Jazda (bez)alkoholowa

Badania alkomatem robione w czasie epidemii dają fałszywe wyniki?

Podczas weekendowych wyścigów kłusaków z okazji 100-lecia toru w Stavanger u jednego z powożących sulkami alkomat kilkakrotnie wykazał wynik pozytywny. Okazało się, że powodem była zbyt silna dezynfekcja urządzenia.

Spowodowało to lawinę komentarzy ze strony kierowców, którzy w ostatniach tygodniach zgodzili się na przyjecie mandatów po pozytywnej kontroli alkomatami. Teraz żałują, że nie zażądali badania krwi. Policja, poproszona przez media o komentarz na temat dezynfekcji alkomatów, tłumaczy, że procedury są takie, jak wymagają władze. Nie będzie jednak przyjmować odwołań, ponieważ dowody "już wyparowały".

U faworyta zawodów w Stavanger Asbjoerna Tengsareida kontrolerzy stwierdzili najpierw 0,47, a w drugiej próbie aż 1,18 promila alkoholu w wydychanym powietrzu, co oznaczało wykluczenie z zawodów, nawet rok dyskwalifikacji, poważną karę finansową oraz utratę samochodowego prawa jazdy.

"Poprosiłem o ponowne badanie i wynik był jeszcze wyższy. Tłumaczyłem, że jestem abstynentem i piję tylko wodę i kawę, lecz to wywołało tylko znaczące uśmieszki kontrolerów. W końcu zaproponowałem, aby sprawdzić... konie i wezwałem kierownictwo zawodów. Dopiero na innym alkomacie wynik pokazał zero" - opowiedział Tengesreid na antenie telewizji NRK transmitującej wyścigi. Tengesreid w końcu wystartował i powożąc koniem Thai Eros wygrał swoja gonitwę.

Reklama

Dyrektor toru Bjoern Bakstevold wyjaśnił, że powodem tej sytuacji były zalecenia władz zdrowia publicznego, które z powodu pandemii koronawirusa wymagają bardzo dokładnego dezynfekowania alkomatów po każdym użyciu. "Tym razem kontrolerzy przesadzili, używając czystego spirytusu" - przyznał.

Badania pod kątem spożycia alkoholu u powożących sulkami są w Norwegii obowiązkowe tylko w najwyższej serii V-75, natomiast w Szwecji prowadzone są przed wszystkim gonitwami. Poddawani są nim też sędziowie. Restrykcje są tak ostre, że badania przechodzą nawet 13-letni zawodnicy startujący w wyścigach ...kucyków.

Jeden z najbardziej znanych skandynawskich powożacych, 61-letni Norweg Jomar Blekkan wystartował w ponad 25 tysiącach gonitw, z których wygrał cztery tysiące. Przed Oslo Grand Prix, w lutym 2015 roku, alkomat wykazał u niego 0,3 promila alkoholu przy dozwolonej granicy 0,2. Musiał zapłacić tysiąc euro grzywny i został zdyskwalifikowany na pół roku.

Teraz zwrócił się do wszystkich badanych alkomatami, aby żądali badania krwi, ponieważ przypadki źle działających urządzeń, jak się okazuje, nie należą do rzadkości.

"Zbyt szybko poddałem się karze i do dzisiaj żałuję, że nie zrobiłem badania krwi. Jestem pewien, że nie wykazałoby alkoholu, a tak straciłem fortunę nie startując, a gonitwy w Skandynawii odbywają się przecież codziennie" - powiedział.

Od redakcji:

Historia może nie dotyczy kierowców, ale ich protesty były w pełni uzasadnione. Przecież to właśnie oni stanowią grupę najczęściej poddawaną badaniu alkomatami, a za wynik pozytywny grożą poważne konsekwencje. Sprawa jest tym trudniejsza, że po fakcie nie sposób udowodnić, że pomiar wykonany nawet kilka godzin wcześniej, był błędny.

Z tego też powodu polska policja zapowiedziała na początku epidemii, że nie będzie używać urządzeń typu Alcoblow, czyli popularnych żółtych "patyków", ponieważ potencjalnie mogą one doprowadzić do zarażenia badanej osoby. Zamiast tego miano korzystać wyłącznie z alkomatów z wymiennymi ustnikami, które nie niosą ze sobą takiego ryzyka. Okazuje się jednak, że policja o tym najwyraźniej zapomniała. Do użycia wróciły urządzenia Alcoblow, które przed badaniem są dezynfekowane. Nagrał to jeden z kontrolowanych kierowców, na którego obawy o zarażenie, policjant zareagował rozsmarowując palcem na urządzeniu silny roztwór alkoholu. Pojedynczy przypadek nieprzemyślanej inicjatywy funkcjonariusza, czy zalecane działanie?

PAP/INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy