Fotoradary

Kolejne systemy Red Light już działają. A mandaty są srogie

Inspekcja Transportu Drogowego rozwija sieć systemów Red Light, wykrywających przypadki przejazdu na czerwonym świetle. W ostatnich dniach uruchomiono je na dwóch nowych skrzyżowaniach.

Jak działa system Red Light?

System Red Light ma za zadanie monitorowanie przejazdu na czerwonym świetle. Kamery rejestrują moment wjazdu na skrzyżowanie i porównują to ze światłem, które w danym momencie paliło się na sygnalizatorze. W przypadku gdy kierowca przejechał na czerwonym świetle, system odczytuje numer rejestracyjny pojazdu i wykonuje zdjęcie. Następnie wystawiany jest mandat. 

Warto w tym miejscu przypomnieć, że mandat za przejazd na czerwonym świetle wynosi 500 zł. Kierowca, który dopuścił się takiego wykroczenia, otrzymuje również 15 punktów karnych. To zaś oznacza, że dwa takie mandaty w ciągu roku kończą się zatrzymaniem prawa jazdy.

Reklama

System Red Light w nowych miejscach

Inspekcja Transportu Drogowego rozwija sieć systemów. Red Light pojawił się teraz w dwóch kolejnych miejscach. Pierwszym jest skrzyżowanie ulic 26 kwietnia, Gen. St. Taczaka i H. Derdowskiego w Szczecinie. Drugą lokalizacją jest skrzyżowanie ulic Brożka, Tischnera, Wadowickiej i Zakopiańskiej w Krakowie.

Kierowcy w Nowym Sączu wpadają, nie czują się winni. Interweniuje prezydent

Choć bez wątpienia taki system pozwoli na utemperowanie kierowców, którzy nie mają oporów, by przejeżdżać na czerwonym świetle, to może okazać się, że wystawia on mandaty również kierowom, którzy nie mieli na celu popełnienia żadnego wykroczenia, a wszystko przez tzw. "zieloną strzałkę".

Przykładem takiej sytuacji jest przypadek z Nowego Sącza, który opisywaliśmy kilka dni temu. By zrozumieć, na czym polega problem, trzeba przypomnieć, że skrzyżowanie, na którym działa Red Light, posiada sygnalizatory S2, które, oprócz "standardowych" trzech świateł wyposażone są również w dodatkowe pole, na którym okresowo pali się zielona strzałka umożliwiająca przejazd samochodom skręcającym w prawo. 

Kierowcy muszą przy tym obowiązkowo zatrzymać się przed sygnalizatorem. Dopiero wtedy mogą jechać dalej, ustępując jednak wcześniej przejścia ewentualnym pieszym i znajdującym się na drodze poprzecznej samochodom.

W momencie kiedy zapala się zielona strzałka, pali się również światło czerwone, ale kiedy to zmienia się na światło żółte, a potem na zielone, strzałka znika bez uprzedzenia. Skutek jest taki, że kierowca, który nie zauważy tej zmiany, traktowany jest jak każdy, kto wjechał na skrzyżowanie na czerwonym świetle. 

W związku z tym mandat może dostać osoba, która, kiedy strzałka znikła, znajdowała się na wysokości sygnalizatora i nie miała możliwości, by to zauważyć. I właśnie to stało się problematyczne. 

Sytuację taką system interpretuje jako wjazd na czerwonym świetle. W efekcie Red Light wygenerował sporą liczbę podobnych mandatów, a kierowcy, którzy je otrzymali, czują się ukarani bezpodstawnie. 

Skargi dotarły do prezydenta Nowego Sącza, który podejmował interwencję w ITD, które zarządza systemem CANARD. Sukcesów jednak nie osiągnął, ITD odpowiedziało, że system działa prawidłowo. 

Czy problemy z "zieloną strzałką" pojawią się również na kolejnych skrzyżowaniach? Czas pokaże.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy