KTM X-Bow. Tylko pedały da się przesuwać. Cuda, panie, cuda...
Błogą ciszę pogodnego letniego wieczoru nagle przerwał ostry dzwonek telefonu.
- Cześć, jeżeli chcesz, przewiozę cię ka-te-emem. Tylko nie wiem, czy dasz radę... Z twoim schorowanym kręgosłupem i bolącymi kolanami... No to jak? Będę za piętnaście minut. Dam znać, gdy podjadę. Zresztą... sam usłyszysz...
Hm... KTM? Chodzi o znaną austriacką markę motocykli? Czy czeka mnie zatem przejażdżka na tylnym siedzeniu jakiegoś upiornego jednośladu "Patrz w lusterka, motocykle są wszędzie!"? Średnia przyjemność, zwłaszcza o tej porze...
Wtedy, zgodnie z zapowiedzią - rzeczywiście usłyszałem. Niepokojący dźwięk. Najpierw odległy, potem stopniowo narastający, wreszcie przeradzający się w przeraźliwy łoskot. Po chwili przed domem zatrzymał się dziwaczny pojazd. Miał w sobie coś ze zminiaturyzowanego bolidu Formuły 1, coś z quada, coś z łazika księżycowego i coś z tropikalnego owada. Monstrualna mieszanka. KTM X-Bow.
- Wsiadaj!
Łatwo powiedzieć... Gdzie jest klamka do otwierania drzwi? Aha, klamki nie ma, bo też nie ma i drzwi. Żeby wejść do tego-czegoś najpierw trzeba odsunąć na bok boczną szybę w tym-czymś. Następnie stanąć na podeście, pełniącym funkcję bocznego spojlera. Przełożyć nogę przez burtę, podpierając się rękami o elementy karoserii. Potem druga noga i już możemy ostrożnie opuścić ciało na fotel. Fotel to zresztą za dużo powiedziane, Nazwijmy to raczej miejscem do siedzenia. Na pocieszenie dodajmy, że kierowca ma jeszcze gorzej, zwłaszcza gdy jest człekiem słusznej postury. Kierownica niemal dotyka mu do brzucha. Na szczęście brzuch można wciągnąć. To dobrze. Bowiem ani kierownicy, ani fotela przestawić się nie da. Przesuwać pozwala się jedynie... zestaw pedałów. Cuda, panie, cuda...
Jest ich zresztą więcej. KTM X-Bow pomimo całej swojej kosmicznej techniki odwołuje się do pierwocin motoryzacji. Jest całkowicie pozbawiony dachu (w niektórych wersjach także przedniej szyby) oraz takich wynalazków jak wspomaganie układu kierowniczego i hamulcowego, ABS czy kontrola trakcji. Aby skręcić, trzeba mocno naprzeć na kierownicę. Aby zahamować - należy z całej siły wcisnąć pedał hamulca. Zapinanie czteropunktowych pasów bezpieczeństwa jest z kolei niezłym ćwiczeniem ruchomości stawów. Ot, taki mały fitness na kołach...
Pasy zapięte, rachunek sumienia dokonany. Ostatni rzut oka w kierunku obejścia. Cóż, pięknie się tu mieszkało... Dobra jest, ruszamy. Eeee, to nie takie proste. Trzeba przejść określoną procedurę startową. Są wakacje, więc dajmy sobie spokój z jej opisem. Zresztą to robota kierowcy, niech on się martwi. Ja jestem dzisiaj pasażerem.
Uff, udało się... Rozlega się ryk silnika, uruchamiając alarmy w zaparkowanych w pobliżu samochodach. Psy przyczepione smyczami do swoich właścicieli podkulają ogony i zapewne obiecują sobie w duchu, że nigdy, przenigdy nie dadzą się więcej wyciągnąć na spacer w okolicę, którą nawiedzają takie potwory.
Wytaczamy się na drogę publiczną. Prostą, długą, ze świeżo położonym gładkim asfaltem. Aż kusi, by mocniej przycisnąć pedał gazu. Niestety, kierowca ulega tej pokusie. Przyspieszenie wciska w fotel, pardon: w "miejsce do siedzenia". Przed oczami pojawiają się mroczki, serce podjeżdża do gardła, a żołądek udaje się w dokładnie przeciwnym kierunku. Na szczęście zbliżamy się do skrzyżowania, oznaczającego koniec ekscesów.
Teraz KTM X-Bow grzecznie przemierza krakowskie ulice, budząc zdumienie spóźnionych przechodniów. Obserwuję z zafascynowaniem pracę jego niemal niczym nie osłoniętych podzespołów. I zaczynam rozumieć ludzi, którzy godzinami potrafią wpatrywać się w obracający się bęben automatycznej pralki. Nie bardzo rozumiem jednak, dla kogo produkowane są takie pojazdy? Dla zamożnych masochistów, miłośników ekstremalnych doznań, których dostarcza jazda w ciasnym wagoniku rollercoastera? Dla motocyklistów, którzy ni stąd ni zowąd zapragnęli zamienić dwa koła na cztery i nie tracąc nic z przyjemności zapewnianych przez ultraszybkie jednoślady poczuć wiatr we włosach? Nie wiadomo. I tak jednak najdziwniejsze w tym kosmiczno-owadzim pojeździe jest to, że został on, zapewne przez urzędnicze niedopatrzenie, dopuszczony do ruchu po zwykłych, publicznych drogach...
WIĘCEJ NA TEMAT TEGO POJAZDU, TAKŻE JEGO DANE TECHNICZNE, OSIĄGI ITD. ZNAJDZIESZ TUTAJ.