Polski kierowca

Nie pamiętasz kto kierował twoim samochodem? To sam zapłacisz mandat

W internecie można znaleźć bardzo wiele porad, jak uchylić się od zapłacenia mandatu. Dotyczy to sytuacji, w których kierowca nie został zatrzymany na gorącym uczynku przy popełnianiu wykroczenia, lecz otrzymał wezwanie do zapłacenia mandatu. Najczęściej zdarza się to w odniesieniu do wykroczeń zarejestrowanych przez fotoradary, ale nie tylko. Są i tacy cwaniacy, którzy próbują wyłgać się od odpowiedzialności za uszkodzenie innego pojazdu lub mienia.

Jeden z naszych czytelników opisał następujące zdarzenie: kobieta kierująca samochodem osobowym wjechała na parking na terenie zamkniętej posesji. Wykorzystała moment, kiedy to brama była otwarta po wyjechaniu innego auta. Dopiero po wjeździe na teren posesji ta mało inteligentna osoba zorientowała się, że nie jest to parking ogólnodostępny. Gdy brama zamknęła się samoczynnie, ta dama próbowała otworzyć ją... samochodem. W wyniku tego chuligańskiego działania spowodowała zniszczenie siłowników bramy, to jest szkodę w wysokości ponad 2000 zł. Powiadomiona o tym zdarzeniu policja otrzymała od administracji budynku nagrania z monitoringu, na którym wyraźnie widać numery rejestracyjne pojazdu. Wydawać by się więc mogło, że sprawa jest bardzo prosta: wystarczy ustalić dane właściciela pojazdu i i postawić mu zarzut zniszczenia mienia, co notabene jest przestępstwem.

Reklama

W rzeczywistości policja prowadzi dochodzenie w tej sprawie już ponad 2 lata. Właściciel pojazdu podobno nie może sobie przypomnieć, kto w tym dniu kierował jego samochodem. Wkrótce sprawa przedawni się i bezczelna kobieta pozostanie bezkarna.

Kpiny z prawa W myśl art. 78 ustawy Prawo o ruchu drogowym:

ust. 4.  Właściciel lub posiadacz pojazdu jest obowiązany wskazać na żądanie uprawnionego organu, komu powierzył pojazd do kierowania lub używania w oznaczonym czasie, chyba że pojazd został użyty wbrew jego woli i wiedzy przez nieznaną osobę, czemu nie mógł zapobiec.

ust. 5.  W przypadku, gdy właścicielem lub posiadaczem pojazdu jest:

     1) osoba prawna,

    2) jednostka organizacyjna niemająca osobowości prawnej, której odrębne przepisy przyznają zdolność prawną,         

     3)    jednostka samorządu terytorialnego

     4)    spółka kapitałowa w organizacji      

     5)   podmiot w stanie likwidacji

     6)    przedsiębiorca niebędący osobą fizyczną

     7)    zagraniczna jednostka organizacyjna

- do udzielenia informacji, o której mowa w ust. 4, obowiązana jest osoba wyznaczona przez organ uprawniony do reprezentowania tego podmiotu na zewnątrz, a w przypadku niewyznaczenia takiej osoby - osoby wchodzące w skład tego organu zgodnie z żądaniem organu, o którym mowa w ust. 4, oraz sposobem reprezentacji podmiotu.

Wynika stąd jasno, że właściciel pojazdu ma obowiązek poinformować policję lub inne organy, komu udostępnił swój pojazd w określonym czasie. To jednak tylko teoria. W praktyce bardzo często właściciele pojazdów zasłaniają się niepamięcią. W internecie można też znaleźć mnóstwo podpowiedzi, jak wyłgać się od przestrzegania prawa. Wystarczy np., że pan Kowalski, właściciel samochodu stwierdzi, że nie pamięta, komu udostępnił swoje auto. Albo inaczej: powie, że pojazdem kierował jego syn Sebastian. Seba z kolei oświadczy, że istotnie brał samochód tatusia, ale potem udostępnił go swojej przyjaciółce Karynie, a Karyna koleżance Anastazji, która właśnie wyjechała na Ukrainę...

Biorąc pod uwagę opieszałość aparatu administracyjnego, można śmiało liczyć na to, że wykroczenie przedawni się. A zresztą niech sobie szukają tej Anastazji na Ukrainie, powodzenia!

W ten oto sposób, o ile fotoradar nie zarejestrował wyraźnie twarzy kierowcy, można uniknąć odpowiedzialności za popełnione wykroczenie, posługując się prostymi metodami na poziomie przedszkola.

6 osób jeździ jednym samochodem? To bzdura!

Są różni "działacze" i "obrońcy praw oraz swobód obywatelskich", którzy twierdzą, że przecież istotnie można zapomnieć, kto kierował samochodem w danym dniu. No bo jednym autem jeździ tatuś, mamusia, synuś, córeczka, ciocia itp.

Czy tak jest naprawdę? Czy wierzycie w te bzdury? Istotnie, może się sporadycznie zdarzyć, że żona zasiada za kierownicą samochodu męża, gdy ten sobie wypił na towarzyskiej imprezie. Bywa i tak, że tatuś pozwala przejechać się synkowi swoją elegancką furą. Jednak trudno zakładać, że takie sytuacje mają miejsce na co dzień.

Zarówno żona, jak i dorastające dzieci wolą mieć własne auto, co wynika przecież ze zwykłej wygody i organizacji życia. Mąż zapewne jeździ swoim autem do pracy, dzieci na uczelnię albo do swojego miejsca zatrudnienia itd. W ten sposób korzystanie z jednego samochodu jest więc praktycznie niemożliwie.

Tym bardziej niewiarygodne są opowieści, że właściciel samochodu użycza swego pojazdu kolegom i znajomym, kiedy tylko chcą. Jest nawet takie powiedzenie: "samochodu i żony się nie pożycza".

A czy wy dajecie swoje auto wszystkim znajomym i członkom rodziny? Zazwyczaj żaden właściciel auta nie lubi, gdy ktoś jeździ jego samochodem. Jeżeli już musi komuś je powierzyć, czyni to niechętnie i z obawą. Poza tym wykroczenie dotyczy określonego miejsca na drodze. Nie jest tak trudno stwierdzić, czy istotnie to ja tam byłem, czy nie.

Cała ta rzekoma "niepamięć" właścicieli samochodów jest więc w gruncie rzeczy robiona na potrzeby obrony własnej.

Nie masz zaufania? To nie użyczaj samochodu

Warto też zadać sobie drugie pytanie: jeśli wiesz, że na przykład twój syn ma niepohamowany temperament i lubi poszaleć za kierownicą, to czy powinieneś udostępniać mu swoje auto? Tu już nie chodzi tylko o mandaty, ale o bezpieczeństwo takiej osoby. Jak będziesz się czuł, jeśli  wspaniały potomek rozwali się na drzewie twoim samochodem? Czy nie będziesz sobie wyrzucał, że gdybyś nie dał mu kluczyków, to do tragedii by nie doszło?

Mądry rodzic, zanim powierzy swoje auto dorosłemu dziecku, sprawdzi osobiście, jak ono jeździ, jaki ma stosunek do przepisów kodeksu drogowego i czy potrafi myśleć za kierownicą. Czy można jednak tego wymagać, skoro mądrych rodziców jest coraz mniej? Mój znajomy kupił swojej córeczce na 18. urodziny nowiutkiego Volkswagena Golfa. Dziewczyna po 3 miesiącach spowodowała zderzenie czołowe, a kierowca przeciwnego auta na wiele miesięcy trafił do szpitala.

Tak czy inaczej, jeśli użyczasz komuś swoje auto, to powinieneś liczyć się z konsekwencjami. A jeżeli nie masz do danej osoby zaufania, to po prostu możesz odmówić przekazania jej kluczyków do samochodu.

Firmy powinny obowiązkowo prowadzić ewidencję

Co się tyczy samochodów firmowych, to tutaj należałoby wdrożyć obowiązek prowadzenia ewidencji kierowców korzystających z samochodów. W dużych firmach tak się zresztą dzieje. Jeżeli kierowca śmieciarki albo autobusu miejskiego spowoduje jakieś szkody, to firma zatrudniająca go nie będzie miała żadnych problemów z ustaleniem, kto wówczas kierował pojazdem.

W małych firmach też nie jest tak, że danym autem co chwilę kieruje ktoś inny. Właściciel takiej firmy we własnym interesie powinien prowadzić prosty wykaz kierujących, jeżeli jego samochodami kieruje kilka osób. Oczywiście może okazać się, że firma takiej ewidencji nie prowadzi albo prowadzi ją nierzetelnie. Czy to jednak ma być podstawą do uchylenia się od odpowiedzialności za popełnione wykroczenia?

Należałoby przyjąć zasadę, że jeśli właściciel firmy nie potrafi wskazać kierowcy, który popełnił wykroczenie, to sam płaci za niego mandat. Myślę, że ten system szybko skłoniłby wszystkich prowadzących działalność gospodarczą do prowadzenia wykazów osób jeżdżących firmowymi pojazdami.

Masz samochód? To za niego odpowiadasz

Ta zasada szybko odświeżyłaby pamięć tych, którzy obecnie twierdzą, że ich autem co chwilę jeździ ktoś inny. Wiem, że zaraz podniosą się głosy oburzenia, bo przecież każdy ma prawo do obrony, bo nie wolno wymagać, by ktoś składał donos na męża, żonę, syna itp.

Zastanówcie się jednak, o jaką obronę tu chodzi. Nie mówimy przecież o surowym wyroku sądu, o pozbawieniu wolności, lecz o zwykłym mandacie karnym. Jeżeli jesteś takim dżentelmenem i nie chcesz ujawnić, że twoim autem kierowała żona, to weź odpowiedzialność na siebie i płać mandat.

Aparat państwowy, słuchając różnych żenujących wyjaśnień jakoby autem kierował kolega kolegi albo przyjaciółka przyjaciółki ośmiesza się i daje pole do popisu różnym cwaniakom. Podkreślam raz jeszcze, że nie chodzi tu tylko o przekroczenia prędkości zarejestrowane przez fotoradary, ale czasem także o wiele poważniejsze czyny, jak np. kolizje, uszkodzenia mienia itp. Obecna konstrukcja prawna jest niestety bardzo niedoskonała, a przez to daje pole do różnych wykrętów osobom, które mają pełną świadomość, że popełniły wykroczenie.

Co ciekawe, nawet Trybunał Konstytucyjny nie był zgodny co do tego, czy właścicielowi pojazdu, który odmawia wskazania kto kierował jego samochodem, można wymierzyć za to grzywnę. Mowa tu o orzeczeniu TK z dnia 30 września 2015 r. Zdanie odrębne do wyroku zgłosili trzej sędziowie: Wojciech Hermeliński oraz Andrzej Wróbel i Marek Zubik. To najlepiej wskazuje, jak bardzo nieprecyzyjne jest obowiązujące prawo.

W rzeczywistości należy zadać sobie pytanie, kogo ma ono chronić? Czy tych nielicznych właścicieli pojazdów, którzy naprawdę zapomnieli komu udostępnili auto, czy ogromnej rzeszy spryciarzy wykorzystujących luki prawne?

We Francji nie patyczkują się

Jakiś czas temu w kraju nad Sekwaną wprowadzono na wielka skalę fotoradary. Było to związane z coraz częstszym lekceważeniem prawa przez kierowców i dramatycznie rosnącą liczbą tragicznych wypadków. Te działania przyniosły wyraźne rezultaty. Francuzi nauczyli się, że za szybką i wściekłą jazdę można w krótkim czasie wybitnie uszczuplić swój portfel, a nawet pożegnać się z prawem jazdy.

Według danych ONISR (L’ observatoire National Interministeriel de la Securite Routiere) liczba wypadków z ofiarami w ludziach w ciągu zaledwie 6 lat (2000-2006) spadła o ponad 30 tysięcy. Obecnie wynosi ona ok. 58 000, podczas gdy w roku 2000 sięgała ponad 120 000.

Dla porównania w Polsce w latach 2000-2017 udało się zmniejszyć liczbę wypadków z 57 331 do 32 760. Trzeba jednak mieć na uwadze, że Francja jest krajem niemal dwukrotnie większym od Polski pod względem liczby ludności i obszaru, a sieć francuskich dróg jest kilkanaście razy dłuższa niż w Polsce.  

Fotoradary we Francji przyniosły jednak efekty dlatego, że tam prawo nie jest tak dziurawe jak w Polsce. Francuskie służby nie bawią się w dociekania, kto kierował samochodem, lecz po prostu przysyłają mandat do zapłacenia.

Bardzo charakterystyczne jest to, co mówią Polacy na temat mandatów, które "zdobyli" we Francji. Okazuje się bowiem, że francuska policja nie odpuszcza także cudzoziemcom i przysyła m.in. do polskich sądów wnioski o ukaranie, które są automatycznie przekazywane do egzekucji. Co ciekawe, jeżeli nie ukarany kierowca nie opłaci mandatu w terminie, jego wysokość może wzrosnąć nawet kilkukrotnie.

Oto fragmenty wypowiedzi na jednym z internetowych forów:

- Nie masz co liczyć, że ci się upiecze, bo Francuzi ścigają za mandaty i nie ma zmiłuj

- Ja napisałem do nich odwołanie i nawet mi nie odpowiedzieli

- Lepiej zapłać i nie chowaj głowy w piasek, bo oni potrafią skierować sprawę do komornika...

Ano właśnie! Okazuje się, że można. Ci sami kierowcy, którzy u siebie, w Polsce,  będą szukać rozmaitych wykrętów i tłumaczeń, pokornie zapłacą mandat wystawiony przez policję francuską. Francuzi potrafią dopaść polskiego kierowcę nawet na terenie jego kraju, a wezwanie do zapłacenia mandatu przychodzi już po dwóch tygodniach. Powyższe wypowiedzi kierowców doskonale potwierdzają, że tamtejsze władze umieją skutecznie walczyć z piratami drogowymi. A w Polsce zawsze znajdzie się jakaś luka prawna lub ustawowa niedoróbka, która natychmiast daje pole do popisu różnym cwaniakom i "obrońcom pokrzywdzonych". Fotoradary? To sposób na wyłudzanie kasy od biednych kierowców. Radary używane przez policjantów? Nielegalne albo źle używane.  Zabieranie prawa jazdy za przekroczenie prędkości? Niesprawiedliwe. Kontrole trzeźwości? Też nielegalne...

Oczywiście zupełnie inną kwestią jest to, czy w naszym kraju fotoradary umieszczane są w miejscach naprawdę niebezpiecznych. Inaczej należy rozpatrywać przekroczenie prędkości o 20 km/h na wąskiej ruchliwej jezdni w pobliżu szkoły czy uczęszczanego przejścia dla pieszych, niż to samo przekroczenie na wielopasmowej drodze szybkiego ruchu.

W Polsce trzeba tępić piratów drogowych wszędzie tam, gdzie rzeczywiście stwarzają dla innych zagrożenie. Trzeba czynić to zdecydowanie, sprawnie i konsekwentnie, nie zwracając uwagi na różnych oburzonych i rzekomo pokrzywdzonych. Chodzi o bezpieczeństwo wasze i waszych najbliższych. Czyżby wam na tym nie zależało?

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy