Za co nie lubię rowerzystów
To, co wyprawia wielu rowerzystów na drogach, woła o pomstę do nieba.
Ci uczestnicy ruchu za nic mają wszelkie przepisy, jeżdżą, gdzie im się podoba i jak im się podoba. Oczywiście, często narażają w ten sposób swoje życie i zdrowie, ale nie tylko. Nie chcę oczywiście generalizować, bo znam też wielu mądrych i rozsądnych rowerzystów, ale niestety, ogólny obraz polskich cyklistów jest bardzo negatywny.
A zatem, za co nie lubię rowerzystów?
Jeśli pomiędzy samochodami stojącymi w korku lub przed sygnalizatorem przeciska się motocyklista, jest to praktycznie uzasadnione. Motocykl to szybki pojazd i kiedy ruszy po zapaleniu się zielonego sygnału, nikomu nie będzie przeszkadzał, prędko zniknie nam z oczu.
A rower? Rowerzyści postępują niestety podobnie jak motocykliści, tyle tylko, że gdy za chwilę ruszą inne pojazdy, ich kierowcy muszą ponownie wyprzedzać tego rowerzystę.
Często zdarza się, że stoję przed światłami, rowerzysta przeciska się, za chwilę wszyscy ruszają, wyprzedzam tego rowerzystę (co nie zawsze jest takie proste, bo często muszę zmienić pas), a potem znowu stajemy przed kolejnym skrzyżowaniem i on znowu przepycha się na czoło...
Wielokrotne wyprzedzanie tego samego rowerzysty jest naprawdę denerwujące i powoduje dodatkowe, niepotrzebne tamowanie ruchu.
Samochody stoją przed skrzyżowaniem lub przejściem dla pieszych, na sygnalizatorze czerwone światło, a rowerzyści spokojnie jadą dalej. Tak jakby sygnalizacja ich nie obowiązywała. Często czynią to przemykając pomiędzy pieszymi idącymi po przejściu, a nawet zmuszając przechodniów do zatrzymania się.
Takie postępowanie jest niebezpieczne i denerwujące dla kierowców. Ja stoję, a on sobie dalej jedzie bezkarnie. To może ja też zacznę przejeżdżać samochodem albo motocyklem na czerwonym?
Jazda wzdłuż po przejściu dla pieszych jest zabroniona i przepis ten dotyczy także rowerów. Rowerzysta poruszając się wraz z pieszymi po przejściu powinien zejść z roweru i przeprowadzić go. Tacy rowerzyści należą jednak do wyjątków. Pozostali zazwyczaj śmigają pomiędzy pieszymi nierzadko zmuszając ludzi po usuwania się im z drogi.
Co gorsza, przejeżdżanie po przejściu może stać się powodem potrącenia rowerzysty przez samochody, które wykonują skręt warunkowy. Nawet, jeśli samochód zatrzyma się przez wykonaniem skrętu (co jest obowiązkowe, ale z kolei nagminnie ignorowane przez zmotoryzowanych), to i tak rozpędzony rower jadący po przejściu może być zauważony zbyt późno, zwłaszcza jeśli widoczność jest ograniczona przez pojazdy stojące na sąsiednich pasach. Wiele takich wypadków już miało miejsce.
Bardzo często rowerzyści jeżdżą również po chodnikach i to także tych wąskich, zatłoczonych przez pieszych. Gdyby czynili to jadąc powolutku, nie miałbym nic przeciwko temu. Ale niestety, zazwyczaj wyprzedzają przechodniów o centymetry, z dużą prędkością, niejednokrotnie potrącając ich kierownicą. Bywa, że dzwonią dzwonkiem (jeśli go mają) albo kiedy ktoś nie usuwa im się z drogi, patrzą zaczepnie lub z pretensją.
Taka szybka jazda po chodniku jest bardzo niebezpieczna. Piesi mogą zostać zaskoczeni obecnością roweru tuż za ich plecami. Osoba starsza może się po prostu przestraszyć, wykonać nieoczekiwany ruch i dostać się wprost pod rozpędzony rower. To samo dotyczy małych dzieci. Zresztą takie wypadki mają miejsce!
W Warszawie rozpędzony rowerzysta potrącił 87-letnią staruszkę, która wyszła z bramy budynku. Kobieta poniosła śmierć! Sprawca próbował uciec, lecz na szczęście został zatrzymany przez przechodniów. W Krakowie rowerzysta przemykający pomiędzy pieszymi idącymi chodnikiem potrącił 2-letnie dziecko! W Poznaniu rowerzyści wpadli na kobietę prowadzącą wózek z dzieckiem, powodując jego przewrócenie się.
Rowerzyści potrafią jeździć nawet bardzo ruchliwymi arteriami, na których oczywiście ruch rowerów jest zabroniony. Ignorują jednak zakazy wjazdu. Zdarza się, że jeżdżą po jezdni, mimo że obok jest droga dla rowerów. Poruszają się bardzo często po bus-pasach, co powoduje oczywiście dla kierowców autobusów poważne utrudnienie. Wyprzedzenie roweru wiąże się przecież z koniecznością przejechania na sąsiedni pas.
Nocą jeżdżą z reguły bez żadnego oświetlenia lub choćby odblasków. Dotyczy to zwłaszcza rowerzystów poruszających się nieoświetlonymi drogami poza obszarem zabudowanym.
Potrafią nieoczekiwanie wyjechać z bocznej drogi tuż przed jadącymi samochodami, gwałtownie skręcić, zmuszając kierowców do hamowania, wpychać się pomiędzy samochody jadące dwoma sąsiednimi pasami, wyprzedzać z prawej strony samochód skręcający w prawo, nie zdając sobie sprawy, że dla kierowcy ciężarówki lub autobusu mogą być w tej sytuacji zupełnie niewidoczni.
Na domiar złego wielu z nich ma na uszach słuchawki, a słuchanie głośnej muzyki powoduje, że sami często nie słyszą ruchu innych pojazdów.
W naszym kraju ostatnio jest "moda na rowery". To dobrze, że coraz więcej ludzi korzysta z tego środka lokomocji. Tyle tylko, że wszystko trzeba czynić z głową.
Tymczasem twórcy prawa, jak i media starają się "być na czasie" i jeszcze przypodobać rowerzystom. Tworzy się więc różne śluzy, wprowadza przepisy, że rowerzyści mogą jechać obok siebie na mało ruchliwych drogach itd. Kolejna bzdura, bo tych przepisów, podobnie jak innych, rowerzyści i tak zazwyczaj nie przestrzegają i robią, co im się podoba.
Zwróćmy zresztą uwagę, że rowerem może jeździć praktycznie każdy, bez żadnego przeszkolenia, bez żadnych uprawnień. A zatem w ruchu drogowym, najbardziej ruchliwymi ulicami miast, a także po szosach poruszają się na rowerach ludzie, którzy mogą nie mieć zielonego pojęcia o znakach i sygnałach, nie znać w ogóle żadnych przepisów.
Można by, rzecz jasna, stwierdzić, że jeśli rowerzystom życie niemiłe i sami igrają z niebezpieczeństwem, to ich sprawa. Tym bardziej, że przecież rower w konfrontacji z samochodem ma niewielkie szanse.
Tyle tylko, że dla każdego kierowcy potrącenie rowerzysty to nie lada problem. Przesłuchania, wyjaśnienia, rozprawy przed sądem. Zresztą nawet jeśli nie jesteśmy winni wypadku, świadomość, że zabiło się lub raniło człowieka, zawsze pozostawi trwały ślad w psychice.
Jest jeszcze inny aspekt tej sprawy. Rowerzysta jest na jezdni praktycznie anonimowy i bezkarny. Rower nie ma numerów rejestracyjnych, nie musi być ubezpieczony od odpowiedzialności cywilnej. Jeden z czytelników opisał nam, że podczas gdy stał w korku, rowerzysta przeciskając się pomiędzy samochodami porysował mu auto, urwał lusterko i oczywiście uciekł, pokazując jeszcze na koniec ordynarny gest palcem.
Nawet dla policji zatrzymanie rowerzysty może być problematyczne, bo łatwo sobie wyobrazić pogoń radiowozem za rowerzystą, który uciekając skręci gdzieś w bramę, przemknie podwórkiem albo wąskim chodnikiem...
Żeby nie było niejasności - nie jestem nawiedzonym wrogiem rowerzystów, nie jestem konserwatywnym dziadkiem, sam też jeżdżę rowerem. Uważam jednak, że wielu rowerzystom po prostu brakuje wyobraźni, a kodeks drogowy mają w głębokim poważaniu.
Myślę więc, chociaż może to wyda się nierealne, że rowery jednak powinny mieć tabliczki z numerem, a także obowiązkowe ubezpieczenie OC. W przeciwnym razie walka z łamaniem przepisów przez tych uczestników ruchu zawsze będzie skazana na niepowodzenie.
Polski kierowca