Kupiłbyś nową Syrenę Sport? Jest na to szansa!
W Polsce nastała właśnie moda na PRL. Coraz więcej osób przymierza się do zakupu klasyka z "epoki" - wielu młodych ludzi nie marzy dziś o ferrari czy lamborghini, lecz o Fiacie 125p lub "maluchu".
Nagły rozkwit zainteresowania motoryzacyjną historią naszego kraju łatwo wytłumaczyć. Posiadanie wyśmiewanych do niedawna syreny, warszawy czy "dużego fiata" traktowane jest obecnie jako przejaw patriotyzmu. Leciwe auta przypominają o czasach, gdy bez zająknięcia można było używać słów "polski przemysł motoryzacyjny".
Właśnie ta tęsknota za motoryzacyjną potęgą, którą - prawdę mówiąc - nigdy nie byliśmy, sprawia, że miłośnicy polskich pojazdów dokonują nieprawdopodobnych czynów. W ostatnim czasie kilku domorosłym konstruktorom udało się np. odtworzyć legendarne Syreny Sport. Odbudowanie aut wyłącznie na podstawie szczątkowych dokumentów i fotografii wymagało niewyobrażalnego wręcz nakładu pracy - mimo to powstały już co najmniej dwa jeżdżące egzemplarze.
Odbudowywanie samochodów pielęgnuje pamięć o polskiej myśli technicznej, ale rodzi też smutek i gorycz związaną z faktem, że polskie fabryki nie potrafiły odnaleźć się w wolnorynkowej rzeczywistości.
Nie wszyscy godzą się jednak na taki stan rzeczy. W głowach wielu młodych ludzi wciąż rysuje się piękny acz mało realny obraz stworzenia z Polski motoryzacyjnej potęgi. Na szczęście nie wszyscy poprzestają na marzeniach. Nie brakuje pasjonatów, którzy starają się zamienić je w czyn.
Będzie nowa Syrena Sport?
Jednym z nich jest niewątpliwie Rafał Czubaj - student Wydziału Mechanicznego Politechniki Wrocławskiej - który, jak wielu innych, postawił sobie za cel zbudowanie Syreny Sport. W tym przypadku nie chodzi jednak o stworzenie kolejnej repliki, lecz skonstruowanie zupełnie nowego pojazdu nawiązującego kształtem do legendarnego poprzednika.
Do współpracy udało mu się namówić innych pasjonatów - kształtem karoserii zajął się Pavlo Burkatskyy, znany m.in. z projektów takich pojazdów, jak Arrinera Hussarya czy torowego samochodu wyścigowego o nazwie Stealth B7. Inspiracją było oczywiście nadwozie pierwowzoru, stworzone w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku przez Cezarego Nawrota. Nawiązania do poprzednika dostrzec można m.in. w charakterystycznym kształcie błotników, drzwi czy pojedynczym, umieszczonym w centralnym punkcie maski wlocie powietrza. W pracach nad pojazdem pomaga też grafik komputerowy - Maciej Marcinkowski.
Co ważne, chociaż - jak to zwykle w przypadku studentów bywa - twórcy auta dysponują bardzo ograniczonym budżetem, nadwozie zaprojektowano tak, by można było wprowadzić je do produkcji. Podobnie jak w poprzedniku do jego budowy posłużyć mają lekkie i wytrzymałe tworzywa sztuczne.
Problemy z funduszami
Twórcy auta nie kryją, że w obecnej sytuacji szanse na uruchomienie produkcji są znikome. Postanowili jednak, że - szukając sponsorów - postarają się dopiąć plany na ostatni guzik. Chodzi o to, by stworzyć pełną dokumentację auta, która pozwoliłaby w krótkim czasie rozpocząć jego wytwarzanie.
Jak powiedział nam Rafał Czubaj, nadwozie z tworzyw sztucznych ma być montowane do zaprojektowanej własnymi siłami ramy przestrzennej. Samochód ważyć ma mniej niż 1000 kg.
Źródłem mocy może być jeden z benzynowych silników popularnych producentów. Na obecnym etapie prac twórcy auta planują zastosowanie czterocylindrowego, benzynowego, turbodoładowanego motoru o mocy około 280 KM. Pierwsze obliczenia wskazują, że tak uzbrojone auto przyspieszałoby do 100 km/h w mniej niż 5 s i mogło rozpędzić się do prędkości maksymalnej 250 km/h.
Oczywiście, na tę chwilę, trudno określić kiedy - i czy w ogóle - powstanie jeżdżący prototyp auta. Studencki budżet jest niestety mocno ograniczony - trzymamy kciuki za przychylność sponsorów.
Jak myślicie, czy tego typu auto miałoby szanse na komercyjny sukces?