietrzem wewnątrz pojazdów silnikowych.

Zaznaczamy, że naukowcy nie badali tego, co - kanałami wentylacyjnymi - dostaje się do wnętrza pojazdu w czasie postoju chociażby w korku. W takim przypadku otwarcie okien i przewentylowanie kabiny może być jednak nie najlepszym pomysłem...

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy