To koszmar każdego właściciela diesla. A zdarza się nagminnie!

Problemy z rozruchem, kopcenie i szarpanie. Tego typu "atrakcje" często spowodowane są usterką (a raczej naturalnym zużyciem) świec. Ich wymiana jest stosunkowo prosta, ale - czasem - skończyć się może finansową katastrofą. Dlaczego?

Problem dotyczy głównie samochodów z wysokoprężnymi jednostkami napędowymi. Zapłon realizowany jest w nich bez udziału świecy - odpowiada za niego wyłącznie wysokie ciśnienie sprężania. By jednak ułatwić ten proces, stosuje się w nich świece żarowe, których zadaniem jest podgrzanie komory spalania (lub komory wstępnej) w czasie zimnego startu.

Chociaż producenci zalecają wymianę świec żarowych (najczęściej co 60 tys. km), wielu kierowców przypomina sobie o ich dopiero, gdy na desce rozdzielczej zapali się kontrolka informująca o usterce. Nie ma się czemu dziwić - nawet najtańsze świece żarowe to wydatek około 50 zł za sztukę. Niektórzy producenci stosują skomplikowane świece wyposażone w czujniki ciśnienia w cylindrach - te kosztować mogą nawet 500-700 zł!

Reklama

Powszechnym problemem jest ukręcanie się starych świec przy próbie ich wymiany. O ile w przypadku silników o zapłonie iskrowym urwana świeca nie jest jeszcze tragedią, o tyle w silniku Diesla sytuacja mocno się komplikuje. W czym rzecz?

W jednostkach benzynowych powstaje zdecydowanie miej cząstek stałych (to wynik zastosowanego paliwa i temperatury spalin), a co za tym idzie, w cylindrach rzadko odkłada się nagar. To właśnie on jest główną przyczyną problemów z pozbyciem się zużytej świecy w silniku Diesla. Obrośnięte sadzą gwinty z czasem na dobre "spajają się" z głowicą. Wykręcenie świecy staje się wówczas zadaniem z cyklu "mission impossible".

Wymiana świec zapłonowych w silniku spalinowym to proste zadanie i - dysponując odpowiednio długim kluczem - śmiało możemy wykonać je samodzielnie. Nawet jeśli, pechowym zbiegiem okoliczności, dojdzie do ukręcenia świecy - najczęściej można sobie z tym poradzić samemu. Popularnym sposobem jest chociażby wykruszenie ceramicznego środka i wbicie w pozostającą w głowicy główkę świecy odpowiednio dobranego, płaskiego wkrętaka. Po rozgrzaniu silnika, pomagając sobie preparatem penetrującym i szczypcami (do złapania wkrętaka) z reguły udaje się rozwiązać problem we własnym zakresie.

Sytuacja mocno komplikuje się jednak w przypadku jednostek wysokoprężnych i świec żarowych. Nie dość, że dostęp do nich jest z reguły bardzo utrudniony (w niektórych silnikach trzeba demontować kolektory), ryzyko ukręcenia elementu wielokrotnie wzrasta. Wówczas nie pozostaje nam nic innego, jak odstawienie auta do specjalisty lub nawet... demontaż głowicy! W jaki sposób warsztaty radzą sobie z tą - niestety dość popularną - przypadłością?

Niestety, brak sposobów, które można by zastosować "pod domem" nie dysponując właściwym sprzętem. W serwisach stosowane są, warte niekiedy po kilkanaście tysięcy złotych, zestawy wierteł i gwintowników. Naprawa jest bardzo czasochłonna - wymaga rozwiercenia starej świecy, i - przy użyciu specjalnych tulei - wykręcenia z głowicy jej pozostałości. Czasami niezbędne jest również ponowne nagwintowanie gniazda. Koszt takiej operacji - waha się między 300 a 500 zł.

Oczywiście wśród mechaników nie brakuje i takich, którzy radzą sobie z tematem bez wyspecjalizowanych narzędzi. Niekiedy pomocna okazuje się spawarka (migomat) i długa, dobrana na grubość świecy, śruba. Technika polega na przyspawaniu śruby do świecy i wykręceniu całości. Na pierwszy rzut oka wydaje się to proste - w rzeczywistości - wcale takie nie jest. Przed przystąpieniem do spawania - na całej długości śruby - trzeba będzie przewiercić ją na wylot tak, by - w rzeczywistości - stała się tuleją. Następnie w powstały otwór wsuwa się cienką koszulkę termokurczliwą, przez którą przepuszcza się drut z migomatu. Sposób działa, ale same "przygotowanie do zabiegu" trwać może kilka godzin. Oprócz dobrej spawarki, trzeba też dysponować długim, cienkim wiertłem do metalu i wiertarką stołową.

Prostsza, acz mniej niezawodna metoda (ryzyko skręcenia) polega na zastąpieniu śruby kawałkiem stalowego przewodu paliwowego (i dospawaniu nakrętki). Niezależnie od sposobu, trzeba jednak dysponować spawarką, pomysłowością, czasem i (co bywa niekiedy najtrudniejsze) anielską cierpliwością...

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy