Harley-Davidson Electra Glide Ultra Low - to nie jest sprzęt dla małolatów
Niedawno przetestowaliśmy dla Was kolejny bardzo ciekawy motocykl, jakim bez wątpienia jest Harley-Davidson Electra Glide Ultra Low. Zapraszam do lektury.
Wrażenia zewnętrzne
Motocykl równie "harlejowy", co testowany wcześniej Fat Bob. Ultra Low to jednak bardziej majestatyczny i przeznaczony do zupełnie innych celów pojazd. Ocieka chromem do tego stopnia, że mógłby być definicją słowa przepych. A to dopiero początek, bo nawet kolor przykuwa wzrok.
Patrząc na niego z daleka ma się wrażenie, że będziemy mieli do czynienia z olbrzymem. Po bliskim kontakcie pierwsze wrażenie potwierdza, że tak faktycznie jest. Ten motocykl jest wielki. Nam przyszło jednak testować wersję Low - z obniżonym siedziskiem, które ma ułatwiać manewry mniejszym jeźdźcom. Czy faktycznie jest łatwo, dowiecie się w dalszej części testu.
Podchodząc do motocykla z tyłu rzucają się w oczy dwie proste rury wydechowe, dwa boczne kufry oraz sporej wielkości kufer centralny, do którego zamontowano oparcie pasażera, tworzące wraz z siedziskiem wygodny fotel. Po jego bokach umieszczono... dwa głośniki. Kolejne dwa znajdziemy na konsoli przed kierowcą. Jest tam również system multimedialny z nawigacją, ekranem dotykowym, radiem, złączem USB itd. Muzyka podczas jazdy motocyklem? To się nie może udać, ewentualnie ludzie w autach zaserwują mi pogardliwe spojrzenia. Z przodu klasyczny reflektor świateł mijania i drogowych z soczewką oraz po bokach, dwie lampy przeciwmgielne. Całość umieszczono w sporej owiewce z niską szybką.
Za kierownicą
Siadam na motocykl - faktycznie siedzisko jest nisko, a kierownica jakby trochę za blisko klatki piersiowej, przez co na pierwszych metrach przy moich 180 centymetrach czuję się dziwnie.
Początek naszej przygody przypadł na środek gorącego czwartku w środku stolicy, spod siedziby Harley’a. Można było ocenić jak Ultra sprawuje się w dość ekstremalnych, ze względu na temperaturę i korki, warunkach. Sprzęgło, wrzucam jedynkę z charakterystycznym szczęknięciem. Ruszamy.
Jazda w mieście
Ultra Low jest ciężka - waży ponad 400 kilogramów. Po zatankowaniu do pełna, wraz z jeźdźcem, spokojnie przekracza wagę pół tony. Motocykl waży więc tyle, co samochód, którym można jeździć z prawem jazdy kategorii B1! Czuć to za każdym razem, gdy trzeba stanąć i ruszyć np. ze środka skrzyżowania, lecz podczas jazdy prowadzi się nad wyraz lekko. Początkowo problemem jest spora masa przedniej czaszy ze stacją multimedialną, głośnikami itd., działająca niczym małe wahadło umieszczone nad kierownicą. To coś, do czego należy się szybko przyzwyczaić, inaczej "gleba" gotowa.
Ultra jest zbyt szeroka i za ciężka, by przepychać się między autami bez solidnego treningu na jakimś parkingu. Zresztą to nie skuter - stoję więc jak każdy inny "puszkarz" (czytaj: użytkownik samochodu osobowego). W takich chwilach do głowy przychodzą różne szalone pomysły, stwierdziłem więc, że może warto posłuchać ulubionej stacji radiowej. Udaje się to po kilku kliknięciach nieskomplikowanego menu systemu multimedialnego. Tylko czy ludzie w autach nie potraktują mnie jak nowobogackiego szpanera, który chce na siłę zmusić innych do słuchania swoich ulubionych kawałków?
Ankiety nie przeprowadziłem, ale oznak wrogości nie było - nikt niczym we mnie nie rzucał, niemiłych spojrzeń też nie odnotowałem. Być może było to związane z automatycznym przyciszaniem muzyki na postoju i pogłaśnianiu jej przy ruszaniu.
Po przebicie się przez korki wreszcie zaczynam czuć o co w tym chodzi. V2 o pojemności 1,7 litra, raptem 80 KM i niemal 140 Nm maksymalnego momentu obrotowego dobrze radzi sobie z tym niemal półtonowym klocem. Silnik jest niskoobrotowy i nastraja do leniwej jazdy, jednak jeśli trzeba, potrafi mile zaskoczyć wigorem. Już nie mogę doczekać się wyprawy gdzieś dalej, ale naszego Harleya trzeba teraz gdzieś zaparkować.
Przyznaję, nie jeździłem Ultrą w pełnym rozmiarze, jednak już wersja Low wymaga dużego samozaparcia, aby poruszać się nią po wąskich ulicach, na których np. trzeba zawrócić. Niekiedy wybawieniem byłby bieg wsteczny, w który nasza testówka nie była niestety wyposażona. Szarpanie z tą masą mniejszym osobom na pewno nie przysporzy frajdy.
Z drugiej strony w internecie jest sporo filmików instruktażowych jak w prosty sposób radzić sobie z tym olbrzymem. Okazuje się, że to po prostu kwestia nabycia odpowiednich umiejętności.
Jazda w trasie
Następnego dnia jazd Ultrą skoro świt (czyli tak około 11) zebrałem się, by zrobić tzw. roadtrip z Warszawy do Kazimierza Dolnego. 35 stopni, pełne słońce... kurtki i kombinezon zostają więc w szafie. Warto wykorzystać pojemne kufry, żeby zapakować kilka butelek wody - przydadzą się.
Myślałem, że poruszanie się w pojedynkę jest ok, ale dopiero jazda z pasażerką pozwala w pełni wykorzystać walory Electry. A tych jest bez liku. Przede wszystkim pasażera w ogóle nie czuć na plecach. Nie czuć też, by obecność drugiej osoby jakoś specjalnie rzutowała na osiągi. Poza tym, nie zapominajmy o wygodnych siedziskach, o kufrach, z których można korzystać w czasie jazdy aż do dużego, czytelnych wskaźników, czy też łatwo dostępnego momentu obrotowego. Jest też komfortowe zawieszenie, które zgrabnie wybiera nierówności bez szwanku dla jadących i tempomat. Bardziej zaletą niż wadą jest fakt, że to sprzęt dla rozsądnych jeźdźców. Innym raczej nie przypadnie do gustu. Z prostego powodu - prędkość, jaką można w godny sposób uzyskać na tym sprzęcie oscyluje w granicach 90-120 km/h. Później bez kurtki wiatr zaczyna sprawiać sporo kłopotów i robi się nieprzyjemnie. Niemniej jednak turystyka dalekosiężna to najlepsze zastosowanie dla każdej Electry.
Podsumowanie
Niech podsumowaniem będzie poniższa sytuacja:
Stoję i robię zdjęcia naszej testówki. Przechodzący obok mnie starszy pan przystaje, patrzy na tego sporego rudzielca, podsumowując: "piękny motocykl". I choć mając 30 lat na karku, a także kredyt mieszkaniowy na głowie nie jestem w "targecie" kosztującego ponad 120 000 zł Harley-Davidsona Ultra Low, to nie potrafię nie przyznać mu racji...