Skoda Superb Combi 2.0 TSI L&K - nietypowa propozycja
Przestronne rodzinne kombi z domieszką luksusowej limuzyny, napędzane niezbyt oszczędnym, za to naprawdę mocnym silnikiem benzynowym. Testowany przez nas Superb skonfigurowany został dość nietypowo, ale nie znaczy to, że nie stanowi on ciekawej propozycji.
Trudno o bardziej "rodzinne" kombi na rynku, niż Skoda Superb. Dość powiedzieć, że jej bagażnik oferuje przepastne 660 l pojemności, która to wartość rośnie po złożeniu kanapy do niemal 2000 l. Jeśli natomiast chodzi o ilość miejsca na tylnej kanapie, to wspomnimy tylko, że nawet dorosły pasażer może tam założyć sobie nogę na nogę.
Wiele osób widząc takie auto, instynktownie wyobraża sobie pod jego maską silnik Diesla, którego wysoki moment obrotowy pozwoli na bezstresowe wyprzedzanie w trasie, a do tego rachunki za paliwo pozostaną na rozsądnym poziomie. Od razu zdradzimy, że testowany egzemplarz oferuje 350 Nm "momentu", więc nawet wykorzystując pełnię możliwości przewozowych (ładowność z kierowcą to 655 kg) auto przyspiesza naprawdę wartko.
Niestety, wiąże się to z niemałymi wydatkami na paliwo, ponieważ Superb, którym jeździliśmy, napędzany był jednostką 2.0 TSI o mocy 220 KM. W mieście musicie więc przygotować się na spalanie w okolicach 12 l/100 km, albo i wyższe, jeśli będziecie chcieli często korzystać z osiągów auta. Te zaś są więcej, niż zadowalające - sprint do 100 km/h trwa jedynie 7,1 s, a prędkość maksymalna to 243 km/h. To wyniki, których jeszcze kilka lat temu nie powstydziłby się niejeden hot hatch.
Podobnie też jak usportowiony hatchback, tak i testowany Superb, całą swoją moc przekazuje tylko na przednie koła, a to czasami bywa problematyczne. Korzystając z pełni możliwości silnika musimy się liczyć z problemami z trakcją nawet na suchej nawierzchni. Skoda niestety przewiduje napęd 4x4 tylko do wersji 150- oraz 280-konnej, a także do 2-litrowych diesli.
Buksujące przednie koła trochę nie pasują do rodzinnego kombi, a także do auta zapewniającego... namiastkę luksusu. "Nasz" Superb to flagowa odmiana Laurin&Klement, a więc seryjnie wyposażona między innymi w skórzaną tapicerkę, elektrycznie sterowane fotele, nawigację, trójstrefową klimatyzację, adaptacyjne zawieszenie i mnóstwo innych elementów. Testowany egzemplarz oferował także ogrzewanie przednich i tylnych foteli, a także wentylację tych pierwszych. Z kolei osoba podróżująca za pasażerem z przodu ma możliwość regulacji ustawienia fotela przed sobą, za pomocą dedykowanych przełączników umieszczonych w oparciu. Zupełnie jak w reprezentacyjnej limuzynie.
Skojarzenia z autami z wyższej półki wzbudziła w nas też tapicerka. Brązowa skóra jest spotykana głównie w samochodach "premium", a w przypadku Skody zarezerwowano ją wyłącznie dla wersji Laurin & Klement. Przy okazji brązowy kolor mają także plastiki na dolnej części deski rozdzielczej, boczki drzwi czy też obudowa tunelu środkowego.
Ciekawostką, mającą nadawać "ekskluzywności" nadwoziu testowanego Superba, są niewątpliwie 19-calowe alufelgi. Flagowa wersja seryjnie porusza się na obręczach w rozmiarze 18 cali, które możemy zamienić na takie o rozmiar większe, co kosztuje 1100 zł. "Nasz" egzemplarz miał je jednak w wersji... polerowanej, niczym w reprezentacyjnej limuzynie. Ich koszt to, bagatela, 6700 zł! Czy warto? Zdecydowanie nie - felgi takie wyglądają nieźle, ale odstraszają ceną, zaś profil opony robi się wtedy niebezpiecznie niski jak na polskie drogi (choć komfort pozostaje na niezłym poziomie). Jeśli jednak wizja Superba na polerowanych "alusach" jest dla was pociągająca, to zestawcie je raczej z czarnym lakierem i dobierzcie pakiet stylistyczny Chrom (3300 zł).
Rodzinne kombi z mocnym benzynowym silnikiem i namiastką luksusu - czy takie połączenie ma sens? Jak najbardziej - nie każdy pokonuje na tyle duże dystanse, aby uzasadniać dopłatę do diesla, a dużą moc łatwo docenimy, kiedy przyjedzie nam wyprzedzić tira podczas wakacyjnego wyjazdu. Natomiast odmiana Laurin&Klement to oczywisty wybór dla każdego, kto chce bogato wyposażonego Superba - jego kupno jest po prostu bardziej korzystne, niż doposażanie innych odmian. "Korzystnie" nie znaczy jednak "tanio" - 158 800 zł to cena "na dzień dobry" w przypadku testowanej wersji. Natomiast prezentowany egzemplarz, po uwzględnieniu garści dodatków, to już wydatek 189 tys. zł.
Michał Domański