"Pieszy wchodzący" trafi do sądu. Będzie kompromitacja mediów i policji?
Taki obrót sytuacji był tylko kwestią czasu. Kierowcy coraz częściej odmawiają przyjęcia mandatu za "nieprawidłowe zachowanie wobec pieszego". To efekt dyskusyjnych zapisów prawa o ruchu drogowym mówiących o pierwszeństwie pieszego "wkraczającego na przejście". Wszystko wskazuje na to, że brak jasnego sformułowania dotyczącego intencji ustawodawcy w tej sprawie przysparzać będzie coraz większych kłopotów wymiarowi sprawiedliwości.
Przypomnijmy - 1 czerwca 2021 w Prawe o ruchu drogowym pojawiło się nowe brzmienie art. 26 pkt 1. Czytamy w nim, że:
Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejścia dla pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność, zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszego znajdującego się na tym przejściu albo na nie wchodzącego i ustąpić pierwszeństwa pieszemu znajdującemu się na tym przejściu albo wchodzącemu na to przejście, z zastrzeżeniem ust. 1a.
Problem w tym, że - mimo głośnej dyskusji na ten temat - ustawodawca nie zdecydował się na sprecyzowanie, kim w istocie jest "pieszy wchodzący". Pojawiły się więc liczne pytania, czy można jednocześnie stać i wchodzić na przejście lub czy pieszym wchodzącym jest osoba zbliżająca się do przejścia?
Temat powrócił ostatnio za sprawą ministerialnej odpowiedzi na interpelację posła Adama Szałabawki z PiS. Poseł napisał w niej, że:
"Jedną z rewolucyjnych zmian podczas niedawnej nowelizacji przepisów ruchu drogowego było wprowadzenie pierwszeństwa pieszego przed wejściem na przejście dla pieszych. Błędna interpretacja tego przepisu prowadzi do sytuacji, gdy piesi wkraczają na pasy bez jakiegokolwiek zasygnalizowania kierowcom swego zamiaru".
Odpowiadający na interpelację z ramienia resortu infrastruktury Rafał Weber uściślił, że w interpelacji "nieprecyzyjnie wskazano, że jedną z jedną z rewolucyjnych zmian podczas niedawnej nowelizacji przepisów ruchu drogowego, było wprowadzenie pierwszeństwa pieszego przed wejściem na przejście dla pieszych" .
Jasna deklaracja ministra Webera stoi w sprzeczności z powszechnym odbiorem nowych przepisów - w mediach głównego nurtu wielokrotnie powtarzano bowiem, że za "wchodzenie" uznać można również zbliżanie się do samego przejścia lub oczekiwanie na możliwość postawienia kroku na jezdni.
W rzeczywistości z literalnego brzmienia prawa o ruchu drogowym taka interpretacja nie wynika. Sama definicja przejścia dla pieszych jasno mówi bowiem o tym, że jest przez słowa "przejście dla pieszych" rozumie się wyznaczoną do tego celu powierzchnię jezdni, drogi dla rowerów lub torowiska. Nie znajdziemy w niej ani słowa o chodniku, co oznacza - że - czytając prawo na wprost - tak samo jak przed 1 czerwca 2021 roku - pieszy nabywa pierwszeństwa dopiero w momencie postawienia stopy na jezdni.
Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, ze w Polsce nie istnieje prawo precedensu, więc każdy z sądów - przynajmniej teoretycznie - może interpretować przepisy prawa o ruchu drogowym na swój własny unikatowy sposób. Wśród nich znajdzie się wkrótce sąd ze Starogardu Gdańskiego, który będzie musiał rozpatrzeć sprawę pana Przemysława Przybysza - kierowcy, który na kanale PrzPrzPL w serwisie Youtube zamieścił niedawno serię filmów dokumentujących jazdę po polskich drogach.
Kilka dni temu mężczyzna odebrał wezwanie do osobistego stawiennictwa w Komendzie Powiatowej Policji w Starogardzie Gdańskim, w charakterze świadka w sprawie o wykroczenie z art. 86b par. 1 Kodeksu wykroczeń (ustąpienie pierwszeństwa pieszemu). Mężczyzna nie ukrywa, że seria filmów w serwisie youtube to jego prywatna krucjata, w walce o odkłamanie medialnej narracji dotyczącej przejść dla pieszych.
Argumentuje, że według literalnego brzmienia art. 26 ust. 1 Prawa o ruchu drogowym kierujący pojazdem innym niż tramwaj, zbliżając się do przejścia dla pieszych, ma trzy obowiązki:
- "zachować szczególną ostrożność" (w każdym przypadku);
- "zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszego znajdującego się na tym przejściu albo na nie wchodzącego";
- "ustąpić pierwszeństwa pieszemu znajdującemu się na tym przejściu albo wchodzącemu na to przejście".
Pan Przemysław nie ukrywa, że nie zamierza przyjmować jakiegokolwiek mandatu, bo - w jego ocenie - nie złamał żadnego z obowiązujących przepisów. Tłumaczy przy tym, że nie chodzi mu wcale o antagonizowanie społeczeństwa lecz wykazanie słabości polskich przepisów.
Jako przykład podaje tu chociażby brytyjski "The Highway Code" czyli angielski kodeks drogowy, który jasno formuje prawa i obowiązki wszystkich użytkowników dróg wskazując np. na to co kierowca "musi" lub "powinien" (sugerowane przez ustawodawcę rozwiązanie).
Dla porównania, zdefiniowanie "pieszego wchodzącego" z polskiego prawa o ruchu drogowym sprawia trudności nie tylko 22,5 mln polskich kierowców, ale też przedstawicielom policji czy wymiaru sprawiedliwości. "
Sprawa pana Przemysława jest o tyle ciekawa, że autor nie kryje swoich intencji i determinacji w "odczarowaniu" populistycznego przekazu płynącego z mediów głównego nurtu. Można się więc spodziewać, że na bieżąco dzielić się będzie w internecie przebiegiem sprawy. Jeśli sąd przychyli się do argumentacji kierowcy, może to oznaczać poważne kłopoty chociażby dla policji, która bez skrupułów kara dziś mandatami wszelkiego rodzaju wykroczenia wobec pieszych, również te - które w opinii kierowcy - trzymając się literalnej wykładni prawa - wykroczeniami nie są.
Dość przypomnieć, że w całym 2021 roku za "nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu na przejściu dla pieszych/pieszemu wchodzącemu na przejście dla pieszych" wystawiono kierowcom 11 237 mandatów. Dla porównania, w roku 2022 takich mandatów było już - uwaga - 20 297.
Z drugiej strony - nie jest wcale powiedziane, że sąd zastosuje literalną wykładnię prawa i przychyli się do argumentacji kierowcy. Wprawdzie w Polsce nie obowiązuje prawo precedensu, ale w podobnej sprawie, w maju 2022 roku, Sąd Rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim orzekł, że pieszym wchodzącym jest osoba "wyrażająca taki zamiar". W uzasadnieniu decyzji sądu można było wówczas przeczytać, że:
Sąd argumentował wówczas, że "wchodzenie na przejście" należy rozumieć jako "cały proces" a nie tylko "stawianie nogi" na jezdni. Argumentacja sądu wywołała jednak sporo kontrowersji i podzieliła m.in. środowisko biegłych sądowych od rekonstrukcji wypadków drogowych, z których część argumentowała, że wyrok kłoci się z zapisami prawa o ruchu drogowym.
Niestety - w tego typu przypadkach jedno tylko nie ulega wątpliwości. Gdyby polskie prawo o ruchu drogowym formułowano w podobny sposób, jak czyni to np. brytyjski ustawodawca, łatwiej żyło by się nie tylko pieszym i kierowcom, ale też policjantom i przedstawicielom wymiaru sprawiedliwości.