Skandal z emisją spalin Volkswagena zatacza coraz szersze kręgi
Skandal z manipulowaniem pomiarem emisji spalin w samochodach Volkswagena zatacza coraz szersze kręgi. We wtorek koncern przyznał, że problem dotyczy ok. 11 milionów jego pojazdów na całym świecie. W Niemczech powołano ministerialną komisję śledczą.
Volkswagen poinformował o przeznaczeniu w trzecim kwartale br. 6,5 miliarda euro na niezbędne modyfikacje i inne koszty, wyrażając zarazem nadzieję na "odzyskanie zaufania klientów". Akcje Volkswagena, które w poniedziałek straciły prawie jedną piątą wartości, we wtorek przed południem spadły o kolejne 23 proc., do najniższego poziomu od października 2011 roku.
Skandal wybuchł, gdy w USA tamtejsza federalna Agencja Ochrony Środowiska (EPA) ustaliła, że oprogramowanie zainstalowane w ponad 480 tys. pojazdów Volkswagena z napędem dieslowskim uaktywnia system ograniczania emisji spalin (przestawianie silnika na szczególnie oszczędny tryb pracy) tylko na czas oficjalnych pomiarów testowych. Oznacza to, że w normalnych warunkach pojazdy Volkswagena z silnikami dieslowskimi mają lepsze osiągi, ale zanieczyszczają powietrze o wiele bardziej, niż to dopuszczają przepisy w USA.
We wtorek koncern przyznał, powołując się na wewnętrzne kontrole, że zakwestionowane przez EPA oprogramowanie było instalowane w jego samochodach także poza USA. Wydano w tej sprawie oświadczenie z informacją, że w pojazdach z silnikiem typu EA 189 stwierdzono "rzucającą się w oczy różnicę między wartościami (emisji spalin) na stanowiskach kontrolnych a wartościami podczas rzeczywistej eksploatacji". Volkswagen ujawnił, że w skali światowej dotyczy to ok. 11 milionów jego pojazdów. Podkreślono, że chodzi wyłącznie o samochody z tymi silnikami.
W USA, gdzie oprogramowanie zakwestionowane przez EPA zainstalowano w niespełna 500 tys. samochodów Volkswagena, koncernowi teoretycznie grozi kara wysokości 18 miliardów dolarów; prawdopodobne są też roszczenia cywilnoprawne klientów i akcjonariuszy. Amerykanie zwrócili dotąd uwagę na modele Jetta, Golf, Beetle i Audi A3 z lat 2009-2015 oraz model Passat z lat 2014-2015. Volkswagen wstrzymał w USA sprzedaż tych modeli.
W USA śledztwo w sprawie praktyk Volkswagwena prowadzi Ministerstwo Sprawiedliwości. W Niemczech minister transportu Alexander Dobrindt powołał komisję śledczą. Na jej czele stanie sekretarz stanu w resorcie transportu Michael Odenwald - powiedział Dobrindt. Członkowie komisji udadzą się jeszcze w tym tygodniu do siedziby koncernu w Wolfsburgu.
Kanclerz Niemiec Angela Merkel zażądała szybkiego i pełnego wyjaśnienia sprawy. "Mam nadzieję, że możliwie najszybciej ujawnione zostaną fakty" - powiedziała.
Brytyjski resort transportu zaapelował we wtorek do Komisji Europejskiej o przeprowadzenie dochodzenia. Także francuski minister finansów Michel Sapin ocenił we wtorek, że konieczne jest śledztwo na poziomie europejskim, a także przeprowadzenie kontroli innych europejskich producentów samochodów. Zastrzegł przy tym, że "nie ma żadnego konkretnego powodu, by sądzić, że francuscy producenci postępowali jak niemiecki Volkswagen".
Komisja Europejska poinformowała, że analizuje dostępne informacje dotyczące manipulowania pomiarem emisji. Zapowiedziała też, że od przyszłego roku możliwe będzie testowanie samochodów nie w laboratoriach, lecz w warunkach drogowych.
UE ma kompetencje, jeśli chodzi o ustalanie limitów emisji spalin, a także procedur dotyczących testów. Z kolei jeśli chodzi o sprawdzanie, czy są one spełniane, należy to do kompetencji państw członkowskich.
Włoskie ministerstwo infrastruktury i transportu wszczęło własne postępowanie wyjaśniające w sprawie skandalu. Resort chce się dowiedzieć, czy takie auta trafiły do Włoch. Z kolei władze Korei Południowej zapowiedziały, że zbadają poziomy emisji dwóch modeli z silnikami diesla Volkswagena i jednego wyprodukowanego przez Audi. W przypadku wykrycia nieprawidłowości kontroli zostaną poddane wszystkie niemieckie auta. Szacuje się, że skontrolowanych będzie 4-5 tys. samochodów.
Niemiecki dziennik "Tagesspiegel" napisał, powołując się na źródła w radzie nadzorczej Volkswagena, że w reakcji na skandal koncern rozstanie się ze swym szefem Martinem Winterkornem. Miałby go zastąpić Matthias Mueller, szef Porsche, wchodzącego w skład koncernu. Także związkowcy zakładów zapowiedzieli, że będą domagać się konsekwencji personalnych.
Martin Winterkorn oświadczył we wtorek, że pomimo skandalu z manipulowaniem pomiarem emisji spalin nie ustąpi ze stanowiska, i zaapelował w internetowym posłaniu wideo o zaufanie do firmy.
Winterkorn powiedział, że "byłoby błędem kwestionowanie ciężkiej i uczciwej pracy 600 tys. zatrudnionych tylko dlatego, że mała grupa osób dopuściła się ciężkich wykroczeń". "Nasza załoga nie zasłużyła na to. Dlatego prosimy, proszę o państwa zaufanie na naszej dalszej drodze - powiedział szef Volkswagena. - Wyjaśnimy to".