Jedziesz za granicę? Nie zapomnij o dokumentach!
Od 1 października 2018 roku kierowcy w Polsce mogą legalnie poruszać się swoimi pojazdami bez posiadania przy sobie dowodu rejestracyjnego i potwierdzenia zawarcia obowiązkowego ubezpieczenia OC. O komplecie dokumentów trzeba jednak bezwzględnie pamiętać, jeśli wybieramy się autem za granicę!
Do dobrego przyzwyczajamy się szybko - jazda "bez papierów" stała się już nawykiem wielu kierowców. W gorączce wakacyjnych wyjazdów łatwo jednak zapomnieć, że z tego rodzaju przywilejów korzystać możemy wyłącznie na terenie Polski. Nawet niewinna jednodniowa wycieczka do Czech, Niemiec czy na Słowację bez kompletu dokumentów pojazdu może mieć dramatyczne następstwa. Jakie?
Pamiętajmy, że policjanci z krajów ościennych nie mają dostępu do polskiej Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców. Zarówno dowód rejestracyjny, jak i "kartonik" potwierdzający zawarcie umowy ubezpieczenia OC są w oczach mundurowych jedynymi dokumentami poświadczającymi własność pojazdu. Jeśli nie okażemy ich przy kontroli drogowej policjant śmiało potraktować nas może jak... złodzieja.
Konsekwencje? Oprócz odholowania auta na policyjny parking możemy trafić do policyjnego aresztu na 48 godzin! Oczywiście w większości przypadków udowodnienie, że dany pojazd jest naszą własnością zajmuje mniej czasu, ale wymaga skorzystania z pomocy konsulatu lub ambasady, a kontakt z tego typu instytucjami zza krat aresztu jest raczej utrudniony, szczególnie w weekend...
Co więcej, nawet jeśli udowodnimy, że zatrzymano nas we własnym aucie, oprócz mandatu za brak wymaganych dokumentów, trzeba jeszcze będzie pokryć koszty odholowania i zabezpieczenia pojazdu na policyjnym parkingu! Taka "przyjemność" w Niemczech czy na Słowacji pochłonąć może całość budżetu przeznaczonego na wakacje...
Przed wyjazdem koniecznie sprawdźmy też, czy auto ma ważne badania techniczne. Z doświadczenia wiemy, że policjanci w Czechach czy Niemczech są bardzo wyczuleni na tym punkcie. Właściciele starszych pojazdów (brak miejsca na pieczątki w dowodzie rejestracyjnym) koniecznie wozić muszą ze sobą - wydawane przy okazji przeglądu - pisemne poświadczenie o wyniku kontroli. W wielu przypadkach pozwala ono wybrnąć z kłopotliwej sytuacji, ale trzeba pamiętać, że jeśli trafimy na służbistę (zaświadczenie wydawane jest wyłącznie w języku polskim...) wycieczka i tak skończyć się może na lawecie!
Planując dalszą podróż (np. na Bałkany) dobrze jest odwiedzić wcześniej swojego ubezpieczyciela i wystąpić o wydanie tzw. zielonej karty. To ujednolicony graficznie międzynarodowy dokument potwierdzający zawarcie polisy OC wydawany w języku narodowym oraz angielskim lub francuskim. Większość towarzystw ubezpieczeniowych nie pobiera żadnych opłat za jej wystawienie.
Wprawdzie jej posiadanie nie jest obowiązkowe w państwach Unii Europejskiej, ale już np. wycieczka do Dubrownika wymaga przekroczenia granicy z Bośnią i Hercegowiną, gdzie posiadanie tego dokumentu jest obowiązkowe. By kontynuować podróż trzeba będzie wykupić specjalne krótkoterminowe ubezpieczenie (np. miesięczne), co kosztować może nawet ponad 50 euro. Wśród krajów wymagających od kierowcy posiadania przy sobie certyfikatu zielonej karty są m.in.: Albania, Białoruś, Czarnogóra, Iran, Mołdawia, Macedonia, Rosja, Tunezja, Turcja i Ukraina.
Warto również pamiętać, że przystąpienie Polski do Strefy Schengen zdecydowanie ułatwiło podróżowanie, ale nie zwolniło z posiadania przy sobie dokumentów potwierdzających tożsamość. Chociaż wożenie ze sobą dowodu osobistego czy paszportu wydaje się oczywiste, zapomina o nim wielu świeżo upieczonych rodziców. Dzieje się tak dlatego, ze po urodzeniu dziecka "z automatu" otrzymujemy jedynie akt urodzenia i dokument stwierdzający nadanie numeru pesel. Sami musimy jednak wystąpić o wyrobienie dziecku dowodu osobistego, bez którego absolutnie nie powinniśmy udawać się w żadną podróż zagraniczną.
Podobnie jak w przypadku OC czy dowodu rejestracyjnego, w oczach stróżów prawa to jedyny dokument potwierdzający tożsamość naszej pociechy. Gdy trafimy na służbistę, rutynowa kontrola również skończyć się może wizytą w areszcie, przynajmniej do czasu, aż stosowne służby ustalą tożsamość dziecka i upewnią się, że rodzice - czyli my sami - nie zgłosili jego zaginięcia...
PR