Bentley Bentayga to najbardziej... awaryjne auto świata?

Kupując nowy samochód oczekujemy, że zapewni on bezproblemową eksploatację, przynajmniej przez klika pierwszych lat. Niestety, współczesne auta są tak nafaszerowane elektroniką, że czasami zwyczajnie... wszystko się w nich buntuje.

W sieci pojawił się filmik, na którym "szczęśliwy" posiadacz Bentleya Bentaygi z Polski pokazuje co "potrafi" jego superluksusowy SUV. A wygląda na to, że choć to "jedynie słuszna" wersja W12 wyposażona w mnóstwo "ekstrasów" (w tym pakiet stylistyczny przygotowany przez Mansory), potrafi on głównie... denerwować swojego właściciela. I to bardzo.

Wyobraźcie sobie taką sytuację - jedziecie swoim nowym Bentleyem, kiedy nagle zapalają się wszystkie kontrolki (w tym ta od świec żarowych, choć wcale nie jedziecie dieslem!), a na wyświetlaczu komputera pokładowego pojawia się litania. Najpierw "usterka drzwi kierowcy" (!), później układu ESC (stabilności), asystenta martwego pola, usterka ogrzewania kierownicy, adaptacyjnego tempomatu, hamulca postojowego, adaptacyjnych reflektorów, regulacji twardości zawieszenia oraz samego zawieszenia pneumatycznego i jego aktywnej stabilizacji (elektrycznie rozpinane stabilizatory). Po czym auto gaśnie i nie daje się zapalić.

Reklama

Bentayga trafiła do serwisu, ale jakiś czas później jej właściciel znów zatrzymał się na światłach i dowiedział się tym razem o usterce układu start/stop (którego akurat nie ma co opłakiwać), usterce układu jezdnego, "ograniczeniu Osłony Bentley" (chodzi o asystentów kierowcy) oraz szeregu innych awarii z poprzedniej listy.

W efekcie między majem 2017, a marcem 2018 samochód 8 razy zawitał do ASO, gdzie spędził w sumie 92 dni (!). Co gorsza, efektem 3-miesięcznych napraw, jest ciąg dalszy problemów i wysyp komunikatów informujących o awarii właściwie całej elektroniki dostępnej na pokładzie. Chyba nie tego spodziewał się właściciel Bentaygi, kiedy kupował w salonie samochód za 1,1 mln zł. Plus opcje. Spokojnie można założyć, że ten egzemplarz kosztował 1,5 mln zł. Naprawdę, można się zdenerwować. Ciekawe jaki będzie finał tej historii.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama