Z fotoradarem nie ponegocjujesz
Ależ panie władzo spieszyłem się, bo żona rodzi! Znaku nie zauważyłem, to moje pierwsze wykroczenie! A może mogłoby skończyć się tylko na pouczeniu? - podczas kontroli drogowej tłumaczymy się na różne sposoby.
O ile funkcjonariusz policji, w przypływie empatii, mógłby nieco przymknąć oko na wykroczenie drogowe, o tyle fotoradary nie mają w tej kwestii żadnej litości, a przy polskich drogach mają stanąć kolejne. Jak kierowcy próbują ustrzec się mandatu?
Jak wiadomo, mandaty wystawiane na podstawie zdjęć z fotoradarów są mandatami zaocznymi. Gdy fotoradar zarejestruje przekroczenie prędkości zdjęcie trafia do Centrum Automatycznego Nadzoru Nad Ruchem Drogowym przy Generalnym Inspektoracie Transportu Drogowego. Po odczytaniu numerów rejestracyjnych pojazdu informacja wysyłana jest do Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, gdzie sprawdzane są dane właściciela samochodu.
Na adres właściciela pojazdu wysyłane jest pismo, które zawiera informacje o okolicznościach niedostosowania się do ograniczenia prędkości, wysokości mandatu i liczbie punktów karnych, a także dane o fotoradarze, który zarejestrował zdarzenie. Do pisma dołączany jest formularz, na którym należy wypełnić jedno z trzech oświadczeń:
1) Jedno wypełniane jest przez osobę, która kierowała pojazdem w danym momencie, przyznaje się do winy, a co za tym idzie przyjmuje mandat oraz punkty karne. W formularzu podaje swoje dane osobowe, wysyła go na wskazany adres, a po paru dniach otrzymuje mandat do zapłacenia.
2) Drugie wypełnia właściciel pojazdu, który nie prowadził auta w momencie popełniania wykroczenia.
W formularzu wpisuje on dane osoby, która siedziała w owym czasie za kierownicą lub której powierzył samochód.
3) Trzecie wypełniane jest przez właściciela pojazdu, gdy nie wskazuje on osoby, która kierowała pojazdem w chwili popełnienia wykroczenia. Wówczas może albo przyjąć mandat za niewskazanie jej (w wysokości do 500 zł, ale bez punktów karnych), albo odmówić przyjęcia mandatu. W drugim przypadku sprawa trafi do sądu.
Kierowca nie otrzymuje zdjęcia, gdyż jest ono częścią materiału dowodowego i GITD stoi na stanowisku, że nie ma obowiązku wysyłania go. W przypadku, gdy kierowca będzie chciał zobaczyć zdjęcie, musi stawić się osobiście w siedzibie GITD w Warszawie. Jeżeli twarz kierującego będzie niewyraźna, nie będzie stanowiło to podstaw do uniknięcia kary - ważne bowiem, by na zdjęciu został uwieczniony czytelny numer rejestracyjny.
Ponieważ z fotoradarem dyskutować się nie da, kierowcy szukają różnych sposobów na to, by go oszukać. Do wystawienia mandatu konieczny jest numer rejestracyjny, kierowcy starają się więc go zakryć na różne sposoby. Niektórzy czerpią z natury, wykorzystując do tego liście i błoto, a inni ratunku szukają w ulotkach i foliowych siatkach, które mają sprawiać wrażenie znajdujących się na tablicach zupełnie przypadkowo.
Ci, którzy wolą bardziej wyrafinowane sposoby, korzystają ze specjalnych roletek na rejestracje. Zdalnie sterowane, potrzebują rzekomo zaledwie 2 sekund na zasłonięcie tablic. Gadżet taki kosztuje w sieci ponad 400 zł, ale może wygenerować jeszcze większe koszty podczas kontroli policyjnej. Zgodnie z aktualnym taryfikatorem mandatów i punktów karnych za zakrywanie tablic, i innych niezbędnych oznaczeń, grozi 100 zł mandatu oraz 3 punkty karne. - mówi Agnieszka Kaźmierczak, operator systemu Yanosik.
Inni kierowcy oszukują fotoradary traktujące je błyskiem. W internecie można zakupić spraye, którymi spryskuje się rejestrację, by ta odbijała światło flesza. Podobne efekty mają gwarantować płyty CD zawieszone przy lusterku. Takie działania jednak nie na wiele się zdadzą, gdyż fotoradary są odporne na światło odbite. Ponad to, taki proceder jest niebezpieczny zarówno dla innych kierowców, jak i dla samego zainteresowanego. Chwilowe oślepienie kierowcy jadącego z naprzeciwka może spowodować tragiczne konsekwencje.
Zamiast usilnie szukać sposobu na oszukanie fotoradaru najlepiej jest przy nim po prostu zwolnić, ale zdaniem 65% Polaków w naszym kraju panuje przyzwolenie na jazdę z prędkością wyższą niż przewidują to znaki, a jazda szybsza o 10 - 30 km/h nie wydaje się być niebezpieczna. Tylko 21% badanych stwierdziło, że zawsze jeździ zgodnie z ograniczeniami prędkości (TNS 2011 dla KRBRD).
W uniknięciu mandatu pomagać mają znaki ostrzegające o wjeździe w strefę objętą pomiarem. Muszą być one ustawione przed każdym fotoradarem, czy to stacjonarnym czy przenośnym, ale mimo to wielu kierowców nadal daje się złapać w kadr. Być może problemem jest nadmierna liczba znaków drogowych, przez co niektóre pozostają niezauważone.
Z pomocą przychodzą tutaj nawigacje samochodowe lub aplikacje mobilne wyposażone w bazę fotoradarów stacjonarnych. Kierowca jest wówczas ostrzegany dźwiękowo i graficznie o zbliżaniu się do fotoradaru. - Przewagą aplikacji mobilnej jest powiadamianie również o zbliżaniu się do strefy objętej odcinkowym pomiarem prędkości oraz możliwość wzajemnego informowania się kierowców o przenośnych fotoradarach straży miejskiej, w danych lokalizacjach. - mówi A. Kaźmierczak. - W przypadku odcinkowego pomiaru prędkości użytkownik dodatkowo jest powiadamiany o średniej prędkości z jaką pokonuje dany odcinek.