Tysiące mandatów bezpodstawnych? Chodzi o pieszych wchodzących na przejście
Kompromitacja mediów i policji. Tak - w jednym zdaniu - podsumować można stanowisko Sądu Rejonowego w Starogardzie Gdańskim, który zajmował się ostatnio kwestią "pieszego wchodzącego" na przejście dla pieszych. Sprawa trafiła do sądu za sprawą filmików opublikowanych na kanale PrzPrzPL w serwisie Youtube. Orzeczenie Sądu to prawdziwy cios w policję i etatowych "ekspertów" od ruchu drogowego.
Przypomnijmy - autor kanału PrzPrzPL - Przemysław Przybysz - opublikował w serwisie Youtube serię filmów pod "prowokacyjnym" tytułem "czy doszło do wykroczenia". Wszystkie one ukazują sytuacje nagrane zza kierownicy w okolicach przejść dla pieszych.
Autor jest zawodowym kierowcą z kompletem kategorii prawa jazdy i doświadczeniem również w ruchu międzynarodowym.
Problem z interpretacją pieszego wchodzącego pojawił się wraz z nowelizacją Prawa o ruchu drogowym z 1 czerwca 2020 roku. Pojawił się w nim znowelizowany art. 26 pkt 1, w którym czytamy, że:
Niestety, w w ustawie Prawo o ruchu drogowym nie znalazła się definicja "pieszego wchodzącego", co sprawiło, że każdy - począwszy od pieszych, przez kierowców, policjantów drogówki, a na sędziach kończąc, może dowolnie ją interpretować.
W mediach głównego nurtu szybko pojawiły się komentarze o tym, że historyczny krok dał pieszym pierwszeństwo przed pojazdami, gdy ci "zbliżają się do przejścia" lub "oczekują na wejście". Problem w tym, że te - chociaż stanowisko takie podtrzymują często policjanci drogówki czy niektóre sądy - stoją w sprzeczności z literalnym brzmieniem Prawa o ruchu drogowym. Definiuje ono przejście dla pieszych jako:
Oznacza to, że pieszy zbliżający się do przejścia lub oczekujący na przejście na chodniku (który nie jest częścią jezdni), nie jest pieszym "wchodzącym", a co za tym idzie, nie ma pierwszeństwa przed pojazdami.
W związku z serią opublikowanych w internecie filmów, sprawą zajęła się policja. Autor nagrań odmówił przyjęcia mandatu składając obszerne wyjaśnienia, solidnie podparte zapisami Prawa o ruchu drogowym. Policjantów to nie przekonało, więc sprawa trafiła przed oblicze sędziego Sądu Rejonowego w Starogardzie Gdańskim. Ten rozpatrzył ją w minioną środę i umorzył postępowanie.
Uściślijmy. Policjanci wnioskowali o ukaranie pana Przemysława, bo ten - co wynikać ma z opublikowanych przez niego filmów - w dniach 18 czerwca 2022 roku i 2 maja 2023 roku "wbrew obowiązkowi nie ustąpił pierwszeństwa pieszemu". Sąd nie podzielił jednak tej opinii i umorzył postępowanie, bo - w jego przekonaniu - zachowanie kierującego nie zawierało znamion wykroczenia.
Jak czytamy w uzasadnieniu - według treści przepisu art. 13 ust. 1a Ustawy Prawo o ruchu drogowym, pieszy znajdujący się na przejściu dla pieszych i wchodzący na przejście dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem, a według ust. 8 tego przepisu - jeżeli przejście dla pieszych wyznaczone jest na drodze dwujezdniowej, przejście na każdej jezdni uważa się za przejście odrębne, a przepis ten stosuje się odpowiednio do przejścia dla pieszych w miejscu, w którym ruch pojazdów jest rozdzielony wysepką lub za pomocą innych urządzeń na jezdni.
W uzasadnieniu czytamy ponadto, że piesi "nie znajdowali się w inkryminowanym czasie na przejściu dla pieszych, na pasie jezdni, którym poruszał się obwiniony, "ani nie wchodzili na to przejście, skoro znajdowali się jeszcze na wysepce".
Stanowisko Sądu Rejonowego ze Starogardu Gdańskiego sugeruje, że - przynajmniej w jego opinii - uczestnicy ruchu drogowego powinni literalnie czytać Prawo o ruchu drogowym, które - chociaż nie tłumaczy pojęcia "pieszego wchodzącego" - jasno definiuje, czym jest samo przejście dla pieszych.
Niestety, nie oznacza to wcale, że kierowcy wiedzą już, w jaki sposób traktować mają owego "pieszego wchodzącego". Dowodzi tego chociażby opinia Sądu Rejonowego w Piotrkowie Trybunalskim, który w maju 2022 roku w podobnej sprawie orzekł, że pieszym wchodzącym jest osoba "wyrażająca taki zamiar".
W uzasadnieniu napisano wówczas, że: "wchodzenie na przejście" należy rozumieć jako "cały proces" a nie tylko "stawianie nogi" na jezdni. Taka argumentacja wywołała jednak sporo kontrowersji i podzieliła m.in. środowisko biegłych sądowych od rekonstrukcji wypadków. Część z nich argumentowała właśnie, że wyrok kłóci się z zapisami prawa o ruchu drogowym, a sąd nie jest od interpretacji definicji, tylko stosowania przepisów prawa.
W Polsce nie obowiązuje prawo precedensu, co oznacza, że w podobnych sprawach każdy z sądów orzekać może zupełnie inaczej. W takiej sytuacji ogromny problem mogą mieć wkrótce policjanci drogówki.
Warto przypomnieć, że w całym 2021 roku za "nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu na przejściu dla pieszych/pieszemu wchodzącemu na przejście dla pieszych" wystawiono kierowcom 11 237 mandatów. Dla porównania w roku 2022 takich mandatów było już - uwaga - 20 297.
Mówiąc wprost, po wprowadzeniu nowych przepisów, mandaty za "nieprawidłowe zachowanie wobec pieszych" sypią się gęsto. Sprzeczne stanowiska sądów dowodzą jednak, że odmowa przyjęcia mandatu i skierowanie sprawy na drogę sądową może być dobrym wyjściem dla wszystkich, którzy rozumieją Prawo o ruchu drogowym w sposób literalny.
Wkrótce możemy się więc spodziewać wzrostu liczby kierowców odmawiających przyjęcia mandatu, co przysporzy dodatkowej pracy policjantom i sędziom. Inny wniosek jest taki, że warto zawsze wozić ze sobą kamerkę samochodową, z której zapis - jeśli sąd wyrazi na to zgodę - pomóc może uniknąć mandatu w wysokości aż 1500 zł.
Najsmutniejsze jest to, że na literalne brzmienie przepisów od początku wskazywała grupa biegłych sądowych i branżowych dziennikarzy, których głos do dziś ginie w przekazie płynącym z mediów głównego nurty, mówiącym o "bezwzględnym pierwszeństwie" pieszych.
Patrząc przez pryzmat dwóch sprzecznych wyroków i tysięcy - być może - bezpodstawnie wystawionych mandatów, należy też uronić łzę - by nie powiedzieć - zapłakać rzewnymi łzami - nad jakością polskiej legislacji. Skoro w tak prostej sprawie, jak kwestia pierwszeństwa na drodze, kierowca dla pewności powinien zasięgnąć opinii sądów, to prawdziwy cud, że na polskich drogach dochodzi do tak małej liczby tragedii.
Podsumowując. Gdyby resort infrastruktury jasno sprecyzował, kim w jego rozumieniu jest pieszy "wchodzący na przejście" i precyzyjniej formułował swoje wytyczne, kierowcom i pieszym żyłoby się o wiele łatwiej. W gruncie rzeczy nie chodzi przecież o mandaty czy kwestię odpowiedzialności za dane zdarzenie, tylko o to, by na drogach było bezpieczniej.
Z drugiej strony - samemu ministerstwu należą się też gratulację za szereg przemyślanych zmian zmierzających do poprawy bezpieczeństwa niechronionych uczestników ruchu drogowego, jak chociażby zakrojona na szeroką skalę modernizacja techniczna przejść (np. doświetlenia wykonywane przez GDDKiA) czy wprowadzenie do polskiego prawa definicji "przejścia sugerowanego".
Z bólem serca trzeba jednak podkreślić, że gigantyczne zamieszania w tej kwestii wywołali również sami dziennikarze, którzy zamiast przeczytać ustawę, opierali się w swoim przekazie wyłącznie na głosie "ekspertów".