Kia Sportage 1.7 CRDi 2WD L – test
Następca takiego bestsellera jak Sportage zwykle niewiele różni się od poprzednika. Dlatego nowy SUV Kii tylko rozwija udany styl poprzedniej odsłony.
Kiedy 6 lat temu swoją premierę święciła trzecia odsłona Kii Sportage, polscy (ale nie tylko) klienci niemal oszaleli na jej punkcie. W pierwszym roku sprzedaży na zamówione auto trzeba było czekać nawet ponad pół roku. Zresztą do dzisiaj jest to najpopularniejszy model Kii.
To w dużej mierze zasługa designerów - przed 6 laty żaden SUV na naszym rynku nie prezentował się równie atrakcyjnie. Zresztą i dziś trudno jest takiego znaleźć. Właśnie tym można tłumaczyć fakt, że Kia cieszyła się nieporównywalnie większym powodzeniem niż bliźniaczy Hyundai ix35 z jego dalekowschodnią stylizacją.
Nowy, gładszy styl
Ale nawet najlepsze projekty się starzeją - i Sportage, mimo liftingu w 2013 r., także zdążyło się już opatrzyć. Dlatego przyszedł czas na czwartą odsłonę.
Nowa generacja zachowała niemal niezmienioną sylwetkę, ale mocno wygładzono w niej detale. Zniknęły charakterystyczne, ostre linie, a agresywnie zaprojektowany przód ustąpił wyoblonemu jak w innym nowych modelach tej marki. Z tyłu wzrok przyciąga ozdobna listwa łącząca światła.
Ale jedno się nie zmieniło - Kia Sportage nadal należy do najlepiej wyglądających SUV-ów na rynku.
Jeszcze lepsza jakość
We wnętrzu uwagę zwraca zupełnie nowy kokpit. Choć nie wygląda już tak oryginalnie jak dotychczas, zyskał na jakości, a do jego wykończenia użyto więcej miękkich tworzyw. Dobre wrażenie robi też tapicerka - w testowanej wersji L wykonana z połączenia tkaniny i skóry.
Poprawie uległa także ergonomia. Sportage nie należy do aut, w których do obsługi czegokolwiek trzeba się przyzwyczajać. Czy to przełącznikami na kierownicy i konsoli, czy przy pomocy ekranu dotykowego - okazuje się ona wręcz banalnie łatwa.
W testowanym aucie wzrok przykuwa beżowo-czarne wnętrze (dostępne w dwóch topowych wersjach). Jasna tapicerka rozjaśnia kabinę Sportage'a, ale jest znacznie mniej odporna na zabrudzenia od czarnej.
Miejsca nie zabraknie
Kia zachowała szerokość i wysokość poprzednika, ale jest o 4 cm dłuższa (rozstaw osi urósł o 3 cm).
Zatem i wymiary wnętrza nie zmieniły się znacząco - jadących z tyłu powinny ucieszyć dodatkowe 3 cm miejsca na nogi i tyle samo nad głowami. Ale w kwestii przestronności Kia nie wymagała większych poprawek - już poprzedni model i z przodu, i z tyłu wygodnie mieścił wysokie osoby. Te jadące na kanapie powinny też docenić regulację kąta pochylenia oparcia, niewysoki tunel centralny, a także osobne nawiewy powietrza oraz gniazda USB i 12V tylko do ich dyspozycji.
Przestrzeń bagażowa ma pojemność 491 l - to o 26 l więcej niż u poprzednika. Część z tego przypada na schowek pod podłogą (w wersjach z zestawem naprawczym zamiast koła dojazdowego bagażnik rośnie do 503 l). Przydatne w uterenowionych samochodach pełnowymiarowe koło zapasowe, które wyróżniało poprzednika na tle rywali, niestety nie jest już dostępne nawet za dopłatą.
Dojrzałe zachowanie
Układ jezdny w bardzo dojrzały sposób łączy przyzwoity komfort ze zwinnością i pewnością prowadzenia. Dla zawieszenia Kii problemu nie stanowią ani krótkie poprzeczne nierówności, ani głębokie koleiny, ani pofałdowania nawierzchni - na większości dróg w Polsce pasażerowie nie powinni narzekać na niewygody. Nawet wyrwy w jezdni czy zapadnięte studzienki nie powodują nieprzyjemnych wstrząsów. Jest to częściowo zasługą dość wysokiego profilu opon (rozmiar 225/60 R17).
Słabą stroną Kii jest za to głośne dudnienie na nierównym bruku, krzywej drodze z płyt, wybrakowanej kostce - wszędzie tam, gdzie zawieszenie jest zmuszone do szybkiej i intensywnej pracy.
Co ważne, nie zapomniano o drugiej stronie medalu i auto zupełnie nieźle się prowadzi. Choć jego nadwozie odczuwalnie wychyla się w zakrętach, pokonuje je bardzo pewnie. Układ kierowniczy jest precyzyjny i przekazuje zaskakująco dużo informacji o tym, co się dzieje na styku kół z nawierzchnią. Ewentualna podsterowność pojawia się późno i bardzo łagodnie, prowadząc do równie łagodnej interwencji ESP.
Zupełnie wystarczy
Nabywcy mają do wyboru cztery odmiany silnikowe - benzynowe 1.6 i 1.6 turbo oraz turbodiesle 1.7 i 2.0.
Testowany samochód napędza słabsza z jednostek wysokoprężnych. Rozwija ona niezbyt imponującą moc 115 KM, ale i zupełnie przyzwoity moment obrotowy 280 Nm dostępny już przy 1250 obr./min. Silnik charakteryzuje się dużym, jak na diesla, zakresem dostępnych obrotów. Do pracy, bez dławienia i większych wibracji, zabiera się już w okolicach 1000 obrotów (od ok. 1200 przyspieszenie jest wyraźne) i "kręci się" aż do 5000 obr./min. Choć właściwie nie ma sensu zapędzać wskazówki obrotomierza dalej niż do czwórki.
Dzięki temu, że silnik ma tyle siły już przy najniższych obrotach, na co dzień sprawia wrażenie o wiele mocniejszego niż jest w rzeczywistości. Co prawda mocne przyspieszanie zmusza Kię do wyraźnego wysiłku, ale dopóki nie próbuje się wycisnąć z tej jednostki wszystkiego, na co ją stać, robi bardzo dobre wrażenie.
I zużywa rozsądne ilości paliwa - od 5,8 l/100 km w trasie do nieco ponad 7 litrów w ruchu miejskim.
Diesel 1.7 jest dostępny wyłącznie z ręczną skrzynia i napędem przednich kół. Ale tak naprawdę właśnie takie konfiguracje najlepiej się sprzedają (napęd 4x4 wybierało dotąd tylko 15% nabywców Sportage'a, a automatyczną skrzynię 10%). Statystyki pokazują, że dotychczas wersja 1.7 CRDi 2WD odpowiadała za aż 25% sprzedaży, ustępując popularnością jedynie bazowej jednostce benzynowej.
Dobry wybór
Do mocnych stron poprzednika należały wyposażenie i cena. Nowy model nieco zdrożał, ale też zyskał sporo elementów wcześniej niedostępnych. Wzrost ceny jest zupełnie akceptowalny w odmianach S i M, gdzie wynosi 5-6 tys. zł. Za to w wersjach L i XL nowa odsłona jest aż o 10-15 tys. zł droższa od poprzednika.
W przypadku testowanej Kii Sportage 1.7 CRDi L różnica cen wynosi dokładnie 10,5 tys. zł (wcześniej wersję tę wyceniano na 92 490 zł, teraz kosztuje 102 990 zł). Ale i tę zmianę łatwo wytłumaczyć - wystarczy porównać wyposażenie obu generacji. Nowy model jest bogatszy m.in. o przednie czujniki parkowania, elektryczną regulację podpórki lędźwiowej kierowcy, częściowo skórzaną tapicerkę, dostęp bezkluczykowy, nawigację z 7-calowym ekranem dotykowym, kamerę cofania oraz asystentów: pasa ruchu, znaków i świateł drogowych.
Z jednej strony, wydawanie ponad 100 tys. zł na przednionapędowego SUV-a z dość słabym silnikiem może się wydawać nieuzasadnione. Ale z drugiej strony - konkurencja wcale nie jest tańsza. Za 102 300 zł można mieć np. Nissana Qashqaia N-Connecta ze 110-konnym dieslem 1.5. Oferuje on podobne osiągi i wyposażenie, ale przegrywa z Kią w kwestii przestronności czy wielkości bagażnika. No i nie ma 7-letniej gwarancji.
NADWOZIE I WNĘTRZE
+ atrakcyjny wygląd, przestronna kabina, niewymagająca nauki ani przyzwyczajenia obsługa, niezła jakość wykończenia, pojemny bagażnik
- niezbyt imponujące 17,2 cm prześwitu
UKŁAD NAPĘDOWY
+ wielki jak na diesla zakres użytecznych obrotów, całkiem cicha i kulturalna praca silnika, rozsądne zapotrzebowanie na olej napędowy
- zaledwie wystarczające osiągi
WŁAŚCIWOŚCI JEZDNE
+ przyzwoity komfort, nawet na nierównej nawierzchni, pewne zachowanie na krętej trasie, bardzo dobry układ kierowniczy z trzema trybami wspomagania
- dudnienie zawieszenia na największych wybojach
WYPOSAŻENIE I CENA
+ choć wyraźnie podniesiona, to wciąż całkiem korzystna cena zakupu, bogate wyposażenie seryjne - także z zakresu bezpieczeństwa czynnego oraz biernego
- brak pełnowymiarowego "zapasu" wśród dodatków
Nowe Sportage ma wszystko, by utrzymać ogromne zainteresowanie klientów. Mimo wygładzenia nadwozia wciąż wygląda rewelacyjnie, ma świetnie wykończone, przestronne i funkcjonalne wnętrze oraz pakowny bagażnik. A jego silnik zupełnie wystarcza do codziennej jazdy i okazuje się całkiem oszczędny. Nawet stosunkowo wysoką cenę łatwo uzasadnić bogatym wyposażeniem. Świetne auto!
Tekst: Marcin Laska, zdjęcia: Krzysztof Paliński; "Motor" 11/2016