Opony zimowe. Czy to już czas, by je zakładać?

Zimne wieczory, mroźne poranki, temperatury w okolicy 10 stopni Celsjusza i duża wilgoć. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że nadchodzi czas na zmianę opon. Czy to jednak aby nie za wcześnie na zimówki?

Jak wynika z ubiegłorocznego badania przeprowadzonego przez TNS Polska na zlecenie polskiego oddziału Michelin, blisko połowa kierowców (46 proc.) uzależnia wymianę opon od konkretnego miesiąca, a nie warunków atmosferycznych. 25 proc. badanych wskazuje na październik, 20 proc. na listopad, a 1 proc. na grudzień. Dodatkowo 4 proc. kierowców uważa, że ogumienie zimowe należy zacząć stosować, gdy spadnie pierwszy śnieg.

By ten nie był dla nas zaskoczeniem lepiej zmienić opony już teraz. Jak przekonują eksperci, to bezpieczne i nieszkodliwe dla opon!

Reklama

Zamieniamy 7 na 10

Utarło się, że wymianę opon trzeba zaplanować, gdy średnia dobowa temperatura powietrza spadnie poniżej 7 stopni. Najgorszy jest jednak okres przejściowy, czyli jesień. W ciągu dnia nadal mamy powyżej 10 stopni, jednak wieczorem i o poranku nawet w okolicy zera. I właśnie dlatego warto już teraz wymienić opony na zimowe.

W ciągu dnia, kiedy temperatura wzrośnie do 10, a nawet 15 stopni, będą się one sprawdzać podobnie, jak letnie. Wraz ze spadkiem temperatury uwidocznią się jednak ich zalety. W takich warunkach opony letnie tracą na sprężystości - stają się twarde, oferując zdecydowanie gorszą przyczepność.

Co z żywotnością?

Panuje obiegowa opinia, że zimowe opony stosowane latem szybciej się zużywają. To prawda, bo mieszanka, z której są wykonane, jest miększa.

Trzeba jednak pamiętać, że latem mamy temperatury znacznie wyższe niż 20 stopni i wtedy faktycznie miękka mieszanka zimówki i głębokie lamelki narażone są na szybsze zużycie. Przy temperaturach rzędu 10 stopni Celsjusza zużycie staje się jednak porównywalne do opony letniej.

Różnice

Opony zimowe zawierają więcej krzemionki, przez co są elastyczniejsze i nie twardnieją w niskich temperaturach. Tym samym pozwalają na lepszą przyczepność w czasie mrozów. O ile skład mieszanki nie jest zauważalny gołym okiem, to obserwując obydwa rodzaje opon, można bez trudu dostrzec różnice pomiędzy kształtem bieżnika.

W zimówkach jest znacznie więcej lamelek, czyli nacięć, które otwierają się pod naciskiem samochodu i "wgryzają" w śnieg. Dzięki temu zimą samochód łatwiej rusza.

Opona letnia ma z kolei znacznie mniej lamelek, czyli rowków i nacięć. W końcu letnia opona służy najczęściej do poruszania się po przyczepnej nawierzchni. A wtedy liczy się duży obszar styku opony z nawierzchnią. Zimą jest odwrotnie. Opony są na ogół węższe, by lepiej radzić sobie z odprowadzaniem błota pośniegowego. Kupując oponę, warto kierować się etykietami określającymi m.in. przyczepność na mokrym asfalcie. W końcu w takich właśnie warunkach poruszać się będziemy najczęściej.

Zapasówka

To jak? Wymieniać, czy może jednak nie? Wymieniać, bo robiąc to teraz, oszczędzamy także coś jeszcze - czas. Gdy spadnie pierwszy śnieg będziemy musieli odstać swoje w kolejce u wulkanizatora. Teraz załatwimy to od ręki. Koszt wymiany to od 25 do 50 za jedno koło, w zależności, czy wymieniamy oponę na obręczy, czy przekładamy całe koło.

I nie zapomnijmy o zapasówce! Jeśli mamy ją w bagażniku, a coraz więcej nowych samochodów ma koło dojazdowe lub tylko kompresor i zestaw naprawczy, koniecznie sprawdźmy ciśnienie w oponie. Zapas bez powietrza na niewiele się zdaje...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy