Raport: Czy na Euro pojedziemy autostradami?
Do rozpoczęcia mistrzostw Europy w piłce nożnej zostało już mniej niż 9 miesięcy. Drogowe plany związane z tą imprezą były olbrzymie. W Polsce miała pojawić się sieć autostrad i dróg ekspresowych, którymi szybko i wygodnie kibice mieli przemieszczać się między miastami-gospodarzami.
Co wyszło z planów mówiących o wybudowaniu do 2012 roku ponad 900 km autostrad i ponad 2100 km dróg ekspresowych? Niestety, już teraz wiadomo, że raczej niewiele.
Najszybciej, kolokwialnie mówiąc, "padła" budowa odcinka autostrady A1, który miał połączyć Stryków pod Łodzią z Pyrzowicami koło Katowic. W styczniu 2010 roku okazało się, że konsorcjum Autostrada Południe nie zdobyło pieniędzy na budowę. Jednocześnie projekt drogi okazał się błędny, wobec czego budowa została odłożona na bliżej nieokreśloną przyszłość. W ramach rekompensaty wiceminister infrastruktury Radosław Stępień przejechał na rowerze niewybudowany odcinek. Tylko co po tym wyczynie kierowcom?
Obecnie wciąż jest możliwe połączenie przed mistrzostwami autostradą A1 Strykowa pod Łodzią (a więc autostrady A2) z Gdańskiem, chociaż odcinek z Łodzi do Torunia raczej będzie tylko "przejezdny".
Wiosną tego roku cała Polska żyła sprawą autostrady A2. Chińskie konsorcjum COVEC porzuciło budowę dwóch odcinków etapu Stryków - Konotopa pod Warszawą o długości w sumie 50 km.
Umowa została zerwana, a plac budowy opustoszał na kilka miesięcy, prace ponownie ruszyły dopiero w sierpniu, po wyłonieniu nowych wykonawców. Co prawda, oficjalna wersja wciąż mówi, że odcinek ten ma być przejezdny przed Euro, to jednak niezależni eksperci transportowi zdecydowanie wykluczają taką możliwość.
Znacznie lepiej jest na zachodzie. Odcinek autostrady do granicy z Niemcami w Świecku zostanie oddany pół roku przed terminem, czyli 1 grudnia br.
Najdłużej brak było doniesień o opóźnieniach na budowie autostrady A4, która miała połączyć Polskę z drugim gospodarzem mistrzostw, czyli Ukrainą. Obecnie drogą tą można dojechać od niemieckiej granicy do Krakowa, a nawet 20 km dalej na wschód. Plany zakładały przedłużenie A4 aż do samej wschodniej granicy. Już wiadomo, że w tym wypadku terminy również nie zostaną dotrzymane.
Najszybciej, bo wiosną tego roku, okazało się, że duże problemy ma wykonawca odcinka Brzesko-Tarnów. Skończyło się na rozwiązaniu umowy (sprawa trafiła do sądu) oraz rozpisaniu nowego przetargu. Został on rozstrzygnięty dopiero w sierpniu, a to oznacza, że odcinek do Tarnowa będzie gotowy najwcześniej dopiero pod koniec przyszłego roku.
Również po Euro (po wakacjach) zostanie ukończony odcinek Szarów - Brzesko. Cały czas ważą się losy odcinka z Tarnowa do Rzeszowa, który na Euro być może będzie miał przejezdność, ale raczej nie będzie gotowy w całości.
Jakby tego było mało, rzeszowski oddział GDDKiA kilka dni temu poinformował, że nie ma żadnych szans, by odcinek z Rzeszowa do granicy został oddany przed Euro, co więcej - nie ma możliwości, by do czerwca droga ta uzyskała status przejezdnej. Zakończenie prac ma tym odcinku ma nastąpić dopiero pod koniec przyszłego roku.
Dlaczego plan budowy autostrad tak się posypał? Gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Fiaskiem okazał się pomysł budowy autostrady A1 w programie partnerstwa publiczno-prywatnego, zgodnie z którym państwo wnosi grunt, a wykonawca sam finansuje budowę. Okazało się bowiem, że zdobyć to finansowanie nie jest wcale tak prosto. I autostrady nie będzie.
Również pieniądze zadecydowały o aferze z COVEC na budowie A2. Tam Chińczycy zbyt mocno chcieli wygrać przetarg, podając nierealną cenę, za którą drogi zbudować się po prostu nie dało.
Kolejny problem to napięte terminy. Niezależnie od tego, kiedy rozpisywano przetarg i kiedy podpisywano umowę, termin ukończenia drogi zawsze był ten sam - tuż przed rozpoczęciem Euro. W takiej sytuacji wystarczyło podczas budowy trafić na archeologiczne artefakty lub siedlisko chronionych żab i już założony harmonogram plac ulegał przesunięciu.
A gdy do tego dołożymy - całkiem możliwe w naszym kraju, co udowodnił tegoroczny lipiec - anomalie pogodowe, to okaże się, że praktycznie żaden z budowanych odcinków nie miał prawa być ukończony przed Euro. Nawet pomijając te porzucone przez wykonawców (COVEC) czy też te, na których wykonawca okazał się niesolidny i został wyrzucony (A4: Brzesko-Tarnów).
Efekt jest taki, że obecnie z zaplanowych ponad 900 km autostrad, kierowcy mają do swoje dyspozycji 209 km. W budowie jest jeszcze 729 km...
Jak więc będzie wyglądał stan drogowy na przyszłoroczne mistrzostwa? Z zachodu Europy bez problemu będzie można dojechać na mecze do Wrocławia i Poznania. Tyle tylko, że już poruszanie się między tymi miastami nie będzie proste.
Prawdopodobnie autostradą dojedzie się również do Gdańska, jednak czy jest sens jechania A2 pod Łódź, by wjechać na A1? W praktyce wydłuża to drogę z Poznania do Gdańska o 200 km. A wyprawa z Wrocławia do Gdańska? Droga do Łodzi będzie drogą przez mękę...
Nie będzie za to możliwości dostania się autostradą na położony w stolicy Stadion Narodowy, nie dojedziemy autostradą również na Ukrainę. To w ogóle kuriozum, że kibice, którzy dolecą do Warszawy samolotem nie będą mogli opuścić miasta żadną autostradą... Bo co prawda miała być jedna, ale... jeszcze jej nie będzie.
W tym kontekście znów można rozważać, dlaczego wśród miast-gospodarzy mistrzostw nie ma Krakowa i Chorzowa, które dysponują stadionami, a które wraz z Wrocławiem mają szybkie połączenie autostradowe.
Niestety, autostrady to tylko połowa problemu. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja, jeśli chodzi o drogi ekspresowe. Z planowych 2100 km, które miały być wybudowane przed Euro oddano - wg słów samego ministra Grabarczyka z czerwca tego roku - 417 km, a kolejne 528 km znajduje się w budowie. Co z pozostałymi 1150 km? Tych dróg na razie nie będzie. Co gorsza, nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle będą.
Mimo wszystko, pamiętać należy, że Euro 2012 potrwa miesiąc. Potem zagraniczni kibice wyjadą, a drogi... zostaną. Dlatego cieszyć się trzeba z każdego kilometra nowej drogi. Polska naprawdę jest w budowie i warto mieć świadomość, że zapewne drugiego takiego boomu inwestycyjnego w naszym życiu nie doświadczymy.