O ile można przekroczyć dopuszczalną prędkość?
Dopuszczalna prędkość jazdy może być określona przez ogólne przepisy odnoszące się do danej kategorii drogi, obszaru, rodzaju pojazdu albo przez znaki drogowe, które dotyczą konkretnego odcinka jezdni. Czy tę dopuszczalną prędkość można w jakim zakresie przekraczać? A jeśli tak, to w jakim?
Inspiracją do poruszenia tego tematu był dla mnie list, jaki napisał do redakcji nasz czytelnik, pan Andrzej. Oto jego treść:
"Nurtuje mnie pewne zagadnienie z zakresu ruchu drogowego, mianowicie: znak B-33 "ograniczenie prędkości". Znak ten oznacza zakaz przekraczania prędkości określonej na znaku i to wydaję się jasne. Ustawodawca w Dzienniku Ustaw Nr 220, Poz. 2181 podał, iż liczba na znaku wyraża prędkość w km/h; podaje się ją z dokładnością do 10 km/h., a w przypadku ograniczenia do 30 km/h z dokładnością do 5 km/h. Moje pytanie: ustawiony jest znak B-33 ze wskazaniem 40 km/h, poruszam się z prędkością 65 km/h. O ile przekroczyłem prędkość: o 15 km/h, czy o 25 km/h? Może któryś z waszych ekspertów zechce rozwiać wątpliwości i wskaże poprawną interpretację?"
Co to znaczy: dokładność znaku?
Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 3 lipca 2003 r. (z późn. zmianami) "Szczegółowe warunki techniczne dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunki ich umieszczania na drogach" (Dz. U. nr 220 poz. 2181 załącznik) istotnie, podając warunki umieszczania znaku B-33 "Ograniczenie prędkości" wskazuje:
"Liczba podana na znaku wyraża prędkość w km/h; podaje się ją z dokładnością do 10 km/h. W przypadku ograniczenia prędkości wynikającego ze stosowania progów zwalniających dopuszcza się ograniczenie prędkości poniżej 30 km/h odpowiednio do kształtu i wymiaru progów. W tym przypadku liczba wyrażająca ograniczenie prędkości na znaku B-33 może być podawana z dokładnością do 5 km/h."
Nie oznacza to jednak, że znak dopuszcza jakąś tolerancję, w ramach której zezwala na przekraczanie podanej na nim prędkości.
W cytowanym rozporządzeniu chodzi o sposób podawania dopuszczalnej prędkości na znaku B-33, a nie o możliwość jej przekraczania. W szczególności znak podaje dopuszczalne prędkości zasadniczo co 10 km/h, a więc 40 km/h, 50 km/h, 60 km/h itd. W przypadku dopuszczalnej prędkości do 30 km/h możliwe jest podawanie jej w przedziałach co 5 km/h, a więc 10 km/h, 15 km/h, 20 km/h itd.
Oznacza to więc, że znak nie może podawać dopuszczalnej prędkości np. 72 km/h albo 65 km/h (w tym drugim przykładzie nie byłoby zasady stopniowania co 10 km/h). Z tych samych powodów znak nie może podawać małych prędkości na przykład w takich wielkościach: 2 km/h, 3 km/h, 17 km/h. Prowadziłoby to zresztą do absurdalnych sytuacji.
A tak na marginesie, mała ciekawostka - popatrzcie na taki znak:
Ograniczenie prędkości do 2 km/h! Jeśli ktoś pojedzie 4 km/h, to dwukrotnie ją przekroczy. Takie znaki można jeszcze czasem napotkać przy wjazdach na tereny fabryk, magazynów itp. Oczywiście formalnie nie jest on zgodny z przepisami, ale przede wszystkim z realiami. Czy potraficie jechać z prędkością 2km/h?
Rozporządzenie Ministra Infrastruktury oraz Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 31 lipca 2002 r. w sprawie znaków i sygnałów drogowych (Dz.U.2002.170.1393 z późn. zmianami) jasno określa § 27 pkt. 1: Znak B-33 "ograniczenie prędkości" oznacza zakaz przekraczania prędkości określonej na znaku liczbą kilometrów na godzinę.
Nie ma tu żadnych wyjątków, bo gdyby autorzy rozporządzenia takowe zakładali, to napisano by np., że dopuszczalne jest przekroczenie prędkości np. o 5 km/h. A zatem, odpowiadając na pytanie naszego czytelnika należy jasno stwierdzić: jeśli znak wskazuje dopuszczalną prędkość 40 km/h, a ktoś jedzie z prędkością 65 km/h, to przekroczenie wynosi 25 km/h, a nie 15 km/h.
Tolerancja jest jednak potrzebna
Z drugiej strony trzeba zadać sobie pytanie, czy jest możliwe prowadzenie auta dokładnie z wytyczoną prędkością, np. 50 km/h. Wykluczam oczywiście stosowanie specjalistycznych urządzeń pomiarowych, natomiast zakładam posługiwanie się normalnym prędkościomierzem samochodu. Otóż nie jest możliwa jazda dokładnie z zadaną prędkością, nawet jeśli posługujemy się tempomatem. Dlaczego?
Bo prędkościomierze samochodów w praktyce nie pokazują rzeczywistej prędkości pojazdu, lecz zaniżoną. Jest to celowe działania, narzucone producentom aut przez Unię Europejską. Warunkiem uzyskania przez pojazd homologacji jest spełnienie następującego wzoru:
0 ≤ V1 - V2 ≤ (V2/10) + 4 km/h
gdzie:
V1 - prędkość wskazywana
V2- prędkość rzeczywista
Jeśli ktoś ma choćby elementarne pojęcie o matematyce, łatwo zauważy, że im większa prędkość, tym większa również może być rozbieżność pomiędzy wskazaniami szybkościomierza a faktyczną prędkością. Ilustruje to poniższa tabelka:
Ale uwaga - podałem w niej maksymalne możliwe odchyłki. W przypadku poszczególnych modeli samochodów mogą być one różne.
Rzecz jasna, zawyżanie prędkości przez szybkościomierze samochodów ma służyć temu, by kierowcy "nie przeginali". Unia uważa, że lepiej, aby ktoś pojechał 45 km/h, niż miałby osiągnąć 54 km/h. Czy to ma sens? Nie będę tej kwestii teraz rozstrzygał. W tej sytuacji jednak trudno o ściśle precyzyjne, wręcz aptekarskie zastosowanie się do ograniczenia prędkości. Chcąc jechać z dozwoloną prędkością rzeczywistą 50 km/h, powinienem mieć na liczniku jakieś 56-58 km/h. Tu jednak bardzo łatwo o niewielką pomyłkę. Troszkę mocniej nacisnę pedał gazu, będę na spadku drogi i już mam na prędkościomierzu 63 km/h, a to oznacza, że jadę z prędkością 53 -55 km/h, a więc popełniam wykroczenie. Czy za coś takiego kierowca powinien być ukarany? Zresztą kto wie, jakie odchylenia wskazań prędkościomierza są akurat w jego samochodzie?
Trudno wymagać, aby kierujący wpatrywał się bez przerwy w prędkościomierz starając się precyzyjnie utrafić i broń Boże nie przekroczyć szybkości chociażby o 5 km/h. Kierowca ma przede wszystkim obserwować drogę. Dlatego nie popieram nagłaśniania akcji "zero tolerancji, karane będzie najmniejsze nawet przekroczenie prędkości".
Ci, którzy tak głoszą, niech sami spróbują pojechać równo 50 km/h i nie spowodować żadnego przekroczenia, chociażby o 1 km/h. Przekonacie się, że to nie takie proste.
Uważam, że tolerancja w granicach 10 km/h po prostu jest konieczna. Ukaranie kierowcy, który przekroczył dopuszczalną prędkość o 2 km/h, byłoby wręcz niesprawiedliwe i nosiło znamiona łatania budżetu państwa. Nie ma zaś nic gorszego, niż karanie "z automatu", bez uwzględnienia realiów. W ten sposób żadna władza nie buduje autorytetu, a ukarany czuje się skrzywdzony, nie ma bynajmniej poczucia winy, lecz raczej poczucie frustracji, a nawet nienawiści.
Prawo jednak daje możliwość ukarania kierowcy nawet za przekroczenie dopuszczalne prędkości o 1 km/h!
Na szczęście policjanci z reguły doskonale rozumieją realia i zazwyczaj zatrzymują za przekroczenia powyżej 20 km/h. Jeśli ktoś zamiast 50 km/h jedzie 75 km/h albo więcej, to z pewnością czyni to w pełni świadomie i zdaje sobie z tego sprawę. Tu nie ma mowy o pomyłce, o błędzie we wskazaniach prędkościomierza. Tym bardziej, gdy przekroczenie wynosi 40 czy 50 km/h. To już pełna premedytacja i tu faktycznie powinno być zero tolerancji.
Czy w przepisach nie należałoby zatem założyć normy dozwolonego przekroczenia prędkości? Uważam, że nie. Bo gdyby tak było, to wówczas wszyscy zaczęliby z niej skwapliwie korzystać. Skoro wolno przekroczyć o 10 km/h, to ja przekroczę o 20...
Gdzie ograniczenia, gdzie karać
Zupełnie odrębną kwestią jest to, czy ograniczenia prędkości są umieszczane prawidłowo. Niestety, w wielu przypadkach zarządcy dróg instalują je na wyrost, niejako "na wszelki wypadek". Popatrzcie:
Na takiej drodze umieszczenie ograniczenia prędkości do 70 km/h to naprawdę przesada. Z jakiego powodu? Może dlatego, że rozpoczęto tu budowę ekranów po prawej stronie drogi? Ale nie widać żywego ducha, nic się nie dzieje, w pobliżu nie ma żadnego skrzyżowania.
A tu przykład z Warszawy. Ulica Puławska, jedna z głównych arterii miasta. Na tym odcinku obowiązuje ograniczenie prędkości do 50 km/h. Mamy zaś przed sobą szeroką, trzypasową jezdnię.
Żadnych przejść dla pieszych, wyjazdów, skrzyżowań, bardzo szeroki pas rozdzielający jezdnie, chodnik usytuowany w odległości ponad 4 metrów od jezdni. I jaki jest skutek takiego asekuranctwa drogowców? Próbowałem tędy pojechać z przepisową prędkością 50 km/h. I wiecie co? Byłem zawalidrogą. Wyprzedzali mnie wszyscy: osobówki, samochody ciężarowe, autobusy miejskie. Tu nikt nie jeździ z prędkością 50 km/h! Średnia wynosi około 70-80 km/h. Jeśli na tym odcinku ul. Puławskiej policjanci zaczęliby wyłapywać kierowców, którzy jadą 70 km/h to byłaby to naprawdę szkodliwa przesada. Tutaj z powodzeniem można by podwyższyć dopuszczalną prędkość do 80 km/h i nie stwarzałoby to żadnego zagrożenia. No i wtedy karać tych, którzy ją przekroczą.
Przesadne ograniczenia prędkości demoralizują zresztą kierowców i właśnie skłaniają do ignorowania zakazów. Naprawdę to głupie uczucie, kiedy jadę zgodnie z przepisami, ale zmuszam wszystkich do wyprzedzania i czuję się, jak jakiś emeryt w kapeluszu, który wybrał się na niedzielną przejażdżkę. Poza tym u kierowcy rodzi się przekonanie, że te ograniczenia są guzik warte, bo jedzie o 30 km/h szybciej i nic się nie dzieje. Zaczyna więc ignorować wszystkie znaki B-33, bo nabiera przekonania, że są wyrazem asekuranctwa lub środkiem do polowania na kasę przez państwo. No i jeśli kiedyś zlekceważy ograniczenie, które naprawdę było zasadne, może się to źle skończyć.
Podobnie jest z fotoradarami. Uważam, że są one dobrym środkiem do dyscyplinowania kierowców, ale powinny być umieszczane przede wszystkim na tych odcinkach dróg, na których rzeczywiście istnieje poważne zagrożenie bezpieczeństwa ruchu. Tak, jak na przykład w tej sytuacji:
Tutaj kierowca, który będzie pędził 80 km/h, stworzy bardzo poważne niebezpieczeństwo. Takich drogowych piratów należy wyłapywać i bezwzględnie karać. Jeśli jednak fotoradar umieszczony jest tak, że kierowca przyhamowuje przed nim (niekiedy bardzo gwałtownie, stwarzając zagrożenie), a potem, tuż po minięciu urządzenia natychmiast przyspiesza, to jaki jest sens instalacji takiego fotoradaru?
Policjanci, kierujcie są rozsądkiem
Prawdziwy policjant, który rozumie znaczenie swojej pracy, nie będzie polował na siłę na kierowcę, który na pustej drodze o świcie, przy minimalnym natężeniu ruchu przekroczył dopuszczalną prędkość o 15 czy 20 km/h. Tutaj policjant wykaże mądrą tolerancję i wyrozumiałość. Będzie natomiast wyłapywał tych szybkich i wściekłych cwaniaczków, którzy uważają, że są mistrzami (dopóki kogoś nie zabiją). I o to przecież chodzi. Najważniejsze rola policji to wszak karanie, a nawet eliminowanie z ruchu tych, którzy naprawdę stwarzają poważne zagrożenie.
Dlatego właśnie proszę was, szanowni funkcjonariusze, kierujcie się rozsądkiem. Sami przecież też prywatnie jesteście kierowcami i wiecie doskonale, kiedy ktoś popełnia faktycznie groźne wykroczenie, a kiedy nie.
Polski kierowca