Polski kierowca

Ograniczenie prędkości przed progiem zwalniającym - rozwiewamy wątpliwości

Wielokrotnie w swoich tekstach podkreślałem, że w polskich przepisach wiele jest niejasności lub zapisów, które wzajemnie sobie przeczą. Właśnie jedna z takich niejasności stała się przyczyną kontrowersji związanych z pytaniem, jakie pojawiło się w przygotowanym niedawno przeze mnie teście.

Już we wstępie do wspomnianego testu napisałem, że nie jest on prosty. W przeciwieństwie do pytań, jakie pojawiają się na egzaminach na prawo jazdy, chciałem zawrzeć w nim przykłady sytuacji, które wielu kierowcom sprawiają problemy. Częściowo wynikające z ich niedouczenia, ale częściowo z niejasnych przepisów, które bywają różnie interpretowane.

Właśnie niejednoznaczne zapisy i różne ich rozumienie stało się przyczyną polemiki oraz żywej dyskusji dotyczącej jednego z pytań w przygotowanym przeze mnie teście. Oto i ono:

Reklama

Czy w tej sytuacji kierowca niebieskiego samochodu bezpośrednio po minięciu progu zwalniającego może jechać z prędkością wyższą niż 30 km/h?

Jeśli oddaliście swój głos w powyższej ankiecie widzicie, że większość kierowców odpowiedziała prawidłowo, ale spora grupa uważa, że w takiej sytuacji za progiem można przyspieszyć. Wśród nich jest osoba prowadząca profil Roadsafe.pl na Facebooku, gdzie pojawiła się polemika pod moim adresem. Niestety, osoba ta uległa najwidoczniej wpływowi błędnej interpretacji przepisów. Nie dziwi mnie to, gdyż podobnemu wpływowi uległo również wielu egzaminatorów, a także w owym czasie samo ministerstwo, o czym kiedyś pisałem. Niemała w tym zasługa zamotanych, poplątanych przepisów.

Warto jednak zastanowić się, po co są progi zwalniające i czy po przejechaniu progu kierowca powinien od razu dusić pedał gazu do podłogi?

Słuszność mojego stanowiska potwierdza dobitnie wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Kielcach (sygn. IISA/Ke386/16 z dnia 28.06.2016 r.). Sprawa dotyczyła egzaminatora, który oblał zadającego za to, że po przejechaniu progu zwalniającego przyspieszył. Kandydat na kierowcę odwołał się od decyzji egzaminatora. Co ciekawe, urząd marszałkowski i Samorządowe Kolegium Odwoławcze przyznały rację zdającemu egzamin.

Dopiero Wojewódzki Sąd Administracyjny orzekł jednoznacznie:

"(...) progi zwalniające są montowane najczęściej w miejscach wzmożonej ostrożności (np. szkoły, przedszkola) w celu spowolnienia ruchu. Jak już wskazano wyżej, zgodnie z § 7 ust. 2 rozporządzenia w sprawie znaków i sygnałów drogowych znak A-11a "próg zwalniający" ostrzega o wypukłości na jezdni zastosowanej w celu spowolnienia ruchu pojazdów. Nie sposób zatem przyjąć, że zamiarem organizatora ruchu w zamontowaniu progów było powodowanie sytuacji, w której pojazdy będą przyspieszać po przejechaniu progu i hamować przed kolejnym progiem. Zdaniem Sądu, jeżeli ograniczenie prędkości ma dotyczyć jedynie progu zwalniającego, tak jak wskazuje Kolegium, to zarządzający ruchem powinien albo ustawić za każdym progiem znak odwołujący ograniczenie prędkości B-34 " koniec ograniczenia prędkości", albo znak B-42 "koniec zakazów" ewentualnie do znaku przed progiem zamontować tabliczkę wskazującą długość odcinka drogi, na którym obowiązuje zakaz. W innym przypadku ograniczenie prędkości obowiązuje aż do odwołania. W żadnym natomiast wypadku próg zwalniający nie odwołuje zakazu wyrażonego znakiem B-33."

Brawo dla sądu za zgodny z prawem, logicznie i mądrze uzasadniony wyrok. Progi zwalniające nie są na drodze przeszkodą naturalną, lecz sztuczną, zbudowaną celowo po to, by zmusić kierujących do zmniejszenia prędkości. Jaki zatem sens miałoby ograniczanie prędkości tylko na samym progu, a po jego minięciu już nie?

I jeszcze kwestia "tabliczki", do której odnosi się osoba z Roadsafe.pl i która pojawia się w powyższym uzasadnieniu. Należy wprowadzić tu rozróżnienie, ponieważ chodzi o dwie zupełnie różne tabliczki. Przypominam zatem, że żółta tabliczka, wskazująca odległość znaku od miejsca niebezpiecznego (T-1 ), dotyczy tylko i wyłącznie znaku ostrzegawczego, a nie znaku zakazu B-33 "Ograniczenie prędkości". Wynika to z Rozporządzenia Ministra Infrastruktury oraz Spraw Wewnętrznych i Administracji w sprawie znaków i sygnałów drogowych § 3 ust. 4: "Umieszczona pod znakiem ostrzegawczym tabliczka T-1 wskazuje odległość znaku od miejsca niebezpiecznego". Innymi słowy, tabliczka ta wskazuje jedynie odległość do progu zwalniającego. Błędem jest zatem odnoszenie wskazań tejże tabliczki do znaku "ograniczenie prędkości". Pod znakami ostrzegawczymi umieszczane mogą być tylko białe tabliczki  T-20 lub T-21 i to do nich odnosi się przytoczone wcześniej uzasadnienie sądu.

Znaki "ograniczenie prędkości" umieszczane przed kolejnymi progami mają przypominać kierowcy o obowiązującym ograniczeniu, ale to wcale nie oznacza, że obowiązuje ono tylko na progu. A swoją drogą radzę przeczytać to orzeczenie sądu - widać tam, jak bardzo wiele zamieszania mamy w polskich przepisach ruchu drogowego i jak wiele z tego powodu powstaje błędnych interpretacji. Nawet czynionych przez urzędników, ekspertów itp.

Polski kierowca


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama