Znaki drogowe ustawiają w Polsce eksperci, czy pan Franek?
Uciążliwości związane z budową i remontami dróg traktuje się w Polsce jak dopust boży. "Trudno, teraz trzeba pocierpieć, by później w pełni cieszyć się wygodną, szybką i bezpieczną jazdą" - mówią urzędnicy odpowiedzialni za te inwestycje.
Czy rzeczywiście nic się jednak nie da zrobić? Czy jesteśmy skazani na nerwy, stratę czasu i pieniędzy, wydanych na niepotrzebnie zużyte paliwo? Byłoby dobrze, by spece, zajmujący się organizacją ruchu na newralgicznych odcinkach, posłuchali opinii kierowców, wyrażanych choćby przez radio CB (tak, tak - przyznajemy, że może być to nader stresujące doświadczenie...).
Na "gierkówce" kładziona jest nawierzchnia betonowa, co prawda trwalsza od asfaltowej, lecz nierówna.
Oczywiście o ile tacy "spece" w ogóle istnieją, bo niekiedy zaczynamy podejrzewać, że ustawianiem znaków drogowych, barierek, regulacją sygnalizacji świetlnej, wytyczaniem objazdów, zajmują się ludzie całkowicie przypadkowi, szeregowi pracownicy odwołani na chwilę od łopaty. "Hej, Franek, będziemy remontować dwupasmówkę. Zróbże coś, żeby się nam tu żadne samochody nie szwendały..."
Klinicznym przykładem złej organizacji ruchu jest modernizowana od dłuższego czasu popularna "gierkówka". Podróż tą rozgrzebaną na długości prawie 100 km trasą to istna droga przez mękę.
"Ten remont to już jest kompromitacja. Raz jechałem w nocy we mgle tamtędy. Po prostu tragedia. To co ludzie wyprawiali na tych zwężkach to masakra. Wcale im się zresztą nie dziwię... Znaki pionowe pokazują nakaz jazdy prosto, poziome w przeciwnym kierunku, brak oddzielenia przeciwnych pasów na zwężkach, powywracane słupki, te co się nie wywróciły, podparte workami z piaskiem. Normalnie jedna wielka prowizorka..." - czytamy na internetowym forum transportu drogowego.
Jednemu z naszych Czytelników dotarcie "gierkówką" z Krakowa do Warszawy zabrało ostatnio ponad siedem godzin. Co ważne, nie ogranicza się on do narzekań, lecz zgłasza konkretne uwagi i konstruktywne wnioski.
Pierwszy z nich dotyczy sygnalizacji świetlnej. Jego zdaniem, to właśnie ona, a nie zwężenia drogi, jest główną przyczyną powstawania korków. "Chodzi tu o dosłownie trzy skrzyżowania! Pierwsze źle ustawione światła widziałem gdzieś wcześniej. Nawet na CB o tym gadałem z ludźmi, niestety, nie pamiętam, w którym to było miejscu. Dopiero te trzecie spowodowały u mnie nerwy i jednocześnie dały impuls do zastanowienia się nad całością systemu. Światła działające jednakowo dla drogi podporządkowanej, poprzecznej, i głównej, przelotowej, to jakiś absurd. Korek od strony Warszawy miał kilka kilometrów - za tymi światłami była pusta droga! To samo od strony Katowic - korek aż na A1, jeszcze przed skrętem na 8. Od skrzyżowania droga na Warszawę - pusta."
Zatrzymamy was durnie ustawionymi światłami, żebyście mogli zauważyć, jak fajnie zrobiliśmy drogę
Według naszego korespondenta sygnalizacja świetlna na wspomnianym skrzyżowaniu jest w ogóle niepotrzebna, tym bardziej, że obowiązują tam ograniczenia prędkości. Bez sygnalizacji świetlnej ruch byłby w tym miejscu nieporównanie płynniejszy, a jednocześnie bezpieczny.
Drugim powodem utrudnień jest, jak pisze autor cytowanego listu, nieumiejętność jazdy na tzw. zakładkę. Wielu kierowców zbyt wcześnie przejeżdża z pasa lewego na prawy, blokując ruch. Nasz czytelnik proponuje, by wprowadzić tu rozwiązanie z powodzeniem stosowane w takich przypadkach w miastach: oddzielenie obu pasów podwójną linią ciągłą z ustawionym w odpowiednim miejscu nakazem jazdy "na zakładkę".
Dla usprawnienia ruchu na niektórych odcinków "gierkówki" pomocne byłoby wytyczenie objazdów, przynajmniej dla samochodów osobowych. Sensowne również ze względu na brak dróg technicznych, powodujący, że ta właściwa jest wciąż blokowana przez ciężarówki i maszyny pracujące przy budowie, które "robią masakrę i spowalniają ruch".
Opinie, wyrażane na ten temat za pośrednictwem CB przez innych kierowców, nie nadają się wręcz do przytoczenia.
Media koncentrują swą uwagę na budowie autostrady A2 z Łodzi do Warszawy. Modernizacja "gierkówki" przebiega niejako w cieniu tej inwestycji tymczasem w kontekście komunikacji podczas Euro 2012 jest nie mniej ważna. Niestety, wiadomo już, że również i ta droga nie zostanie ukończona przed pierwszym gwizdkiem sędziego na Stadionie Narodowym...
Niektórzy niezależni eksperci mają poważne zastrzeżenia zarówno co do zakresu prac, według nich niepotrzebnie zbyt szerokiego, tempa robót, jak i zastosowanej technologii. Na "gierkówce" kładziona jest nawierzchnia betonowa, co prawda trwalsza od asfaltowej, lecz nierówna. Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych "Tor" w wypowiedzi dla mediów stwierdził, iż "badania planografem wykazały, że nawierzchnia nie spełnia norm równości powyżej pięciu milimetrów". Podobno "inżynier kontraktu zaakceptował już program naprawczy".
Adrian Furgalski radzi kibicom, by na mecze do Warszawy jeździli nie samochodami, lecz pociągami. Szkopuł w tym, że nasze szlaki kolejowe są chyba w jeszcze gorszym stanie niż drogi...
"Zapewne w telewizji usłyszymy, że zdążono wykonać 90% zaplanowanej trasy między Krakowem, a Warszawą. Pytanie tylko, co z tego, jak jedne źle ustawione światła powodują, że na tych 90% będziemy stali w korku? A może to taki plan? Może dzięki temu łatwiej będzie nam podziwiać to, co zostało już zrobione? Zatrzymamy was durnie ustawionymi światłami, żebyście mogli zauważyć, jak fajnie zrobiliśmy drogę. Jak będzie to wyglądać na Euro - strach pomyśleć..." - konkluduje cytowany wyżej Czytelnik.