Lexus RC 300h – rozsądne gran turismo
Kupując samochód z nadwoziem coupe (sportowy czy nie) kierujemy się raczej emocjami, niż rozsądkiem. Naturalne jest więc to, że pod maski takich aut trafiają niemal wyłącznie mocne albo bardzo mocne silniki. Lexus jednak postanowił nieco inaczej ukierunkować swoją gamę zmodernizowanego RC.
Face lifting nie przyniósł rewolucji w oferowanym od 2014 roku coupe klasy średniej Lexusa, ale dzięki niemu auto prezentuje się wyraźnie nowocześniej. Zmiany w pasie przednim i tylnym są co prawda bardzo subtelne, ale nowe, diodowe reflektory nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że mamy do czynienia z nowszą odsłoną modelu RC.
Dużych zmian nie znajdziemy także we wnętrzu, ale nie znaczy to, że są one niezauważalne. Przykładowo wykończenie konsoli środkowej, choć nadal plastikowe, ma teraz fakturę przypominającą szczotkowane aluminium, przez co wygląda zdecydowanie lepiej, niż dotychczas. Nowa jest także... tarcza analogowego zegarka.
Najważniejsza nowość to system multimedialny, z ekranem o przekątnej 10,3 cala (wcześniej 7 cali) i nowym oprogramowaniem. Poprawa względem poprzednika jest wyraźna, ale nadal zarówno pod względem grafiki, jak i samej obsługi, jest w tyle za konkurencją. Nie pomaga fakt pozostania przy mało wygodnym sterowaniu za pomocą centralnie umieszczonego touchpada. Pocieszeniem jest natomiast kompatybilność z systemami Android Auto i Apple CarPlay.
Modernizacja wpłynęła również na gamę jednostek napędowych, z której zniknęła doładowana wersja 200t (245 KM) oraz 350 z wolnossącym V6 (318 KM). Japończycy nie przygotowali niestety żadnego zastępstwa dla tych silników, dlatego też jedyny napęd obecnie dostępny w Lexusie RC (nie licząc 5-litrowej odmiany RC F) to hybrydowe 300h.
Na ten układ napędowy składa się 2,5-litrowa jednostka benzynowa o mocy 181 KM i generująca 221 Nm oraz motor elektryczny oferujący 143 KM i 300 Nm. Systemowo kierowca otrzymuje do dyspozycji 223 KM, co przekłada się na sprint do 100 km/h w 8,6 s oraz prędkość maksymalną 190 km/h.
Prawda jest taka, że to wartości w zupełności wystarczające w codziennym użytkowaniu i zarówno w mieście, jak i na autostradzie. Z drugiej jednak strony mamy do czynienia z dużym coupe, a takie auta jednoznacznie przywodzą na myśl bardzo dobre osiągi. Szczególnie w przypadku testowanego egzemplarza w wersji F Sport (a więc posiadającej sportowe dodatki) i pokrytego rzucającym się w oczy lakierem Lava Orange. Zdecydowanie "nasz" RC wyglądał na o wiele szybszego, niż jest w rzeczywistości.
Ten fakt, przyznajemy otwarcie, trochę nam na początku przeszkadzał. W szukaniu sportowych doznań nie pomagała również bezstopniowa przekładnia, utrzymująca jednostajne obroty podczas przyspieszania. Starano się temu zaradzić programując ją tak, aby czasami "udawała" zmianę przełożenia, a także dodając w trybach Sport S oraz Sport S+ sztucznie generowany dźwięk silnika, również mający sprawiać wrażenie, że auto wrzuca kolejne biegi. Problem w tym, że oba te elementy nie są ze sobą zsynchronizowane. W efekcie widzimy jedno (zachowanie wskazówki obrotomierza), a słyszymy drugie (dźwięk z głośników). Dokładnie tak samo działało to wcześniej i dziwimy się, że Lexus przy okazji modernizacji nie zdecydował się na stosowną zmianę w oprogramowaniu. Po chwili takiej jazdy łatwo się zirytować, podobnie jak na możliwość ręcznej zmiany predefiniowanych przełożeń, dającej wrażenie bardzo rozmytej zmiany biegów.
Zaprzestaliśmy więc prób szukania sportowych emocji i przestawiliśmy się na zrelaksowany styl jazdy, a więc taki który w sumie bardziej pasuje do hybrydowego gran turismo. Auto pozostaje wtedy bardzo ciche, często korzysta jedynie z silnika elektrycznego, a zawieszenie w trybie Normal, pomimo 19-calowych felg, zapewnia niezły komfort jazdy. Duże wrażenie robi spalanie, które podczas spokojnej (ale nie ślamazarnej) jazdy w mieście oscyluje w okolicach 8 l/100 km. A przypominamy, że mowa o samochodzie z 2,5-litrowym silnikiem benzynowym, który zależnie od wyposażenia, może ważyć nawet niemal 1,8 t!
Lexus RC 300h jest zatem świetną propozycją dla kogoś, kto chce mieć rzadko spotykane i wyróżniające się na drodze auto, ale nie zależy mu na sportowych osiągach. A także nie wymaga dużej praktyczności - na przednich (świetnie trzymających) fotelach miejsca jest oczywiście pod dostatkiem, ale tylna kanapa to miejsce dla niższych osób (najlepiej do 170 cm), a bagażnik o pojemności 340 l jest wyraźnie mniejszy, niż u konkurentów. Trochę zawiodło nas też działanie systemów bezpieczeństwa - układ wykrywający linie bardzo rzadko koryguje tor jazdy (zwykle jedynie ostrzega dźwiękowo), a tempomat z radarem działa dopiero od 40 km/h. W czasach, kiedy nawet popularne kompakty oferują systemy częściowo autonomiczne (tempomat, który zatrzymuje auto i potrafi ruszyć oraz asystent pasa ruchu, który potrafi sam poprowadzić auto po łuku drogi), tak działająca elektronika (szczególnie w aucie niedawno modernizowanym) trochę rozczarowuje.
Przyjemność z jazdy Lexusem RC 300h nie jest tania - ceny zaczynają się od 224 900 zł, a za wersję F Sport od 269 900 zł. Wyposażenie jest niemal kompletne (naturalna skóra, elektrycznie sterowane, podgrzewane i wentylowane fotele, nawigacja, adaptacyjne zawieszenie, itd.), ale testowany egzemplarz doposażony w nagłośnienie Mark Levinson, zestaw asystentów bezpieczeństwa, szyberdach oraz... czujniki parkowania (dopłata 4040 zł) wyceniono na 300 tys. zł. To niemało, ale trudno to odnieść do konkurencji, ponieważ ani Audi (A5 Coupe), ani BMW (seria 4 Coupe), ani Mercedes (klasa C Coupe) nie oferują swoich modeli z napędem hybrydowym. Najbardziej porównywalne są 2-litrowe, doładowane odmiany o mocach 184 lub 190 KM, które palą więcej, niż Lexus, ale są zauważalnie szybsze. Ich ceny to 170-180 tys. zł, ale większość elementów wyposażenia wymaga w nich dopłaty.
Lexus RC 300h to dość unikatowa propozycja na rynku. Decydując się na niego otrzymujemy rzadkie i mocno zwracające uwagę auto, który wyróżnimy się na każdym parkingu (szczególnie jeśli wybierzemy odpowiedni lakier). Z drugiej strony, to samochód zachęcający (wyłącznie) do spokojnej i zrelaksowanej jazdy. To nietypowe połączenie, ale sprawdza się zaskakująco dobrze.
Michał Domański