Plaga szczurów we Wrocławiu. Kierowcy mają się czego obawiać?
Wrocław walczy z plagą szczurów. Stolica Dolnego Śląska opanowana została przez gryzonie. Stada szczurów buszują w okolicach śmietników i panoszą się po ulicach. Eksperci szacują, że jest ich obecnie 10-krotnie więcej niż mieszkańców miasta. Czy powody do obaw mają również kierowcy?
Plaga szczurów we Wrocławiu przybrała takie rozmiary, że wiele gryzoni przestało bać się obecności człowieka i - całymi stadami - wałęsają się w okolicach śmietników i studzienek kanalizacyjnych. Szacuje się, że w ostatnich trzech latach populacja szczurów w stolicy Dolnego Śląska rozrosła się z około dwóch do przeszło sześciu milionów gryzoni. Dla porównania - sam Wrocław liczy obecnie około 700 tys. mieszkańców.
Lokalne media donoszą o licznych przypadkach, gdy szczury przedostają się do mieszkań wprost z kanalizacji czy pionów wentylacyjnych. Czy gryzoni muszą się też obawiać zmotoryzowani?
W miastach taki problem powstaje w wyniku wielu zaniedbań. W ocenie Jarosława Rymasa plaga szczurów we Wrocławiu to efekt złego harmonogramu wywozu odpadów, które usuwane są zbyt rzadko. Gdy gryzonie mają łatwy dostęp do śmieci, bez trudu znajdują pożywienie i ich populacja gwałtownie rośnie. Ekspert radzi, by - w miarę możliwości - unikać parkowania chociażby w okolicach osiedlowych śmietników.
Mało kto wie, że szczury upodobały sobie również małe oczka wodne czy fontanny jako stałe miejsca wodopoju.
Właśnie z tego powodu różnej maści gryzonie często interesują się np. wygłuszeniami naszego pojazdu. Sytuacje dodatkowo komplikuje fakt, że dostęp choćby do wyguszenia maski jest dla nich bardzo łatwy. W przypadku szkodników zawsze ważna jest skala populacji.
Szczury wabi głównie zapach jedzenia. Wniosek jest więc prosty - im czystsze auto, tym ryzyko pojawienia się w nim szkodników mniejsze.
Doskonale wiedzą o tym chociażby właściciele klasyków. Często zdarza się przecież, że wracając wiosną do swoich wypieszczonych pojazdów znajdują w kabinach (np. pod tylną kanapą) gniazda myszy.
W tym przypadku najczęściej chodzi jednak o auta "zimowane" w stodołach i szopach, na terenach wiejskich. Gryzonie - najczęściej myszy polne - przedostają się do wnętrza chociażby przez odpływy w podłodze czy otwory odpowietrzające w bagażniku.
Chcąc uchronić nasze auto przed szkodnikami musimy podejść do tematu w sposób kompleksowy.
Właśnie z tego powodu nieskuteczne często okazują się np. elektroniczne odstraszacze na gryzonie. Ekspert przekonuje, że jeśli gryzoń nie wyczuje innego zagrożenia (np. węchem) - szybko przyzwyczai się do emitowanego dźwięku i stanie się on dla niego obojętny. Warto więc - starym sposobem - wozić pod maską chociażby kilka kłębów sierści psa lub - dodatkowo - zainwestować w chemiczne preparaty, które mają odstraszać gryzonie zapachem.
Wśród popularnych sposobów na radzenie sobie z obecnością szkodników wymienić można:
- kropienie mat wygłuszających psim moczem,
- wożenie pod maską kostek toaletowych,
- wożenie pod maską zbrylonego (używanego) żwirku dla kota (można zapakować bo np. w skarpetkę).
To raczej scenariusz z hollywoodzkiego filmów grozy - uspokaja Rymas. Jeżeli zbliżymy się do auta i gryzoń poczuje się zagrożony, będzie chciał raczej jak najszybciej wydostać się z pojazdu.
Prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest skrajnie małe, ale warto zdawać sobie sprawę, że szczury i inne gryzonie potrafią wpędzić kierowców w inne problemy. Szczególnie problematyczne bywają kuny, które wabi pod maskę nie tylko temperatura, ale i pachnące "rarytasy".
Mało kto wie, że w produkcji wielu elementów pojazdu, jak chociażby:
- przewodów hydraulicznych,
- przewodów elektrycznych,
- mat wygłuszających,
- pasków napędowych
stosuje się materię organiczną (np. włókna kukurydzy, bambusa czy ryżu). Ich zapach - niewyczuwalny dla człowieka - stanowi zaproszenie dla gryzoni.
Pół biedy, jeśli wizyta gryzonia zakończy się spustoszeniem instalacji elektrycznej i problemami z uruchomieniem pojazdu.
Konsekwencją wizyty nieproszonego gościa pod maską może być pożar. Często dochodzi również do przykrych wypadków. Zdarza się, że - przy próbie uruchomienia jednostki napędowej - zwierzę dostanie się w pasek klinowy lub rozrząd.
Usuwanie z komory silnikowej szczątków szczura lub łasicy nie należy do przyjemności, a remont silnika pochłonąć może nawet kilka tysięcy złotych.
***