Pijany policjant potrącił pijanego pieszego z rowerem
Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku zakończył się w czwartek proces odwoławczy byłego już policjanta, w pierwszej instancji skazanego za to, że pod wpływem alkoholu spowodował w styczniu 2015 roku w Sokółce śmiertelny wypadek i uciekł z miejsca zdarzenia. Kara w pierwszej instancji, to 4 lata więzienia i dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych.
Skazany ma też zapłacić po 5 tys. zł nawiązki dwójce dzieci zmarłego oraz 5 tys. zł świadczenia pieniężnego na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Wyrok zaskarżyły obie strony; prokuratura chce surowszej kary 8 lat więzienia. Obrona wnioskuje o uniewinnienie, ewentualnie o łagodniejszy wyrok (w zawieszeniu) i maksymalnie kilkuletni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów.
Według aktu oskarżenia, kierowca był pod wpływem alkoholu, jechał zbyt szybko i śmiertelnie potrącił 83-latka, który prowadził rower. Po wypadku jego sprawca odjechał stamtąd, nie udzielając rannemu pomocy. Biegli badający przebieg wypadku (było kilka takich opinii) wskazali na winę kierowcy, choć - jak uzasadniał wyrok skazujący sąd pierwszej instancji - można mówić o pewnym stopniu przyczynienia się ze strony pieszego. 83-latek nie miał bowiem żadnych elementów odblaskowych, był pijany, roweru używał do utrzymania równowagi, a przez skrzyżowanie przechodził nieprawidłowo.
Wypadek miał miejsce w Sokółce; oskarżony był tam funkcjonariuszem policji (obecnie jest na emeryturze). Obrońca oskarżonego mec. Beata Czechowicz mówiła o presji medialnej w mieście, gdzie do wypadku doszło, zanim jeszcze zapadł wyrok pierwszej instancji; mówiła o tzw. wyroku prasowym. "Nie twierdzę, że to determinowało treść rozstrzygnięcia sądu, ale wydaje mi się, że bez wpływu nie było" - dodała, odwołując się do uzasadnienia wyroku sądu rejonowego.
Akcentowała przyczynienie się pieszego do wypadku, mówiła nawet, że to on był "faktycznym sprawcą". "Niezależnie od tego, jaki był (...) dramatyczny skutek tego zdarzenia, nie można w tej sprawie uciec od ustalenia, kto faktycznie ten wypadek spowodował. Nie ulega wątpliwości, że zachowanie pieszego było w oczywistym stopniu nieprawidłowe, które zaskoczyło kierowcą i w efekcie spowodowało ten wypadek" - mówiła mec. Czechowicz.
Mówiła, że "zatrzymanie się przez sąd na ustaleniu, że doszło do przyczynienia się pieszego" jest - jak to ujęła - "zatrzymaniem się w pół kroku". Odwoływała się do jednej z opinii biegłych i mówiła, że kierowca - jadąc z dozwoloną prędkością - nie miał szans zatrzymać się przed pieszym bez jego potrącenia. Mówiła też, że sąd nie ustalił jednoznacznie, iż to oskarżony (sam mężczyzna twierdził, że auto prowadziła jego żona), był wtedy kierowcą.
Zwracała też uwagę, że jej klient - jako policjant - "poniósł cenę", bo odszedł ze służby. "Zawód, który był dla niego bardzo ważny, utracił. To też jest element sankcji, z której nie można nie zdawać sobie sprawy, przy rozstrzyganiu, jaka kara w niniejszej sprawie powinna być orzekana" - dodała obrońca.
"Z dowodowego punktu widzenia, nic w tej sprawie nie jest pewne (...). Brak pewności chroni oskarżonego" - powiedziała mec. Czechowicz. Karę 4 lat więzienia i dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów uznała za rażąco surowe, a wniosek prokuratury o jeszcze wyższą karę - za "procesowy populizm".
Prokuratura chce bowiem 8 lat więzienia. "Jeśli wymierzać karą maksymalną, przez Kodeks karny w dopuszczalnym zakresie, to w jakiej sprawie, jak nie w takiej? Oskarżony ewidentnie znajdował się w stanie nietrzeźwości, ewidentnie odjechał z miejsca zdarzenia i nie udzielił pomocy pokrzywdzonemu, który zmarł" - mówił prokurator Marek Maliszewski. Apelację prokuratury poparł też pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych.
Wyrok ma być ogłoszony za dwa tygodnie.