Lexus LS 500 - inny wymiar luksusu

Kiedy myślimy o luksusowej limuzynie, zwykle zerkamy odruchowo w stronę niemieckich marek premium. Niesłusznie, ponieważ producenci z innych krajów też mają takie modele w swojej ofercie, a wybór jednego z nich może być ciekawym sposobem na wyróżnienie się i poznanie nieco innego podejścia do motoryzacji.

Jedną z niewielu alternatyw dla niemieckiej definicji luksusu jest Lexus LS - model który dał początek tej japońskiej marce, a od trzech lat na rynku obecna jest już jego piąta generacja. O tym, że w Kraju Kwitnącej Wiśni mają nieco inne podejście do takich samochodów, niż nasi zachodni sąsiedzi, świadczy choćby sama stylistyka. Nie robi ona już co prawda aż tak dużego wrażenia, jak w momencie premiery, ale nadal LS bardzo przyciąga spojrzenia. Podczas gdy Niemcy preferują raczej zachowawczą elegancję, Lexus postawił na ostre linie reflektorów (szczególnie przednie wyglądają, jakby stylista nakreślił je przy użyciu katany), wielki grill (tradycyjnie w kształcie klepsydry) oraz bardzo długo opadającą linię dachu.

Reklama

Ten ostatni zabieg robi o tyle duże wrażenie, że Lexus LS mierzy aż 5235 mm. Dlaczego tak dużo? Japończycy uznali (całkiem słusznie zresztą), że takie samochody kupowane są przez osoby oczekujące najwyższego poziomu komfortu i przestrzeni. Raczej nie zastanawiają się one, czy ich limuzyna będzie łatwa do zaparkowania w centrum miasta. Dlatego też LS nie występuje w wersji "krótkiej", a jedynie w przedłużonej.

Podobnie jak nadwozie, również wnętrze flagowego modelu Lexusa robiło wielkie wrażenie w momencie premiery i nadal mocno się wyróżnia na tle innych limuzyn. Kluczowym określeniem w jego przypadku jest "płynne przechodzenie". Przykładowo brązowe elementy deski rozdzielczej płynnie przechodzą w boczki drzwiowe, kształt ich zakończenia jest powtórzony przez drewniane wstawki, a następnie przez trzy podwójne przeszycia. Przeszycia te płynnie schodzą w dół przez całą długość drzwi, częściowo chowając się za podłokietnikiem, który wydaje się lewitować. Inny przykład to centralne nawiewy, które idealnie zlewają się z listwami ozdobnymi poprowadzonymi przez całą szerokość deski rozdzielczej. Ich obecność zdradzają jedynie elementy do kierowania strumienia powietrza.  Lexus lubi nawiązywać do japońskiej sztuki i kunsztu prawdziwych rzemieślników i to widać faktycznie we wnętrzu LSa. Jak również w bardzo wysokiej jakości materiałach wykończeniowych w tym we wszechobecnej skórze (w większości półanilinowej).

Wyjątkowe wrażenie robią też fotele, nie tylko dlatego, że są bardzo obszerne i wygodne. Mają na przykład bardzo wszechstronną elektryczną regulację, pozwalającą choćby niezależnie regulować oparcie na trzech odcinkach, wysokość siedziska pod pośladkami, a także elektrycznie regulować zagłówek aż w czterech płaszczyznach. Ciekawostka - zabrakło elektrycznej regulacji mocowania pasa bezpieczeństwa, obecnej w poprzedniej generacji.

Warto zwrócić jeszcze uwagę na opcję "odświeżanie fotela" - pod tą lekko dezorientującą nazwą kryje się masaż. Niby nic nadzwyczajnego, bo masaż z kilkoma programami do wyboru znajdziemy również w autach innych klas, ale Lexus tutaj ponownie zrobił coś, czego nie spotkamy u innych producentów. Niemal zawsze masowane są jedynie plecy (czasem z możliwością wyboru odcinka), a przecież podczas długiej podróży, często nie one sprawiają problemy, ale pośladki i uda, na których opiera się niemal cała masa naszego ciała. Punktowe ich ugniatanie jakie oferuje LS, wyraźnie poprawia komfort jazdy.

No dobrze, a jakie warunki do podróżowania ma prezes... to znaczy pasażerowie tylnej kanapy. W testowanej topowej odmianie Omotenashi daje ona możliwość elektrycznej regulacji, a także pozwala włączenie ogrzewania, wentylacji oraz masażu, którymi sterujemy za pomocą ekranu dotykowego umieszczonego w obszernym centralnym podłokietniku (obsługuje także elektryczne żaluzje, oświetlenie oraz multimediami).

Najwięcej opcji daje oczywiście prawy fotel, nazwany Ottoman. Nawiązanie do słynnej dynastii oraz imperium (w Polsce raczej nazywanego osmańskim) jednoznacznie wskazuje, że zaznamy na nim wygód, niczym sułtan w swoim pałacu. Wystarczy nacisnąć jeden (dotykowy) przycisk, a fotel zmieni się w leżankę, zaś przedni odsunie się do przodu, aby zrobić więcej miejsca. Złoży się także do przodu jego zagłówek, a ekran systemu multimedialnego zmieni kąt nachylenia. I tu kolejna pochwała dla japońskich projektantów - w niemieckich limuzynach zwykle trzeba trzymać odpowiedni przycisk przez cały czas rozkładania się leżanki. W LSie nie ma takiej potrzeby, a gdybyśmy chcieli przerwać z jakiegoś powodu cały proces, wystarczy wybrać odpowiednią opcję. Jedyne czego nam brakowało, to podpórka pod stopy wysuwana z przedniego fotela. Zauważalnie pogarsza to komfort jazdy w trybie leżanki, ponieważ osoba z niej korzystająca ma podparte jedynie uda, a pozostała część nóg niewygodnie wisi w powietrzu.

I jeszcze jedna ciekawostka - fotel "prezesowski" w innych markach oznacza zwykle zastąpienie kanapy dwoma osobnymi fotelami i rezygnację z możliwości przewiezienia piątej osoby. W Lexusie wystarczy złożyć podłokietnik, aby nadal móc podróżować z kompletem osób (choć środkowe miejsce ma ewidentnie awaryjny charakter).

O kabinie LSa można długo opowiadać w samych superlatywach, ale nie jest pozbawione ono wad. Tak konkretnie to chodzi nam o jedną dużą - wygodę obsługi. Lexus niezmiennie trwa przy sterowaniu multimediami za pomocą centralnie umieszczonego gładzika, którym przeskakujemy między poszczególnymi opcjami na ekranie. Nie jest to szczególnie wygodne i czasami mocno absorbuje kierowcę, w czym "pomaga" nie zawsze logiczne rozplanowanie menu. Takie proste czynności jak przeglądanie listy stacji radiowych potrafią być zaskakująco angażujące, podobnie jak sterowanie ogrzewaniem i wentylacją foteli (zabrakło osobnych przycisków dla nich), a także bardziej zaawansowane ich ustawienie oraz wybór masażu.

Nie rozumiemy też dlaczego nadal Lexusowi nie udało się przetłumaczyć na język polski komputera pokładowego. Zestaw wskaźników przed kierowcą to zupełnie oddzielny system od tego multimedialnego (choć inni producenci już dawno zintegrowali ich działanie), który ma między innymi oddzielny wybór języków. Tylko za jego pomocą zmienimy też część ustawień, na przykład systemów wsparcia kierowcy.

Nieprzetłumaczone jest też menu systemu rozrywki dla pasażerów z tyłu. Wszystkie opcje na ekranie w podłokietniku musimy wybierać po angielsku. Niezbyt wygodny jest też fakt, że dwa wyświetlacze zamontowane w oparciach przednich foteli nie są dotykowe. Nimi również sterujemy za pomocą ekranu w podłokietniku, co niepotrzebnie komplikuje proste czynności. I celowo cały czas mówimy "ekran", a nie "tablet" ponieważ w przeciwieństwie do niemieckich limuzyn, w LSie nie da się go wyciągnąć.

Wróćmy jednak do tego jak bardzo relaksująca potrafi być jazda flagowym modelem Lexusa. A potrafi bardzo. Pneumatyczne zawieszenie sprawia, że dosłownie płyniemy po drodze, a spokoju podróżnych nie zakłócają nawet 20-calowe alufelgi. Komfort jazdy jest naprawdę wyjątkowy, co paradoksalnie niektórym może trochę przeszkadzać. LS "pływa" po nierównościach, ale także po zakrętach. Obecna generacja jest wyraźnie bardziej zwarta od poprzednika, ale nadal towarzyszą nam wrażenie z prowadzenia prawdziwego krążownika.

Na szczęście można temu zaradzić przechodząc w tryb Sport S (albo nawet Sport S+), który utwardza zawieszenie i redukuje przechyły, zachowując jednak całkiem wysoki komfort. Jest to o tyle istotne, że testowana wersja LS 500 potrafi być naprawdę szybka. Pod jej maską pracuje podwójnie doładowana jednostka 3,5 l V6 o mocy 417 KM i momencie obrotowym wynoszącym 600 Nm (dostępne od 1600-4800 obr./min). To w połączeniu ze sprawnie działającą automatyczną skrzynią (10-biegowa!) oraz napędem na wszystkie koła sprawia, że ta wielka limuzyna potrafi z zadziwiającą lekkością i łatwością nabierać prędkości. Sprint do 100 km/h w 4,9 s w tak dużym i ciężkim (niemal 2,4 t) aucie potrafi nieźle zaskoczyć, a o tym że nie siedzimy w sportowym gran turismo przypomni nam dopiero pierwszy napotkany zakręt (jeśli nie wybraliśmy któregoś ze sportowych trybów jazdy).

Luksusowe limuzyny nie są towarem tanim, więc 510 tys. zł za bazową odmianę Elegance nie powinno szczególnie zaskakiwać. Topowa odmiana Omotenashi kosztuje 690 tys. zł. Jeśli ktoś nie potrzebuje aż tak dobrych osiągów i wolałby, żeby jego auto nie paliło 20 l/100 km, może zaoszczędzić 30 tys. zł i wybrać 359-konną wersję hybrydową 500h.

Lexus LS 500 to wyjątkowa limuzyna, która wyraźnie różni się od inny modeli tego segmentu tak stylistyką, jak i podejściem do wykonania wnętrza. Niezbyt wygodne sterowanie mnogością funkcji i gadżetów skutecznie osładza wyjątkowy komfort i świetna dynamika. Jest to auto wyraźnie inne, od niemieckich limuzyn, co nie każdemu musi się podobać, ale może też stanowić ostateczny argument za zakupem go.

Michał Domański

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy