Przejedzie na prądzie 1000 km. "Ładowanie" trwa 5 minut!

Wygląda na to, że Szwajcarzy znaleźli sposób na pozbycie się największych wad samochodów elektrycznych – niewielkiego zasięgu i konieczności długotrwałego ładowania akumulatorów.

Na salonie w Genewie zadebiutować ma nowy, koncepcyjny pojazd marki NanoFlowcell o nazwie Qunat 48VOLT. Zastosowana przez Szwajcarów technologia może na dobre odmienić świat motoryzacji!

Firma, jak sama nazwa wskazuje, skupia się na układach elektrycznych wykorzystujących - mało znane - chemiczne akumulatory przepływowe. Sam pomysł został opatentowany w 1976 roku przez NASA. Pierwotnie chodziło o nowy, efektywniejszy, sposób przechowywania energii elektrycznej na wahadłowcach kosmicznych.

Jak to działa? W dużym uproszczeniu: zamiast klasycznego elektrolitu wykorzystywanego w akumulatorach ołowiowych - w systemie baterii przepływowych stosowane są dwa reagenty w postaci cieczy (w różnych stanach jonowych). Prąd elektryczny wytwarzany jest w ogniwie (z reguły zbudowanym ze stopów cynku), po dostarczeniu do niego obu składników. Do tej pory używano specjalnych - bardzo kosztownych - elektrolitów bazujących na wanadzie. Obecnie wykorzystuje się również związki organiczne, występujące w roślinach lub ropie naftowej.

Reklama


Zastosowanie tego typu rozwiązania w samochodzie ma zasadniczo same zalety. Przede wszystkim pozwala uzupełniać energię w taki sam sposób, jak w przypadku samochodów z silnikami spalinowymi. Po rozładowaniu baterii można po prostu wypompować ze zbiorników zużyty elektrolit i zastąpić go nowym. Cała operacja nie powinna trwać dłużej, niż kilka minut. Akumulatory przepływowe mają też zdecydowanie wyższą trwałość, niż stosowane obecnie w motoryzacji baterie litowo-jonowe. Gdzie jest haczyk?

Oczywiście chodzi o pieniądze. Problemem jest nie tylko brak infrastruktury, ale też wysoki koszt produkcji elektrolitów. Do tej pory przeszkodą była również wielkość samych ogniw. Chociaż miały dużą sprawność, zastosowanie ich w samochodzie osobowym wydawało się niemożliwe. Wygląda jednak na to, że Szwajcarzy poradzili sobie z tą kwestią.

Wg NanoFlowcell firmie udało się stworzyć układ, w którym 1 kg cieczy  jest w stanie dostarczyć 20 razy więcej energii niż 1 kg akumulatorów kwasowo-ołowiowych i 5 razy więcej energii niż baterie litowo-jonowe. Trzeba jednak pamiętać, że - dla porównania - jeden kilogram benzyny jest w stanie dostarczyć 40 razy więcej energii niż akumulator kwasowy i 20 razy więcej niż litowo-jonowy.

W koncepcyjnym Qunat 48VOLT zastosowano dwa zbiorniki reagentów (płyny jonowe naładowane dodatnie i ujemnie), każdy mieszczący po 200 l. Zdaniem producenta wystarcza to, by samochód miał zasięg około 800 km. Sprawność układu robi wrażenie, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że auto napędzają cztery silniki elektryczne, które - w topowej wersji - dostarczać mogą nawet 1090 KM! Sam akumulator wytwarza napięcie 735 Voltów i generuje prąd o natężeniu aż 92 Amperów! Zdaniem Szwajcarów tankowanie do pełna zajmuje jedynie 5 minut.

W przypadku modelu Qunat 48VOLT, jaki można będzie podziwiać w Genewie, układ napędowy osiągać ma moc 760 KM, co przekłada się na sprint do 100 km/h w 2,4 s (!) i prędkość maksymalną 300 km/h. Zasięg pojazdu oscylować ma w granicach 1000 km!

Firmie udało się również rozwiązać problem magazynowania zużytego "elektrolitu". NanoFlowcell podkreśla, że - podobnie jak w przypadku wykorzystujących wodór ogniw paliwowych - w ich układzie zużyty płyn wydalany jest z pojazdu w postaci nieszkodliwego "pyłu wodnego", co sugeruje, że oba reagenty bazują na związkach organicznych.

Czyżby przed elektryczną motoryzacją otwierały się właśnie zupełnie nowe możliwości?

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy