Polskie drogi

Niecne praktyki. Nie przyjmiesz mandatu, policja zabierze ci prawo jazdy

Ogólnopolskie media donoszą o rosnącej liczbie przypadków dotyczących zatrzymywania przez policjantów dowodów rejestracyjnych i - co gorsza - praw jazdy za błahe przewinienia w ruchu drogowym. Funkcjonariusze stosować mają ten rodzaj "przymusu", gdy kierowca odmawia przyjęcia mandatu i decyduje się na drogę sądową.

O nietypowych metodach "dyscyplinowania" kierowców donosiła m.in. krakowska "Gazeta Wyborcza", która twierdziła, że działanie policjantów jest zgodne z prawem. Czy rzeczywiście?

W przypadku dowodu rejestracyjnego sprawa jest prosta. Zgodnie z obowiązującymi przepisami policjant (lub funkcjonariusz straży granicznej) ma prawo zatrzymać dokument w przypadku stwierdzenia lub uzasadnionego przypuszczenia, że pojazd:

a) zagraża bezpieczeństwu w szczególności po wypadku drogowym, w którym zostały uszkodzone zasadnicze elementy nośne konstrukcji nadwozia, podwozia lub ramy,

Reklama

b) zagraża porządkowi ruchu,

c) narusza wymagania ochrony środowiska.

Do tego dochodzi również cała masa wad samego dokumentu, jak np. jego uszkodzenia lub brak adnotacji o dodatkowym wyposażeniu (instalacja gazowa, hak). W praktyce oznacza to, że przesłanką do zatrzymania dowodu rejestracyjnego jest np. wyciek któregokolwiek z płynów eksploatacyjnych (zagrożenie dla środowiska), uszkodzenie zderzaka, reflektora czy szyby.

Zdecydowanie więcej emocji wywołuje jednak kwestia zatrzymywania praw jazdy. Kością niezgody jest tu art. 132. Prawa o ruchu drogowym, który jasno określa wszystkie przypadki, w którym funkcjonariusz ma prawo zatrzymać dokument.

W punkcie 2. czytamy, że: "Policjant może zatrzymać prawo jazdy za pokwitowaniem w razie uzasadnionego podejrzenia, że kierowca popełnił przestępstwo lub wykroczenie, za które może być orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów". Taki zapis pozostawia funkcjonariuszom niezwykle szerokie pole manewru. Trudno bowiem o jasną definicję "uzasadnionego podejrzenia". Teoretycznie nic nie stoi przecież na przeszkodzie, by było ono wynikiem niewinnej stłuczki...

Sprawa ma jednak drugie dno bowiem kierowcy, którzy stracili w ten sposób uprawnienia do prowadzenia, mają pewną cechę wspólną - nie zgodzili się na przyjęcie proponowanego przez policjanta mandatu, ale postanowili skorzystać ze swojego prawa i wyjaśnić sprawę na drodze postępowania sądowego. Przypomnijmy w tym miejscu, że każdy kierowca ma prawo odmówić przyjęcia mandatu i nie jest to dla policjanta żadna zniewaga - w takiej sytuacji po prostu kieruje on wniosek o ukaranie do sądu. Warto dodać, że nie można zmienić zdania i po czasie wycofać się z przyjętego mandatu. Decyzję trzeba podjąć na miejscu, a przyjęcie mandatu to przyznanie się do winy (jedynym wyjątkiem jest ukaranie mandatem za czyn niebędący wykroczeniem, wówczas można się zwrócić do sądu o jego uchylenie).

Nie ulega więc wątpliwości, że zatrzymanie prawa jazdy, po tym jak kierowca odmówi przyjęcia mandatu, ma w tym przypadku wymiar "kary" za skierowanie sprawy do sądu, co wiąże się dla funkcjonariuszy z dodatkową "robotą papierkową". Szkopuł w tym, że w takim przypadku "uzasadnione podejrzenie, że kierowca dopuścił się przestępstwa lub wykroczenia, za które może być orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów" nie znajduje uzasadnienia, a mówiąc wprost - podważa kompetencje samego policjanta i godzi w dobre imię policji! Bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że chwilę wcześniej, ten sam policjant, za to samo wykroczenie, temu samemu kierowcy proponował jedynie mandat karny? Kiedy nabrał "uzasadnionego podejrzenia że sąd zatrzyma prawo jazdy" i co przyczyniło się do nagłej zmiany oceny sytuacji?

Wypada też dodać, że do przedstawionej powyżej argumentacji wielokrotnie przychylały się też sądy. Redakcji znane są przypadki, w których już po kilku dniach sędziowie oddalali wnioski policjantów o zatrzymanie uprawnień i zwracali zatrzymane dokumenty listem poleconym...

O zajęcie stanowiska w tej sprawie poprosiliśmy wydział prasowy Komendy Policji w Krakowie. Gdy tylko otrzymamy odpowiedź z oficjalnym stanowiskiem stróży prawa, bezzwłocznie podzielimy się nią z oburzonymi działaniem policjantów czytelnikami!

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama