Samochód bezpieczeństwa F1 w nowej roli?
Mistrz świata Formuły 1 z 1997 roku Kanadyjczyk Jacques Villeneuve uważa, że aby w przyszłości uniknąć tragedii, do jakiej doszło w niedzielę na torze Suzuka, konieczna jest natychmiastowa zmiana roli samochodu bezpieczeństwa.
Po tragicznym wypadku podczas niedzielnego wyścigu Formuły 1 o GP Japonii, w którym rozległych obrażeń głowy doznał 25-letni Francuz Jules Bianchi z zespołu Marussia, fachowcy krytykują organizatorów za zbyt późny wyjazd na tor samochodu bezpieczeństwa. Nie pojawił się on na torze natychmiast po wypadku Adriana Sutila, wyścig kontynuowano, a o niebezpieczeństwie informowały kierowców tylko żółte flagi, których wywieszenie nie przerywa rywalizacji.
"Trzeba wprowadzić zasadę - wypadek i od razu wyścig zostaje zatrzymany przez samochód bezpieczeństwa. Gdyby na Suzuce tak się stało, gdy tuż przy torze pojawił się dźwig podnoszący uszkodzony bolid Sutila, do wypadku Bianchiego by nie doszło" - uważa Villeneuve.
Jego zdaniem safety car ma służyć tylko bezpieczeństwu kierowców, a nie... wygodzie sędziów. "To nie jest miejsce dla sędziów obserwujących wyścig!" - grzmi Kanadyjczyk.
Jego zdaniem, działacze Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA) powinni jak najszybciej zmienić zasady wjazdu na tor samochodu bezpieczeństwa.
"Tu chodzi przecież o życie. Nie można zwracać uwagi na pojawiające się opinie, że jego wjazd na tor przerywa walkę o zwycięstwo, a późniejsza neutralizacja sprawia, że ten, kto przed przerwaniem wyścigu był najszybszy, traci wypracowaną przewagę. To sprawia, że rywalizacja staje się mniej pasjonująca, szczególnie dla kibica. Ale to przecież nie może decydować o bezpieczeństwie" - ocenia były mistrz świata.
Diametralnie inną opinię o niedzielnym wypadku ma dyrektor sportowy zespołu Mercedes GP, były znakomity kierowca F1 Austriak Niki Lauda. Jego zdaniem, służby techniczne nie popełniły błędu, a kraksa Bianchiego była nieszczęśliwym wypadkiem.
"Nikt przecież nie mógł przewidzieć, że dokładnie w tym samym miejscu, gdzie wypadł Sutil, kilka minut później przyczepność straci inny kierowca. Uszkodzony bolid trzeba było usunąć, aby nie zagrażał innym. To był nieszczęśliwy wypadek, nie pierwszy w tym sporcie i obawiam się, że nie ostatni" - powiedział Lauda.
Ostatni śmiertelny wypadek w czasie zawodów Formuły 1 wydarzył się 1 maja 1994 roku podczas Grand Prix San Marino na torze w Imola. W wyniku obrażeń poniesionych po uderzeniu w bandę okalającą tor zmarł w szpitalu w Bolonii trzykrotny mistrz świata Brazylijczyk Ayrton Senna.