Gigantyczny karambol podczas wyścigu NASCAR na legendarnym torze Daytona
Do gigantycznego incydentu doszło w trakcie wyścigu serii NASCAR na słynnym torze Daytona International Speedway. Następstwem błędu jednego z kierowców był ogromny karambol, którego ofiarą padła niemal połowa startujących samochodów.
To, że wyścigi z serii NASCAR nie należą do najbezpieczniejszych, wie każdy fan amerykańskiego motorsportu. Specjalnie przygotowane, supermocne pojazdy, które biorą udział w zmaganiach, nierzadko rozpędzają się do prędkości wynoszących 330-340 km/h. Cała stawka jedzie bardzo ciasno, a umiejętności i odwaga kierowcy stawiane są wyżej od możliwości samej maszyny.
Nie dziwi zatem, że nawet jeden niewielki błąd może skończyć się gigantycznym wypadkiem. Niedawno mogli się o tym przekonać widzowie oglądający wyścig na kultowym obiekcie Daytona International Speedway.
Jak informują amerykańskie media, do zdarzenia doszło prawdopodobnie na skutek mokrego toru, czego powodem były ulewne deszcze towarzyszące całemu weekendowi wyścigowemu. Na jednym z ostatnich okrążeń, samochód prowadzący stawkę wpadł w poślizg i uderzył w bandę. Pozostali zawodnicy próbując ominąć bezwładnie sunący pojazd, zaczęli wpadać na siebie, co doprowadziło do olbrzymiego karambolu.
Jeden z kierowców wykorzystał chaos
W jego efekcie ze stawki odpadła niemal połowa samochodów. Zamieszczanie wykorzystał Austin Dillon, który sprytnie ominął kolejne uszkodzone pojazdy i przebił się z 16 miejsca, na prowadzenie. Organizatorzy wyścigu zdecydowali się jednak wywiesić czerwoną flagę i sprowadzić wszystkich kierowców do alei serwisowej.
Niedzielny wypadek na torze Daytona International Speedway na nowo otworzył dyskusję dotyczącą bezpieczeństwa w trakcie wyścigów NASCAR. Wiele osób już teraz zarzuca organizatorom nadmierną opieszałość w kwestiach publikowania komunikatów ostrzegawczych dotyczących warunków na torze.
***