Lamborghini Urus Performante. Kolega, o którego miałeś się nie martwić

Jest piekielnie mocne, zadziwiająco praktyczne i nieprzyzwoicie drogie, a przy tym pozbawione większego sensu. Inżynierowie z Sant’Agata Bolognese dali z siebie wszystko, czego efektem jest Lamborghini Urus Performante - jedyny tak ekstrawagancki i wulgarny SUV na rynku.

Włosi są uważani za przystojnych, bardzo ekspresyjnych, niekiedy zbyt impulsywnych, a do tego często sprawiają problemy. Podobnych cech można się doszukać we włoskich samochodach. Gdybym te cztery określenia postawił na kołach i nazwał je Lamborghini Urus Performante, to nawet bym nie skłamał. Najnowszy SUV z Sant’Agata Bolognese wygląda jak napakowany kolega, o którego masz się nie martwić, a swoją obecność sygnalizuje drąc się wniebogłosy, strzelając na lewo i prawo z czterech końcówek rur wydechowych. A tak na marginesie - sportowy SUV spod znaku byka pojawił się na rynku zdecydowanie zbyt późno. 

Reklama

Włosi postawili wszystko na jedną kartę. Tak powstał bestseller

Mimo to, lepiej późno niż wcale. Włosi długo nie dopuszczali myśli, że mieliby zająć się produkowaniem dużych i rodzinnych aut z segmentu SUV, ale w ostatnich latach coraz trudniejsza sytuacja na rynku i działania konkurencji nie dały im wyboru. Kiedy na horyzoncie pojawiły się problemy finansowe, trzeba było odstawić dumę na bok i wziąć się do pracy. Mogę się domyślać, że początki były ciężkie, ale Włosi szybko się przekonali, że nie takie SUV-y złe. 

Debiut Lamborghini Urus, bez krzty przesady, postawił markę na nogi i zrobił to, co w 2002 roku zrobił dla Porsche model Cayenne - przyciągnął do salonów kilka tysięcy klientów i w mgnieniu oka podwoił sprzedaż.

Lamborghini Urus hitem. Wszyscy chcą sportowego SUV-a

Lamborghini Urus trafiło do oferty w 2018 roku i tylko w pierwszym roku sprzedaż marki wzrosła o blisko 40 proc. z 1 mld do 1,4 mld euro. Rok później Włosi odnieśli kolejny sukces, osiągając rekordowe zyski na poziomie 1,81 mld euro. To rzeczywiście sukces SUV-a czy może po prostu moda na byka? Kolejne liczby tylko potwierdzają fakty. W 2019 roku zakład w Sant’Agata Bolognese opuszcza 8205 samochodów, a ponad połowę stanowią modele Urus. Nawet w pandemii Lamborghini radzi sobie bardzo dobrze, osiągając w 2020 roku zyski ze sprzedaży na poziomie 1,61 mld euro.  

Z każdym miesiącem do salonów przychodzi coraz więcej chętnych, co dla producenta jest jasnym sygnałem - to najwyższy czas, żeby zwiększyć moce przerobowe. Zakład w Sant’Agata Bolognese zostaje zmodernizowany i powiększony, a pracę znajduje 700 nowych pracowników. Efekt? W 2021 roku wyniki są jeszcze lepsze. Producent dostarcza na rynek 8405 egzemplarzy samochodów, z czego 5021 sztuk stanowi model Urus , 2586 to Huracan, a 798 to Aventador. Ubiegły rok był jak do tej pory najlepszym w historii Lamborghini. Włosi znowu podnieśli poprzeczkę i dostarczyli do klientów 9233 samochody - 5367 Urusów, 3113 Huracanów i 753 Aventadory). 

Fundament już był dobry. Włosi tylko przyprawili

Nie jest tajemnicą, że Włosi nie zaprojektowali Urusa od podstaw - znając włoską opieszałość, proces potrwałby wieki i kosztował majątek. Dlatego z uprzejmą prośbą zwrócili się do kolegów z Ingolstadt, którzy mieli już w ofercie Audi RS Q8 - wyposażone w ceniony napęd quattro, podatny na modyfikacje 4-litrowy silnik V8 i dopracowane zawieszenie pneumatyczne. Czy mogli lepiej trafić?

Kiedy inżynierowie dobierali śrubki, projektanci zabrali się za rysowanie najbardziej wściekłego SUV-a, o jakim ludzkość mogła pomyśleć. Nie przychodzi mi do głowy drugi tak rozwścieczony samochód jak Lamborghini Urus. Jeśli założeniem było opracowanie projektu, który budzi respekt, pożądanie, a do tego przemyca w sobie coś z dwudrzwiowego coupe - uważam, że misja się powiodła. 

Stawiając Urusa na gotową platformę, trzeba było pomyśleć o wnętrzu. Stawiając obok kabinę Audi RS Q8, nie znajdziemy diametralnej różnicy, ale “diabeł tkwi w szczegółach". Deska rozdzielcza została przeprojektowana, unikalny jest również tunel środkowy oraz mechanizm do “wrzucania" biegów i sterowania trybami jazdy, Natomiast cała reszta, czyli przełączniki, wyświetlacze, urządzenie multimedialne i dźwięki komunikatów pozostały niezmienione. 

Lifting sporo zmienił, ale mogliście nie zauważyć

Po czterech latach obecności na rynku, włoski SUV doczekał się zasłużonej kuracji odmładzającej. Lifting przyniósł nowe kolory nadwozia, więcej możliwości personalizacji, zmianę wyglądu zderzaków i kompletnie nowy przedni pas. Po tych wszystkich zmianach Lamborghini Urus jest dostępne w dwóch wariantach: S oraz Performante. Pierwszą należy nazwać w tym przypadku “cywilną", natomiast druga to prawdziwe dzieło szatana. Szybko zrozumiecie, dlaczego. 

Lamborghini Urus Performante skrywa pod maską silnik, którego moc została podniesiona do 666 KM (wcześniej 650 KM), czas przyspieszenia od 0 do 100 km/h skrócono do 3,3 sekundy (3,5 s w wersji S), brak zawieszenia pneumatycznego i zmniejszony o 20 mm prześwit (tak, obniżyli SUV-a), większy rozstaw kół (+15mm) i nawet 23-calowe felgi, bezlitosny dla przechodniów i mieszkańców kamienic tytanowy układ wydechowy firmy Akrapovic. Oprócz powyższego pojawiło się dużo karbonowych dodatków na zewnątrz i w środku (maska, dach, splittery, spojlery czy dyfuzor). Na koniec masywny SUV Lamborghini przeszedł kurację odchudzającą - jego masa wynosi teraz 2153 kg (jest lżejszy o 47 kg). 

Ostatnim niuansem w wariancie Performante jest tryb jazdy “Rally", który został stworzony z myślą o biciu rekordów poza utwardzonym szlakiem. Wielu powie, że to pic na wodę, ale Włosi nie rzucają słów na wiatr. Jeszcze przed rynkowym debiutem Lamborghini Urus Performante ustanowiło najlepszy czas podczas szutrowego wyścigu górskiego Pikes Peak w Kolorado, przecinając linię mety w czasie 10:32,064 minuty, a tym samym spychając z tronu 600-konnego Bentleya Bentaygę z silnikiem W12 (10:49:902 minuty).

Wnętrze Urusa Performante kipi testosteronem

Z daleka widać, że Urus Performante to mocarz i podobne wrażenie od razu nam towarzyszy po zajęciu miejsca w środku. Jeszcze w żadnym aucie nie widziałem takiej ilości alcantary i włókna węglowego. Miękkim zamszem obszyto deskę rozdzielczą, słupki, podsufitkę, kierownicę, drzwi, podłokietniki i fotele, a nawet lewarek automatycznej przekładni.

W kabinie znajdziemy też znikome ilości skóry, odrobinę dobrej jakości plastiku, kilka metrów sportowych, czerwonych przeszyć i czerwone akcenty w postaci klamek czy klapki, za którą kryje się zapłon. Ten detal skradł moje serce, bowiem każde uruchomienie auta przypomina ważną ceremonię - z resztą, zaraz po uchyleniu wieczka i wciśnięciu przycisku, Urus wydziera się na całą okolicę. Mówiąc wprost, jest tu bardzo rasowo.

Lamborghini Urus Performante jest piekielnie rodzinne

Ostatnie, czego spodziewałem się po Urusie, to fakt, że będzie tak poprawnym, rodzinnym autem. Owszem, przez wielkie koła i modyfikacje w zawieszeniu jest nieprzyzwoicie twardy, jednak braku przestronności nie można mu zarzucić. Fotele są szerokie, długie i zapewniają dobre wsparcie podczas szybszej jazdy. Z kolei na tylnej kanapie bez trudu zamontujemy dwa foteliki i ugościmy wysokie osoby. Miejsca na nogi czy barki również jest pod dostatkiem, a bagażnik - w zależności od konfiguracji tylnego rzędu - mierzy od 574 do 616 litrów. 

Przestrzeń jest wystarczająca, aby pomieścić kilka walizek. Jedyny mankament to sztywna, obszyta zamszem półka, która nieznacznie ogranicza możliwości ładunkowe kufra. Kiedy jednak przewozimy tylko drobiazgi, przegroda zamocowana na szynach sprawia, że przy szybkim powrocie z marketu zakupy nie rozsypią się po całym bagażniku.

Za sterami Performante ciężko być grzecznym chłopcem

Mając do dyspozycji 666 KM na zawołanie, napęd na cztery koła, szybką skrzynię biegów i głośny jak diabli wydech, czasami trudno oprzeć się pokusie wciśnięcia gazu do podłogi. Sam fakt, że na kierownicy widzisz złotego byka, sprawia, że chcesz więcej i więcej wrażeń. Rzecz jasna w mieście trzeba się pilnować, bo tu niewiele trzeba, by pożegnać się z uprawnieniami. 

Jednym z moich głównych zajęć podczas kilku dni spędzonych z Urusem - zaraz po prowokowaniu wybuchów i wrzasków z wydechu - było obserwowanie błyskawicznie zmieniających się cyferek na prędkościomierzu. To pocisk z prawdziwego zdarzenia, który z praw fizyki lubi sobie zażartować także na ostrych zakrętach. I choć pokłady mocy ma ogromne, nawet z trakcją czy hamowaniem nie miewa problemów. Spójrzcie tylko na te wielkie koła (285/55 R23 z przodu, 325/30 R23 z tyłu) czy rozmiar węglowo-ceramicznych tarcz (440 mm z przodu, 370 mm z tyłu).

Zużycie paliwa? Klienci gotowi wydać na auto walizkę pieniędzy się tym nie przejmują. Trzeba zdawać sobie jednak sprawę, że 85-litrowy bak nie wystarczy na pokonanie długiego dystansu. Zwłaszcza w mieście, gdzie apetyt Urusa Performante gwałtownie wzrasta. W zakorkowanym mieście zużycie waha się od 20 do 30 l/100 km. Na drogach ekspresowych da się lepiej i to znacznie. Uzyskanie wyniku rzędu 10-12 l/100 km jest jak najbardziej możliwe. 

Konkurencja jest, ale drugiego takiego nie ma

Można się zdziwić, ale w segmencie super-SUV-ów jest z czego wybierać. W lidze Urusa startuje m.in. Audi RS Q8, Mercedes-AMG GLE 63 S Coupe czy BMW XM. Niemiecka reprezentacja oferuje podobne osiągi i w codziennym użytkowaniu jest równie praktyczna. Niemniej, złotego byka należy zestawić z tymi najlepszymi, bowiem Lamborghini Urus jest od wyżej wymienionych droższy o kilkaset tysięcy złotych. Jego ceny w Europie zaczynają się grubo powyżej 200 tys. euro (bez podatku), a mowa przecież o egzemplarzu bez dodatków. 

Tym sposobem jego realną konkurencją jest chociażby tak samo szybkie Porsche Cayenne Turbo GT, nieco mocniejszy Aston Martin DBX 707, dostojny Bentley Bentayga S czy spóźnione na imprezę Ferrari Purosangue. Możliwości jest więc całkiem sporo, jednak żaden z pozostałych modeli nie jest aż tak wulgarny w swojej prezencji.

Pozbawiony sensu? Owszem, ale komu to przeszkadza

Przyznam, że nigdy nie byłem fanem samochodów tego segmentu, ale to się zmieniło, kiedy spróbowałem. Tak jakoś wyszło, że przygodę z samochodami klasy super-SUV zacząłem właśnie od Urusa Performante i martwię się, że ciężko będzie o inne auto, które to przebije.  

Lamborghini Urus Performante to kawał dobrej, włoskiej roboty. SUV z Sant’Agata Bolognese jest jednocześnie świetnym autem sportowym i dobrą propozycją na jedyne auto w rodzinie. Poradzi sobie w niemal wszystkich scenariuszach i zrobi to z niesamowitym wdziękiem. 

Pojawia się tylko pytanie - czy tak ekstrawagancki SUV jest wart swojej ceny? Niekiedy dobrze skonfigurowany egzemplarz (jak ten na zdjęciach), potrafi kosztować nawet 2 mln złotych, czyli niemal dwa razy tyle, co najbardziej hardkorowe Cayenne Turbo GT i prawie trzy razy tyle, co niewiele wolniejsze Audi RS Q8, na którym bazuje. Cóż, na koniec dnia decydują o tym klienci o największych portfelach i - jak widać po rosnącym zainteresowaniu - wygórowana cena za byka na masce, w ogóle nim nie przeszkadza.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Lamborghini Urus
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy