Mitsubishi lancerem po Polsce B. Jest po co jechać?

Tzw. ściana wschodnia uznawana jest za Polskę B.

Potocznie sądzi się, że panuje tam wielka bieda, drogi są dziurawe, a po ulicach biegają niedźwiedzie, może nawet białe... Czy ten obraz wschodnich województw Polski jest prawdziwy? Postanowiliśmy to sprawdzić, a w drogę ruszyliśmy naszą "testówką" - mitsubishi lancerem.

Uważnie czytelnicy naszego serwisu wiedzą, że auto to już od pewnego czasu jest w naszej redakcji. Mniej uważnym przypomnijmy, że to biały sedan napędzany podstawowym silnikiem benzynowym o pojemności 1.6 i mocy 117 KM, wyposażony w manualną, pięciostopniową skrzynię biegów.

Reklama

Nasz testowy egzemplarz to limitowana edycja inspire. Cechuje ją klimatyzacja, pakiet elektryczny (szyby, lusterka), wielofunkcyjna kierownica ze sterowaniem systemem multimedialnym Alpine (zawiera m.in. nawigację z dużym dotykowym ekranem) oraz obszyte skórą i alcantarą fotele.

W trasę ruszyliśmy z Krakowa. Niestety, pod względem połączeń drogowych z resztą kraju, wschód to rzeczywiście Polska B. Autostrada A4 jest w budowie, kolejni wykonawcy bankrutują i porzucają place budów a droga, która miała być gotowa na Euro, będzie gotowa... w zasadzie nie wiadomo kiedy.

Jednak sytuacja z A4 i tak jest lepsza niż z A2, która od Warszawy ma prowadzić do wschodniej granicy. Tam prac jeszcze nawet nie podjęto...

Inne drogi prowadzące na wschód to wiodąca przez Warszawę na Mazury krajowa "ósemka", która w wielkich bólach powoli przeradza się w ekspresową drogę S8, oraz wiodąca do Lublina "dwunastka". Tu sytuacja jest jeszcze gorsza, bo plany przemianowania na S12 są, ale odłożone na bliżej nieokreśloną przyszłość. W budowie jest tylko niewielki odcinek połączony z budową obwodnicy Lublina. Przebudowywany jest również kilkunastokilometrowy odcinek drogi na wschód od Lublina, w kierunku Chełma i Zamościa.

Inne drogi na wschód to prowadząca z Radomia nr 12 i z Kielc - nr 74. Obie jednopasmowe, a na uwagę zasługuje droga kielecka. Otóż niedawno zakończono tam przebudową do drogi ekspresowej. Oddany odcinek znajduje się koło Kielc i ma... mniej niż 10 km!

My z Krakowa ruszyliśmy w kierunku Sandomierza, tzw. nadwiślanką. W ciągu kilkunastu ostatnich lat w znacznej mierze droga ta otrzymała nowy asfalt, ale wciąż jest wąska (brak poboczy) i przebiega przez tereny zabudowane. Od razu odczuwamy pewne niedostatki mocy. Lancer wiezie cztery osoby i bagaże, a już samo auto waży 1300 kg. Każde wyprzedzenie wymaga więc redukcji do trzeciego biegu i wejścia na wysokie obroty.

Trasa z Krakowa do Sandomierza ma ok 150 km. W Sandomierzu warto się zatrzymać. Po niedawnej powodzi nie ma śladu, a w miejscach spustoszonych przez wodę zbudowano specjalne zatoczki, gdzie można pożyczyć rowerki. Koniecznie trzeba również odwiedzić zamek i zabytkowy sandomierski rynek.

W dalszą trasę ruszamy w kierunku Annopola. Miejscowość znana jest głównie z... radia. W Annopolu znajduje jeden z dłuższych mostów w Polsce (ma ponad 570 m długości) oraz stacja pomiaru głębokości Wisły. To właśnie z niej pochodzą codzienne raporty publikowane przez Polskie Radio.

Kolejne kilometry to droga równa, znów niedawno poddana poważnemu remontowi, ale również wąska, kręta i jednopasmowa. A ruch wcale nie jest mały. Chwilę wytchnienia i możliwość wyprzedzenia daje dopiero niedawno oddana do ruchu obwodnica Kraśnika, która częściowo jest dwupasmowa.

Dojeżdżając do końca obwodnicy należy wybrać jedną z dróg. Nr 19 prowadzi do Janowa Lubelskiego, od którego nazwę wzięły okoliczne rozległe lasy i dalej do Szczebrzeszyna (warto zobaczyć Park Krajobrazowy) oraz pięknego Zamościa, który ze względu na zabudowę zwany jest perłą renesansu lub Padwą północy. My jednak kierujemy się do Lublina, droga staje się prosta i szeroka, ale dla odmiany zawieszenie lancera ma co robić, gdyż asfalt jest nierówny, chociaż i tu sytuacja się poprawia.

Sam Lublin to duże miasto ze wszystkimi jego przywarami. W zależności od pory dnia można po prostu trafić na korki. Miasto z zachodu na wschód przecina szeroka trzypasmowa ulica. Im bliżej wyjazdu, tym gorzej, ulica najpierw traci jeden pas, a potem ze względu na budowę drogi ekspresowej - kolejny. Kilkanaście kolejnych kilometrów to jazda w kolumnie bez możliwości wyprzedzania.

Dalej obieramy kurs na Chełm. Droga staje się szybsza. Wciąż jest jednopasmowa, ale prosta i szeroka, ma pobocza, tereny zabudowane są rzadkie, dookoła głównie pola uprawne. Od czasu do czasu trafiamy na stacjonarne fotoradary (lub puste skrzynki), które są jednak wyraźnie oznakowane.

W Chełmie, który starszym czytelnikom znany jest jako miejsce ogłoszenia manifestu PKWN oraz 9-dniowa stolica Polski, warto zwiedzić podziemia kredowe. Miasto stoi na wzgórzu kredowym, a pod nim rozciągają się korytarze, w których panuje zawsze temperatura 9 stopni Celsjusza, i w których można spotkać... ducha Bielucha.

Na zewnątrz jest jednak ciepło. Klimatyzacja pracuje, we wnętrzu lancera jest przyjemnie. Biały lakier ma swoje zalety, nie przeprowadziliśmy dokładnych testów, ale organoleptycznie można stwierdzić, że zaparkowany lancer nagrzewa się znacznie mniej niż samochody w innych, szczególnie ciemnych kolorach. To oznacza, że klimatyzacja nie musi pracować na wysokich obrotach, a więc zużywa mniej paliwa. Korzyść jest niewielka, ale wymierna.

Apropos zużycia paliwa. Komputer twierdzi, że na 330-kilometrowej trasie spalanie wyniosło średnio 6,4 l/100 km. To przyzwoity wynik, nie zapominajmy o obciążeniu samochodu i częstych manewrach wyprzedzania.

Z Chełma do granicy w Dorohusku jest już tylko 25 km. My jednak wjeżdżać na Ukrainę nie zamierzamy. 40 km na północ od Chełma znajduje się niewielka Włodawa. Miasto leży nad Bugiem, a ciekawostką jest fakt, że zaledwie 5 km na wschód stykają się granice trzech państw: Polski, Białorusi i Ukrainy. Z polskiej strony dojechać tam można tylko polnymi drogami, nie podejmujemy więc tego wyzwania.

Kilka kilometrów od Włodawy znajduje się Sobibór. Obecnie to malutka wioska, w czasie wojny znajdował się tam niemiecki obóz zagłady, w którym zginęło około 250 tys. Żydów. Obóz został zlikwidowany po buncie i ucieczce kilkuset więźniów, obecnie w miejscu obozu znajduje się muzeum.

Rzut oka na samochodową nawigację pokazuje, że niemal wszędzie dookoła rosną lasy. Rzeczywiście są to tzw. lasy Sobiborsko-Włodawskie. A skoro jesteśmy już przy nawigacji, to niestety nie powala ona na kolana. Mapy są aktualne, ale logika wyznaczania trasy jest daleka od doskonałości. Wybierać można tylko pomiędzy dwoma rodzajami tras: szybką i krótką. Krótka prowadzi niemalże po drogach lokalnych, a szybka - każe nadkładać kilometry drogi. Być może sytuacja uległaby zmianie po modyfikacji prędkości przypisanych do poszczególnych kategorii dróg. Fabryczne są bowiem znacznie zaniżone, z prowizorycznych obliczeń wynika, że na drogach krajowych przyjęto średnią prędkość 30 km/h... Rozumiemy, że Polska, że drogi jednopasmowe i niebezpieczne, ale jednak samochody jeżdżą trochę szybciej.

5 km na południe od Włodawy znajduje się największa atrakcja okolicy. Okuninka nad Jeziorem Białym to prawdziwe, skomercjalizowane centrum turystyczne. Jednak jeśli ktoś szuka spokoju a nie gwaru typowego dla nadmorskich kurortów, bez problemu znajdzie spokojną i względnie pustą plażę. A jezioro zachęca do kąpieli przejrzystą i zaliczaną do pierwszej klasy czystości wodą oraz piaszczystym dnem.

Jeśli ktoś preferuje bardziej aktywne formy wypoczynku, może wybrać rower. W okolicach wytyczono wiele rowerowych tras, znaczna ich część biegnie lasami, gdzie w ciszy i spokoju można przeżywać bliskie spotkania z naturą.

Podróżując po tych okolicach w celach krajoznawczych warto ominąć prostą i nudną trasę Chełm-Włodwa i przejechać się tzw. "nadbużanką". Jak sama nazwa wskazuje wiedzie ona przy samej granicy Polski, wśród lasów i pól. Rejon ten upodobały sobie bociany, których w okolicy jest naprawdę bardzo dużo. Wprost przeciwnie do samochodów i ludzi. Na trasie znajduje się dosłownie kilka niewielkich wiosek.

Naszą wyprawę testowy mitsubishi lancer zniósł bardzo dzielnie. Samochód swobodnie mieści cztery osoby, chociaż pięciu byłoby już ciasno. Bagażnik ma 410 litrów pojemności, co jest wynikiem przeciętnym w tym segmencie. Jego kształty są jednak regularne, dzięki czemu nie ma problemu z wykorzystaniem przestrzeni.

Samochód, również załadowany, prowadzi się pewnie. Bardziej dynamicznie jeżdżący kierowcy mogą odczuwać niedostatki mocy, jednak jest to rekompensowane podczas wizyt na stacjach benzynowych.

Na postoju jednostka napędowa jest niemal niesłyszalna, natomiast podczas jazdy dźwięk silnika jest stosunkowo donośny, jeździliśmy już samochodami kompaktowymi, które były lepiej wyciszone. Szkoda, że lancer nie został wyposażony w sześciostopniową skrzynię biegów, pozwoliłoby to obniżyć obroty silnika, a więc równocześnie hałas i zużycie paliwa.

Pewną ostrożność trzeba wykazać podczas parkowania lancera. Kilka razy zdarzyło nam się zahaczyć przodem o krawężnik. Jak się okazuje pod zderzakiem wiszą specjalne osłony i to one przycierają, więc szkód nie ma. Jednak inne samochody w tych samych miejscach nie mają problemów, być może te osłony stanowią swego rodzaju ostrzeżenie, że do zderzaka dużo nie zostało.

To nie koniec naszego testu lancera. Wkrótce relacje z kolejnych wypraw.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy