Range Rover Sport SVR – kipiący charakterem
Rok temu mieliśmy okazję testować Range Rovera Sport z 5-litrowym, wspomaganym kompresorem, silnikiem. Chociaż nie była to odmiana sportowa, to zarówno osiągami, jak i charakterem dokładnie takie wrażenie sprawiała. Z tym większym entuzjazmem rozpoczęliśmy test wersji prawdziwie sportowej, a do tego poddanej niedawnej modernizacji.
Na pierwszy rzut oka ktoś mógłby pomyśleć, że na naszym redakcyjnym parkingu stanął ponownie ten sam Range Rover Sport. Biały egzemplarz z czarnym dachem i słupkami, poruszający się a ogromnych felgach, przez ramiona których prześwitują czerwone zaciski hamulców. Bardziej uważny obserwator dostrzeże jednak zmienione zderzaki, nakładki na progi oraz cztery końcówki układu wydechowego i dyfuzor między nimi.
Bardziej agresywna stylizacja to naturalnie elementy zarezerwowane dla wersji SVR. To, że mamy do czynienia z odmianą po modernizacji możemy rozpoznać po światłach. Nie zmienił się co prawda ich kształt, ale wnętrze już tak. Założeniem nie było tylko nadanie bardziej atrakcyjnego wyglądu (np. z tyłu pojawił się animowany kierunkowskaz), ale przede wszystkim poprawę widoczności - przednie reflektory są teraz matrycowe, a w światłach drogowych wykorzystywano technologię laserową, zapewniającą rewelacyjny zasięg.
Niedawna modernizacja Range Rovera Sport przyniosła prawdziwą rewolucję we wnętrzu, a to za sprawą deski rozdzielczej zaadaptowanej z Velara. Zamiast przeciętnie się już prezentujących elementów, takich jak panel klimatyzacji, czy wirtualnych zegarów o przeciętnie prezentującej się grafice, otrzymaliśmy prawdziwie nowoczesne wnętrze. Panel klimatyzacji ma formę dużego ekranu z "wbitymi" w niego dwoma pokrętłami, które mogą mieć różne funkcje (zależnie co się w nich wyświetla). Obsługujemy nim też klika innych ustawień (np. tryby jazdy, fotele).
Górny ekran z kolei bardzo przypomina dotychczas stosowany, ale ma odświeżoną grafikę i możemy elektrycznie regulować kąt jego nachylenia. Nowe są także wirtualne zegary oraz wyświetlacz head-up (wreszcie kolorowy), a także przełączniki na kierownicy. Układ pozostał ten sam, ale teraz wyglądają jak pokryte lakierem fortepianowym, a oznaczenia pojawiają się na nich dopiero po uruchomieniu auta. Obsługuje się je wygodnie i prezentują się bardzo elegancko. Wszystkie te zmiany znacząco odświeżyły wnętrze Range Rovera Sport, ale mamy jedno zastrzeżenie - w czasie testu dwa razy zdarzyło się, że system uruchamiał się zauważalnie dłużej, niż zwykle, przez co musieliśmy poczekać chwilę po uruchomieniu auta, aby na przykład wybrać na dolnym ekranie interesujący nas tryb jazdy.
Bardzo dobre wrażenie zrobiły na nas natomiast fotele, które wyglądają tak, jakby były pożyczone z jakiegoś sportowego coupe. Niech was jednak nie zmyli ich "kubełkowa" prezencja - są przede wszystkim wygodne. Świetnie prezentuje się również tylna kanapa, gdzie zewnętrzne miejsca również mają zintegrowane zagłówki. Podobnie też jak przednie, mogą być ogrzewane i wentylowane.
W ramach modernizacji, Range Rover Sport SVR otrzymał także nieznacznie wzmocniony silnik - z 550 do 575 KM. Pozwoliło to na skrócenie czasu potrzebnego na sprint do 100 km/h z 4,7 do 4,5 s. Wart podkreślenia jest także fakt, że prędkość maksymalna nie jest elektronicznie ograniczona, więc możemy, tym ważącym 2,3 t SUVem, rozpędzić się nawet do 283 km/h!
Suche liczby nie oddają jednak ani w połowie wrażeń towarzyszących prowadzeniu wersji SVR. Od pewnego czasu można zaobserwować trend łagodzenia samochodów. Nawet tych bardzo szybkich. Potrafią wykręcać świetne czasy, ale kiedy po prostu mocniej wciśniemy gaz, reakcja jest dość rozmyta - nie ma w niej zbyt wiele sportowego temperamentu. Range Rover Sport jest jednak inny - agresywny wręcz. Jeśli gwałtownie ruszycie prawą nogą, pasażerowie równie gwałtownie uderzą głowami w zagłówki. Dokładnie tak, jak powinno być w aucie o sportowym charakterze.
Drugim wyróżnikiem SVRa są zdecydowanie dźwięki, jakie towarzyszą nam podczas jazdy. W czasach, gdy silniki V8 brzmią jak V6, ten pod maską Sporta dudni tak, jak powinna prawdziwa widlasta "ósemka". Jakby tego było jednak mało, Range Rover przygotował aktywny wydech, który potrafi "drzeć się" i strzelać tak, że aż echo niesie się po okolicy. Nie żartujemy. Brzmi po prostu wspaniale.
Pewnym problemem tego modelu jest natomiast układ jezdny, który nie nadąża za możliwościami mocarnego silnika. Nawet po obniżeniu i utwardzeniu zawieszenia nadwozie wyraźnie się przechyla, a układ kierowniczy daje nieco rozmyty obraz tego, co dzieje się z przednimi kołami. Jak na wielkiego, ciężkiego SUVa jest naprawdę świetnie. Ale do auta sportowego sporo brakuje.
Na pocieszenie dodamy natomiast, że najmocniejsza wersja nie straciła swoich możliwości terenowych. Nadal możemy wybierać między trybami na różne rodzaje bezdroży, podnieść zawieszenie, a nawet aktywować reduktor! Uważajcie tylko na felgi - najmniejsze dostępne w SVR mają 21 cali.
Range Rover SVR to samochód przesadzony właściwie pod każdym względem. Jest wielki, bardzo luksusowy, kipi nadmiarem mocy, straszy innych kierowców wydechem no i kto wpadł na pomysł, żeby zrobić auto, które jest jednocześnie sportowe i terenowe? Innymi słowy ma w sobie tyle charakteru, że wystarczyłoby na kilka, całkiem interesujących, modeli. I właśnie za to po prostu nie sposób go nie lubić. I nie żałować, że nie mamy 705 500 zł, aby go sobie kupić.
Michał Domański