Wszyscy kłamią na potęgę. To wina urzędników!

Chociaż samochody osobowe odpowiadają jedynie za około 12 proc. emisji dwutlenku węgla w krajach Unii Europejskiej, urzędnicy z Brukseli to właśnie w nich widzą największego truciciela powietrza.

Od kilku lat w Parlamencie Europejskim trwa prawdziwa krucjata wymierzona w producentów, kolejne dyrektywy wprowadzają coraz drastyczniejsze normy emisji spalin.

Restrykcje dotyczące emisji CO2 to dla kierowców pozornie dobre informacje. Ta ma bowiem bezpośredni wpływ na kluczowy dla ekonomii jazdy parametr - zużycie paliwa. Problem w tym, że wprowadzanie kolejnych limitów uderza w istocie w europejski przemysł samochodowy, którego kondycja w ostatnich latach mocno podupadła. Mimo że na rozwój nowych generacji jednostek napędowych przeznaczane są grube miliardy euro, producenci i tak nie są w stanie zmieścić się w określonych przez urzędników normach.

Reklama

Przypominamy, że już w 2021 roku wszystkie nowe pojazdy wyjeżdżające na drogi Unii Europejskiej nie będą mogły emitować więcej, niż 95 gramów CO2 na km. Wszystko wskazuje jednak na to, że nowe limity w rzeczywistości wpłyną jedynie na kolejny, skokowy wzrost poziomu hipokryzji...

Międzynarodowa Rada Czystego Transportu opublikowała właśnie ciekawy raport. Wynika z niego, że rzeczywista emisja CO2 przez samochody jest obecnie aż o 38 proc. wyższa od tego, co deklarują ich producenci! To z kolei oznacza, że niemal każdy rejestrowany w Unii po raz pierwszy pojazd zużywa przeciętnie ponad 1/3 więcej paliwa, niż wynika to z danych technicznych i folderów reklamowych. Zdaniem Rady, każdego roku kosztuje to jego użytkownika średnio 450 euro!

Wniosek jest prosty - nabywcy celowo wprowadzani są w błąd. Producentom nie ma się jednak co dziwić. 95 gramów CO2/km odpowiada średniemu zużyciu paliwa na poziomie 4 l/100 km. To z kolei oznacza, że w warunkach miejskich auto nie powinno zużywać więcej niż 5-6 l/100 km, w trasie - między 2 a 3 l/100 km! Takie wyniki są trudne, by nie powiedzieć - niemożliwe, do osiągnięcia nawet w przypadku stosunkowo niewielkich aut segmentu B. Trzeba bowiem pamiętać, że nowe pojazdy muszą też spełniać rygorystyczne normy bezpieczeństwa, a te - z reguły - odbijają się na coraz większej masie. Przy obecnym rozwoju technologii jest w istocie niemożliwe, by rodzinny samochód segmentu D, który legitymuje się masą około 1,5 tony, zużywał w trasie 3 l paliwa na 100 km.

Warto dodać, że z raportu wynika również, że jeszcze w 2001 roku różnica w deklarowanym i rzeczywistym zużyciu paliwa nowych pojazdów sprzedawanych na rynkach unijnych wynosiła jedynie 8 proc. Zdecydowane działania urzędników, w rzeczywistości wpłynęły więc głównie na to, że poziom obłudy wzrósł od tego czasu niemal czterokrotnie!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy