Nissan Ariya e-4ORCE to zaskakująco dobry SUV, choć swoje wady ma
Kiedy Nissan wprowadzał na rynek pierwszą generację Leafa, było to auto unikalne i na swój sposób przełomowe. Ariya ma o wiele trudniejsze zadanie, ponieważ obecnie nie brakuje na rynku zarówno SUV-ów, jak i samochodów elektrycznych. Czy mimo tego jest w stanie wyróżnić się na tle konkurencji?
Eksperymenty z samochodami elektrycznymi podejmowali różni producenci całe dekady temu. Kiedy jednak w 2010 roku zadebiutował Nissan Leaf, był on jednym z pierwszych elektryków dostępnych w normalnej sprzedaży a nie tylko na zamówienie i w ramach krótkiej serii. Zapewniał przy tym bardzo dobry na owe czasy zasięg 200 km i był kompaktowym hatchbackiem, a więc autem całkiem uniwersalnym i praktycznym. Miał do tego dość niecodzienną stylistykę zgodnie z ówczesnym trendem, w myśl którego zelektryfikowane modele musiały być możliwie udziwnione.
Przewijamy 12 lat do przodu i rynek samochodów elektrycznych przez ten czas bardzo się rozrósł, a modele takie oferuje każdy producent i to zwykle kilka. Nissan musiał więc wyjść do klientów z zupełnie nową propozycją i tym właśnie jest Ariya.
Już pierwszy rzut oka na ten model daje jasno do zrozumienia, że Japończycy doskonale rozumieją obecne trendy na rynku. Potrzebowali czegoś robiącego znacznie mocniejsze wrażenie, niż kolejna inkarnacja Leafa (druga odsłona tego modelu debiutowała w 2017 roku). A ponieważ obecnie największym zainteresowaniem cieszą się SUV-y, postawiono właśnie na ten rodzaj nadwozia. Nissan poszedł jednak o krok dalej i jest SUV-em w stylu coupe z opadającą linią dachu i mocno pochyloną tylną szybą.
Nie sposób nie zwrócić też uwagi na bardzo wyrazistą stylistykę z wyjątkowo wąskimi reflektorami, przez które ma się trochę wrażenie, że to jeszcze prototyp a produkcja seryjna wymusi zastosowanie innego oświetlenia. Nissan Ariya niewątpliwie wyróżnia się pośród innych SUV-ów na drodze, szczególnie gdy wybierzecie dwukolorowe malowanie nadwozia. Testowany egzemplarz cały był w jednym kolorze i, wierzcie lub nie, był to kolor zielony. Bardzo ciemny perłowy lakier podczas ponurej pogody odkrywał swoją zieleń tylko przy bliższej inspekcji, ale zależnie od kąta padania światła, pojawiał się także fiolet. Efekt przywodzi na myśl lakier "kameleon", jaki można było zamówić do Primery P11, ale w Ariyi jest on znacznie bardziej stonowany.
Całkiem oryginalnie i nowocześnie zaprojektowano także wnętrze Nissana Ariya. W pierwszej chwili po zajęciu miejsca za kierownicą, największą uwagę zwracają dwa połączone ze sobą ekrany o przekątnej 12,3 cala. Prezentują się nowocześnie i stanowią nawiązanie do tego, co oferują niektóre marki premium, a umieszczenie skrótów do najważniejszych funkcji systemu infotainment z boku ekranu poprawia ergonomię. Samo menu rozplanowane jest poprawnie, ale nie zachwyca. Są na rynku nowocześniejsze multimedia, a sterowanie ustawieniami samochodu na ekranie zegarów i zmuszanie kierowcy do przeklikiwania się między opcjami przełącznikami na kierownicy, to przykład źle pojętego przywiązania do dawnych rozwiązań.
Szybko uwagę zwraca jednak co innego, a mianowicie szeroka drewniana listwa biegnąca przez całą deskę rozdzielczą z wyczuwalną pod palcami fakturą, na której po uruchomieniu samochodu wyświetlają się dotykowe przyciski klimatyzacji. To wraz z tapicerowanymi elementami deski rozdzielczej sprawia wrażenie podróżowania samochodem klasy premium. Szczególnie gdy wybierzecie konfigurację z jasną skórą a nie, jak w testowanym egzemplarzu, z czarnym welurem i skórą ekologiczną.
Wrażenie to wzmaga także lewitująca centralna konsola, którą można elektrycznie przesuwać do przodu i do tyłu. Nie bardzo mam tylko pomysł, po co - to nie tak, że z tyłu znajdują się jakieś schowki i uchwyty, z których po przesunięciu łatwiej skorzystają podróżni na tylnej kanapie. Po prostu zabierzemy im w ten sposób trochę miejsca. Klimat premium stara się wprowadzić także elektryczne wysuwana półka z dolnej części deski rozdzielczej. Wygląda to ciekawie, ale znacznie szybciej i prościej byłoby, gdyby w jej miejscu umieszczono po prostu ręcznie otwierany schowek.
Jak na SUV-a klasy średniej przystało, Ariya oferuje sporo miejsca na tylnej kanapie, a zupełnie płaska podłoga pozwala poważnie myśleć o przewożeniu tu trzech osób. Trochę rozczarowuje za to bagażnik mający tylko 415 l pojemności (w autach z napędem na przód 468 l), a pod maską nie znajdziemy dodatkowego schowka, jak w części elektryków.
Nissan Ariya dostępny jest w czterech wariantach układu napędowego, a ja miałem okazję testować niemal najmocniejszą odmianę. Rozwija ona 306 KM i poza świetnymi osiągami (sprint do 100 km/h w 5,7 s) wyróżnia się też tym, że w przeciwieństwie do słabszych odmian, ma napęd na wszystkie koła. Raczej nie oczekujcie jednak sportowych wrażeń z jazdy - jak to w elektryku reakcja na gaz jest natychmiastowa, ale nie wywołuje szybszego bicia serca. Ariya bardzo dobrze radzi sobie też w zakrętach, co po części jest zasługą nisko położonego środka ciężkości, a po części charakterystyki zawieszenia, która mogła by być nieco bardziej nastawiona na komfort, bo dość wyraźnie odczuwane są nierówności podczas jazdy.
Poza bazową odmianą, wszystkie wersje mają na pokładzie większą baterię, co oznacza 87 kWh pojemności (91 kWh brutto). To już naprawdę spora wartość, którą jeszcze niedawno spotykało się raczej w samochodach klasy wyższej. Mimo to zasięg wynoszący 515 km można określić najwyżej jako zadowalający. Podczas testu przy temperaturach dochodzących do -9 st. Celsjusza realny zasięg nieznacznie przekraczał 300 km.
Ładowanie Nissana Ariya w warunkach domowych (korzystając z wallboxa o mocy 7,4 kw) zajmuje około 13,5 godziny i kosztuje w przybliżeniu 33 zł (od 10 do 100 proc. naładowania). Z kolei korzystając z szybkiej ładowarki (130 kW) potrzebujemy tylko 30 minut (naładowanie od 20 do 80 proc.), ale koszt wyniesie około 170 zł (zależnie od cennika operatora).
Nissan bez wątpienia chciał, aby Ariya była SUV-em wyrazistym, dynamicznym i dającym poczucie podróżowania samochodem z nieco wyższej półki. Moim zdaniem realizacja tego planu udała się bardzo dobrze i otrzymaliśmy samochód, który zdecydowanie potrafi się wyróżnić z tłumu i dać kierowcy poczucie podróżowania autem mającym cechy kojarzone z markami premium, takie jak bardzo dobre wykończenie wnętrza, pomysłowe rozwiązania (dotykowy panel na drewnie), bogate wyposażenie oraz świetne osiągi.
Z drugiej jednak strony, trzeba pogodzić się z utrudnioną obsługą na przykład ustawień samochodu, przeciętnej wielkości bagażnikiem oraz zawieszeniem niekoniecznie nastawionym na komfort.
Najtańsza Ariya kosztuje 222 tys. zł natomiast testowana odmiana Evolve z 20-calowymi felgami (naprawdę cennik przewiduje taką wersję wyposażenia, wskazującą na rozmiar felg) to wydatek 297 tys. zł. Konkurencyjna Skoda Enyaq Coupe RS kosztuje 302 tys. zł, zaś Volkswagen ID.5 GTX 280 tys. zł. W przeciwieństwie jednak do nich SUV Nissana ma w standardzie kompletne wyposażenie (poza skórzaną tapicerką).