Mercedes E 300 de – niekonwencjonalna hybryda

Samochody z napędem hybrydowym zdobywają coraz większą popularność również w Polsce. Niemal wszystkie mają układ napędowy zaprojektowany według takich samych założeń. W przypadku testowanej klasy E Mercedes nieco wyłamał się ze schematu, chcąc stworzyć auto maksymalnie oszczędne. Pytanie na ile się to udało.

Klasyczna hybryda składa się z wolnossącego i niewysilonego silnika benzynowego (zwykle pracującego w cyklu Atkinsona), wspomagającego go motoru elektrycznego oraz bezstopniowej przekładni automatycznej. Według takiej formuły tworzy od początku swoje hybrydy Toyota, ale inni producenci często wyłamują się z tego schematu. Przykładowo Koreańczycy (Kia, Hyundai) stosują skrzynie dwusprzęgłowe, a z kolei niemieccy producenci nie raz łączyli silniki elektryczne z wysokoprężnymi.

Według tej ostatniej formuły zaprojektowano układ napędowy testowanego E 300 de. Do dobrze znanego 2-litrowego silnika o mocy 194 KM, dołączył motor elektryczny generujący 122 KM. Kierowca ma do dyspozycji w sumie 306 KM mocy systemowej oraz 700 Nm maksymalnego momentu obrotowego (400 Nm generuje diesel, a 440 Nm "elektryk").

Reklama

Patrząc na te dane techniczne można łatwo dojść do wniosku, że zamiast do oszczędzania, hybryda Mercedesa zachęca raczej do dynamicznej jazdy. I rzeczywiście mocniejsze wciśnięcie gazu spotyka się z żywiołową wręcz reakcją i po zaledwie 5,9 s zobaczymy na prędkościomierzu 100 km/h. 9-biegowa skrzynia automatyczna sprawnie żongluje przełożeniami. Jedynym "słabym ogniwem" jest tu brak napędu na wszystkie koła - tylna oś zwyczajnie nie radzi sobie z taką falą niutonometrów i kontrola trakcji ma tu pełne ręce roboty.

Czas jednak zejść trochę na ziemię i przyjrzeć się E 300 de jak modelowi, który ma być przede wszystkim oszczędny. Kiedy naładujemy "do pełna" akumulator o pojemności 13,5 kWh, powinniśmy móc przejechać do 54 km korzystając wyłącznie z energii elektrycznej. Przynajmniej według producenta, realnie jest to raczej około 40 km. Dynamika auta jest zadowalająca (pomimo masy własnej nieznacznie przekraczającej 2 tony!) i pozwala utrzymać tempo typowego ruchu miejskiego. Prędkość maksymalna w tym trybie to 130 km/h.

Uzupełnianie energii trochę trwa, ale nie musimy koniecznie zaopatrywać się w tak zwanego wallboxa, czyli ładowarkę naścienną. Przy użyciu standardowego gniazdka i stanie baterii 13%, samochód oszacował, że będzie w pełni naładowany po 6 godzinach.

Przy niskim stanie baterii E 300 de jedzie jak typowa hybryda, a więc stara się nadal korzystać tylko z silnika elektrycznego, ale jeśli nie muskamy gazu, łatwo "wybudzić" jednostkę spalinową. Tu niestety pojawia się pewien dysonans, wynikający z zastosowania diesla. W innych hybrydach moment włączenia się silnika jest słyszalny, ale zwykle nienatarczywy (chyba że mocno wciskamy gaz). Tutaj czeka nas niemiłe zaskoczenie w postaci warkotu zimnego diesla. Nie chodzi tu o to, że Mercedes źle wyciszył swoją limuzynę, ale o kontrast między niemal bezgłośnym poruszaniem się, a nagłym dźwiękiem pracy silnika wysokoprężnego.

Niewątpliwie jednak hybryda z dieslem ma sens, ponieważ po rozładowaniu akumulatorów spalanie w ruchu miejskim wynosiło około 6 l/100 km. Spokojna jazda w trasie obniżała te wartości o około litr. Nie jest to rekord wśród hybryd, ale biorąc pod uwagę masę oraz moc samochodu, wartości te wyglądają naprawdę zachęcająco.

Mercedes nie wyeliminował niestety pewnych niedogodności związanych z dodaniem do modelu spalinowego układu hybrydowego. Mowa oczywiście o bateriach, które znalazły się w bagażniku, wyraźnie ograniczając możliwości przewozowe. Do dyspozycji nadal jest niezłe 400 l (mniej o 140 l), ale akumulator spowodował powstanie sporego schodka. Mniejszy jest także bak paliwa, w którym zmieści się jedynie 50 l.

Musimy przyznać, że pomysł Mercedesa na hybrydową klasę E jest naprawdę udany. E 300 de jest samochodem, który pozostaje oszczędny w każdych warunkach - w mieście możemy poruszać się w trybie zeroemisyjnym, a w trasie zdać się na dynamicznego i oszczędnego diesla. Jeśli ktoś jednak nie robi na tyle dużych przebiegów, aby czuł potrzebę posiadania auta z silnikiem wysokoprężnym, dostępna jest alternatywa - E 300 e, gdzie głównym źródłem napędu jest 2-litrowy "benzyniak" (211 KM). Pozostałe elementy układy hybrydowego są takie same.

Podobno oszczędzają tylko bogaci i zdecydowanie tak jest w przypadku testowanej klasy E. Odmiana 220 d (na której bazuje 300 de) kosztuje 213 700 zł, a hybryda wymaga wyłożenia 270 600 zł. Trudno tak dużą różnicę w cenie uzasadnić oszczędnościami w paliwie, a posiadanie hybrydy plug-in nie wiąże się w Polsce z żadnymi benefitami. Prezydent podpisał co prawda niedawno nowelizację obniżającą akcyzę na takie auta o połowę, ale w przypadku 300 de oznacza to obniżenie jej z 3,1 do 1,55 procenta. Nie ma więc co liczyć na zauważalną obniżkę w salonie Mercedesa.

Kupić hybrydową klasę E warto więc jedynie z własnego przekonania i dla przyjemności bezgłośnej jazdy w trybie elektrycznym. A jeśli chcecie po prostu kupić szybką i oszczędną klasę E, to wybierzcie wersję 300 d. Napędzający ją 2-litrowy diesel generuje 245 KM i pozwala na sprint do 100 km/h w 6,2 s, a kosztuje "tylko" 235 600 zł.

Michał Domański


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy