Zmierzch kei cars w Japonii?

Według japońskiego rządu produkcja maleńkich kei cars nie przynosi korzyści lokalnej gospodarce i spowalnia rozwój technologiczny ich wytwórców - donosi "New York Times".

Kei cars (dosłownie "lekkie samochody") to japońskie odpowiedniki naszego Malucha - swego czasu zmotoryzowały Kraj Kwitnącej Wiśni. Ich popularność rozpoczęła się po wojnie, gdy kolejni japońscy producenci prezentowali maleńkie pojazdy zdolne przewieźć 4 osoby, z silnikami rodem z motocykla i w podobnej do motocykla cenie. Dla przykładu, jeden z pierwszych kei cars - Subaru 360 z 1958 roku (fot. z prawej) - mierzył 299 cm długości i był zasilany 2-cylindrowym, chłodzonym powietrzem silnikiem dwusuwowym o pojemności 356 ccm i mocy 16 KM. Zamontowana z tyłu jednostka napędzała tylne koła za pośrednictwem 3-biegowej skrzyni. Pojazd ważył niewiele ponad 400 kg i do 1971 roku znalazł 392 tys. nabywców.

Reklama

Błyskotliwa kariera

W kolejnych dekadach popularność kei cars nie słabła dzięki ulgom podatkowym i ubezpieczeniowym (nawet ponad 1/3 oszczędności względem większych aut), przywilejom w parkowaniu, a także modzie i różnorodności - ich producenci wykazywali się bowiem coraz większą kreatywnością. W segmencie kei cars pojawiły się na przykład kabriolety, samochody dostawcze oraz wersje z napędem na wszystkie koła. Z czasem "poszerzano" też granice ich wymiarów oraz dopuszczalnych parametrów silników. Dzisiaj ustawowy limit przewiduje, że samochód taki musi mierzyć maksymalnie 340 cm długości, 148 cm szerokości, 200 cm wysokości i dysponować jednostką napędową o pojemności do 660 ccm oraz mocy do 64 KM.

Obecnie kei cars mają imponujący, bo około 40-proc. udział w japońskim rynku, co oznacza ponad 2 mln pojazdów rocznie. Około dwie trzecie z nich kupują kobiety. I nic to, że ze względu na normy bezpieczeństwa praktycznie w ogóle się ich nie eksportuje - dla Japończyków i tak są bezpieczniejsze od pojazdów jednośladowych, o komforcie nie wspominając. Ich popularność niepokoi jednak lokalny rząd. Dlaczego? Według urzędników kei cars stanowią zagrożenie dla kondycji przemysłu motoryzacyjnego - ponieważ są budowane wyłącznie z myślą o rynku wewnętrznym, inwestycja w ich rozwój nie jest tak opłacalna jak w przypadku aut sprzedawanych za granicę. A jesteśmy przecież w epoce postępującej globalizacji, epoce wspólnych platform itd.

Ostre cięcie

"Musimy zrównoważyć nasze priorytety" - skomentował nowe przepisy Yoshitaka Shindo, japoński minister spraw wewnętrznych. Priorytety te nie dotyczą zresztą wyłącznie technologii. Hojne ulgi dla posiadaczy kei cars są odczuwalnym obciążeniem dla państwowej kasy i kością niezgody w negocjacjach o wolnym handlu między Japonią a Europą. Póki co koncerny motoryzacyjne z UE obawiają się, że taka umowa przysłużyłaby się głównie wytwórcom z Kraju Kwitnącej Wiśni, a zabetonowany rynek japoński i tak nie zareaguje na lepszą ofertę aut zagranicznych marek (obecnie ich sprzedaż w Japonii nie przekracza 10 proc.). Tymczasem na korzystniejsze przepisy handlowe z nadzieją czekają przedstawiciele innych gałęzi przemysłu, w tym borykające się z silną konkurencją Chin i Korei firmy z branży elektronicznej.

Aby zniwelować różnice w kosztach utrzymania kei cars i większych aut, japoński rząd o 50 proc. podniósł niedawno stawkę podatku, jakim obciążani są nabywcy najmniejszych pojazdów. Prognozy Daihatsu przewidują, że w rezultacie sprzedaż najmniejszych samochodów ma spaść w przyszłym roku o około 0,5 mln. Ubocznym skutkiem tej decyzji może być natomiast większa popularność niewielkich modeli zagranicznych producentów, takich jak Fiat 500.

Wszyscy przeciw

Krytycznie do posunięcia rządu odnoszą się mniejsze koncerny, dla których produkcja kei cars jest istotnym źródłem dochodu. "Kiedyś ludzie mawiali, że muszą godzić się na kei. Dziś chcą go mieć" - skomentował nowe regulacje Aritaka Okajima, rzecznik Suzuki. Firma ta oferuje najpopularniejszy model w segmencie, Wagon R, sprzedawany w liczbie ponad 200 tys. sztuk rocznie (fot. powyżej). Okajima podkreśla, że spotykane w nim rozwiązania techniczne nie ograniczają się wyłącznie do kei cars, ale są również stosowane w samochodach sprzedawanych na przykład w Indiach. Z podwyżki niezadowoleni są wreszcie sami Japończycy, którzy kei darzą sporą sympatią.

msob, źródło: "New York Times"

Nowy minikabriolet Hondy - ZDJĘCIA

magazynauto.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy