Małysz jechał na "flaku"
Trzeci etap rajdu był bardzo męczący i dał kierowcom w kość - mówi Adam Małysz, startujący w Dakarze 2012 w załodze RMF Caroline Team.
Wraz z Rafałem Martonem zajął w trzecim etapie 72. miejsce. W klasyfikacji generalnej nasza załoga jest na 51. pozycji.
Małysz dojechał do mety ze stratą ponad godziny do zwycięzcy Hiszpana Joana Romy.
- Za nami bardzo trudny etap. Niby tylko 200 kilometrów, ale wytrzęsło nas straszliwie - mówił kierowca RMF Caroline Team. Na trzecim etapie Małysz miał kilka przygód.
- Przez niemal 30 kilometrów jechaliśmy na zupełnym "flaku". Na początku myślałem, że jest skrzywiony wahacz, bo ciągnęło auto na lewą stronę, ale potem zjechaliśmy, spojrzeliśmy, a tam prawie w ogóle nie było opony - opowiadał Małysz.
Na dodatek później, podczas przeprawy przez rzekę, nasza załoga najechała na kamień.
- Nie mieliśmy jak go ominąć. Całe szczęście, że najechaliśmy na niego środkiem. Zawiesiliśmy się i straciliśmy pół godziny. Miejscowi pomagali nam wyciągnąć auto - mówił Małysz.
Po tych przygodach załoga jechała już bardzo spokojnie i bez większych problemów dojechała do mety.
- Rajd daje mocno w kość. Trzęsie niesamowicie, aż człowiek ma dosyć wszystkiego. Nie ma czasu na oglądanie widoków, ale kiedy dojedziemy na biwak, to od razu chcę jechać dalej - przyznał były skoczek.