Citigo. Mój dziadek kupiłby każdą Skodę
W 1968 dzielne Ludowe Wojsko Polskie udziela “bratniej pomocy" braciom z Czechosłowacji, hipisi mentalnie zbliżają się do apogeum swojej egzystencji, a mój dziadek kupuje pierwszą Skodę. Był to wybór, który związał go z tą marką na całe życie. Dziś, czyli po prawie pół wieku, mam przyjemność zabrać dziadka na przejażdżkę jednym ze współczesnych modeli Skody - Citigo. Na prośbę dziadka, jak i z chęci przełamania schematów, miejskim autem wybieramy się w Bieszczady i Beskid Niski.
Na pierwszy rzut oka wielkość Citigo kojarzy się z maluchem. Wnętrze w znaczący sposób nie zmienia początkowego wrażenia. Trzeba jednak przyznać, że dla osób o niewielkich gabarytach miejsca wystarcza. Tył to raczej kanapa dla dzieciaków.
O wyglądzie zewnętrznym nie ma się co rozpisywać - jaka Skoda jest, każdy widzi. Nie odstrasza, ani też zbytnio nie zachwyca. Jest poprawnie. I dobrze, tak właśnie powinno być w budżetowym mieszczuchu. W testowanej wersji uwagę mogą zwrócić przyciemniane szyby (tył i klapa bagażnika) oraz naklejki informujące, że auto posiada “wsparcie dla melomanów".
We wnętrzu znajdujemy jednoelementową, podłużną deskę rozdzielczą z centralnie umieszczoną konsolą (radio, nawiew, podgrzewane fotele itd.). W testowanym modelu jest ona biała i wściekle błyszcząca - aż strach dotykać.
I tu natrafiamy na pierwsze kuriozum - jej głębokość jest zaskakująca. Gdyby wystąpiła taka potrzeba, bez problemu można tam wyprasować spodnie lub rozpocząć eksperymentalną hodowlę ziół. Jeśli to rozwiązanie miało być praktyczne, to nie jest. W tym rejonie napotykamy kolejny mankament - słupki. Bez dwóch zdań są za grube, w aucie typowo miejskim w znaczny sposób utrudniają obserwację ruchliwego otoczenia. Trudno, trzeba było się przyzwyczaić, choć skutecznie denerwowały jeszcze w kilku momentach podróży.
Pierwszego “nerwa" po zetknięciu z kabiną koi przyjemny, skóropodobny materiał na kierownicy - zapewnia dobre trzymanie, a dodatkowe wypustki pomagają w chwyceniu kierownicy w układzie “za piętnaście trzecia" (a nawet "za dziesięć dwunasta").
Fotel. I tu znów bez zbędnych niespodzianek. Fotel w Citigo służy do siedzenia - nie ma przy tym odczucia zasiadania w drewnianej ławie, ani też przyjemnego “chwycenia" w sportowym wydaniu. Po trzygodzinnej jeździe nie miałem powodów do zażaleń. A skoro fotel, to i pasy. Tu komuś chyba zabrakło wyobraźni, bo odpięte i puszczone wolno zawsze, jakby z obowiązku, tłuką o środkowy słupek.
W testowanej opcji wyposażenia znajdziemy również: podgrzewane fotele, klimatyzację i, już standardowe, elektrycznie sterowane lusterka oraz szyby. Dla amatorów czerwonych spojówek i nietypowych fryzur przygotowano szyberdach. Miły dodatek, choć do zastanowienia, czy niezbędny w aucie o miejskim przeznaczeniu.
Ruszamy. Kierownica i biegi chodzą gładko. Wielkość auta i promień skrętu znakomicie ułatwiają manewry na parkingu. Gabaryty i ogólnie pojęta zwinność tego auta to jeden z jego największych atutów. Przy parkowaniu warto wspomnieć, że samochód posiada czujnik cofania. Działa, jeśli używać go z głową, czyli jak zawsze pamiętając, że elektronika robi za nas tylko to, do czego została zaprojektowana.
Trasę wyznacza nam nawigacja połączona z komputerem pokładowym. Choć czytelność panelu nie budzi zastrzeżeń, to sam ekran dotykowy i logika działania systemu mogą już denerwować. Dostać się na ten przykład do opcji nagrywania trasy (tak, jest taki bajer) zdołają tylko wyjątkowo dociekliwi lub ci, co natrafią na tę opcję przypadkiem (kolejne potwierdzenie tezy, że instrukcje czytają tylko ich autorzy).
Sama podróż rozpoczęła się na obrzeżach Krakowa, choć nie ma pewności, że nie były to rejony “księżycowe". Niestety, uliczne kratery ujawniły nieciekawą cechę Skody. Citigo jest na tyle twarde, że każda dziura przełączała dodatkowe urządzenie do nagrywania trasy w tryb “nagrywanie awaryjne". No cóż, budżet...
Dalej autostrada i tu możemy pokusić się o kilka słów w odpowiedzi na pytanie: “panie, a ile pali?". Zgodnie z obyczajem należałoby napisać, że tyle, ile się wleje, ale tu ujawnia się drugi (naliczyłem w sumie cztery) pozytywny aspekty skodzianki.
Spalanie przy jeździe z górnym limitem autostradowym oscylowało w okolicach 6,6 l na 100 km. Tu warto zaznaczyć, że Citigo ma szansę zachować się dość dynamicznie - przy dwóch osobach i bagażniku załadowanym “na weekend". Przy zetknięciu z amatorem wyścigów w “tedeiku 1.9", grzecznie chowamy się na prawy pas i czekamy na swoją szansę. “Bez spiny" - nasz miejski potwór zapuścił się w te rejony tylko w celach przemieszczenia się. Podczas podróży poza miastem, drogami krajowymi i tymi “żółtymi" bierze ok. 5,5 l/100 km. Gdy pobawimy się w “eko jazdę", a wskazówka nie przekroczy magicznego “osiemdziesiąt na godzinę", to spalanie liczymy z 4 na początku (dwa ostatnie wyniki podane przy czterech osobach). Miasto to oddzielna historia, tu głównie komputer wskazywał 5-6 l na 100 km (górne granice w korku i z łańcuszkiem świateł).
Gdy o spalaniu mowa, to warto podać kilka liczb. Auto napędza “litrowiec" (MPI) wyciągający 75 KM z momentem 95 Nm. Podawanie takich informacji rezerwuje się zwykle dla aut, które mają się czym pochwalić, wtedy liczby robią należyte wrażenie. Tu nie takie jest ich zadanie. Przy wspomnianych parametrach i wadze 900 kg auto może zaskoczyć osiągami. Rzecz jasna nie mówimy tu o doznaniach rodem z F1, ale o możliwości dynamicznych zachowań na drodze. Wyprzedzanie przy umiejętniej redukcji nie stanowi problemu - rzecz jasna w stylu spokojnym. Po prostu w razie potrzeby grzecznie “łykamy" jakiegoś zawalidrogę, autobus czy zdziwionego tym faktem “golfiarza". Tu Skoda reaguje całkiem poprawnie. Przy większym załadunku, manewry tego typu lepiej jednak wykonywać tylko w razie konieczności.
W auto wsiąka się dość szybko, przyzwyczajenie się do niego i zrozumienie zajmuje dosłownie kilka chwil. Zatem jedziemy, podziwiając za oknem beskidzkie krajobrazy, mijając nieczynne PGR-y i stacje benzynowe (na szczęście paliwa nie brakuje nawet przy zbiorniku 35l), słońce przygrzewa, “muzyczka gra"... No tak, muzyka.
Jest to niewątpliwie jeden z koronnych atutów Skody, wyróżnia go w segmencie. Wspomniany wcześniej napis SOUND został umieszczony w tylu miejscach, że nie sposób go przeoczyć. I dobrze, niech wiedzą, że auto dobrze gra, bo słyszeć na pewno słyszą. Miejska Skoda posiada dedykowany system dźwiękowy, cztery głośniki z przodu, dwa z tyłu oraz subwoofer. Dźwięk naprawdę mile zaskakuje. Wnętrze auta jest nim wypełnione, tony rozkładają się równo. Głośniki wysokotonowe na wysokości ucha dobrze spełniają swoje zadanie. Muzykę możemy odtworzyć z radia, MP3 lub płyt CD, możemy się również podpiąć z własnym odtwarzaczem przez AUX.
W podsumowaniu wspomnę jeszcze o bagażniku, który bez trudu mieści dwa większe plecaki lub torby (ale nic więcej) i ta uwaga określa zastosowanie i możliwości Skody. Nie sposób bowiem uciec od jej miejskiego przeznaczenia i choć Citigo reklamuje się w otoczeniu młodych i dynamicznych ludzi, to wydaje się, że jest to zabieg mocno wymuszony. Sam dodatek dobrego systemu dźwiękowego nie sprawi, że model ten stanie się ikoną miejskiego stylu - dodajmy, młodzieżowego stylu.
Citigo jest za bardzo poprawne, użytkowe i proste, aby robić za “modne autko dla młodych". Tu marketingowiec trochę zaszalał z koncepcją. W mojej ocenia lepiej sprzedałoby się jako pojazd dla trochę starszego segmentu użytkowników. Doskonały do poruszania się po mieście, z ambicjami do weekendowych wypadów. Z zastrzeżeniem, że bagażnik nie pomieści zbyt wiele.
Reasumując. Jeśli potrzebujesz mieszczucha do codziennej jazdy, z możliwością wypadu na weekend lub krótki urlop, cenisz sobie łatwość parkowania (gabaryty, wspomaganie, czujnik cofania) oraz prostotę w obsłudze, to Citigo zapewne ci się spodoba. O mankamentach pisałem już wyżej. Twarde zawieszenie, kiepskie urządzenie do nawigacji i obsługi komputera czy zbyt szerokie słupki to jedyne wady tego miejskiego auta. Wszystkie inne braki to po prostu nadinterpretacja oczekiwań w stosunku do tego segmentu.
Mój dziadek kupowałby Citigo od razu, ale jemu nie można też do końca wierzyć - on kupiłby każdą Skodę...
Piotr Olechniewicz