Hulajnoga to nie rower. Za siodełko jest gigantyczna kara
Ministerstwo Infrastruktury nie planuje zmian w obecnej definicji hulajnogi elektrycznej. Oznacza to, że na polskich drogach wciąż dochodzić będzie do absurdów, gdy ktoś postanowi zamontować do swojej e-hulajnogi akcesoryjne siodełko. Niewinna z pozoru zmiana niesie za sobą gigantyczne konsekwencje prawne. Zgodnie z przepisami w takim przypadku nie poruszamy się już elektryczną hulajnogą lecz pełnoprawnym motorowerem. A te podlegają przecież obowiązkowi rejestracji i ubezpieczenia OC.
Posłanka Klubu Lewicy Paulina Matysiak wystąpiła z interpelacją poselską, w której pytała, czy Ministerstwo Infrastruktury dokona nowelizacji ustawy Prawo o ruchu drogowym, by rozszerzyć definicję hulajnogi elektrycznej o pojazd z siodełkiem. To ważne, bo w myśl obowiązujących przepisów, legalne poruszanie się takim pojazdem po drogach rowerowych nie jest możliwe. Co więcej, zamontowanie do e-hulajnogi siodełka skutkuje obowiązkiem jej rejestracji i posiadania ubezpieczenia OC. Posłanka postulowała więc rozszerzenie definicji e-hulajnogi o pojazdy z siodełkiem i ograniczenia ich maksymalnej prędkości do 25 km/h.
Do poselskiej interpelacji odniósł się podsekretarz w Ministerstwie Infrastruktury Paweł Gancarz. W odpowiedzi czytamy m.in., że "przyjęte na gruncie ustawy przepisy stanowią konsensus wypracowany z podmiotami realizującymi zadania w obszarze bezpieczeństwa ruchu drogowego".
W ocenie resortu zmiany w prawie nie są potrzebne, bo pojazdy dwukołowe z siedziskiem są już zdefiniowane jako dwukołowe motorowery w ramach kategorii homologacyjnej (oznaczenie L1e-B), które są objęte zharmonizowaną w ramach Unii Europejskiej, w tym w Polsce, procedurą homologacji typu. Gancarz zauważa również, że takie kraje jak Niemcy, Francja, Dania czy Słowacja, analogicznie jak w Polsce, definiują hulajnogę elektryczną jako pojazd bez siedzenia.
Absurdy polskich przepisów w zakresie e-hulajnóg z siodełkami najlepiej obrazuje wypadek, do jakiego doszło w 2021 roku w Sopocie. Pewien emeryt jechał wówczas swoją elektryczną hulajnogą z siodełkiem po drodze rowerowej, która przecinała się z wyjazdem z parkingu. Właśnie w tym miejscu doszło do kolizji, gdy opuszczająca parking pani uderzyła autem w wiozącą emeryta e-hulajnogę. Efektem było złamane żebro i palec u podróżującego hulajnogą, na miejsce przyjechało więc pogotowie i policja. I tu właśnie zaczęły się schody, bo policjant stwierdził, że w myśl obowiązujących przepisów, emeryt nie poruszał się wcale elektryczną hulajnogą lecz "innym pojazdem". Definicja e-hulajnogi mówi bowiem o pojeździe "bez siodełka i pedałów".
Ściślej, jest to:
A hulajnoga kierowana przez emeryta była przecież wyposażona w akcesoryjne siodełko. W świetle prawa nie wypełniała więc definicji e-hulajnogi. Czym więc była?
W myśl obowiązujących przepisów - motorowerem. Czyli pojazdem podlegającym pod wymóg rejestracji i ubezpieczenia OC. Nie dziwi więc, że po jakimś czasie do zdarzenia, do wspomnianego emeryta trafiło pismo z Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego, który wzywał go do uregulowania "opłaty dodatkowej", czyli kary za brak obowiązkowego ubezpieczenia OC. W przypadku "pozostałych pojazdów" (jak motocykle i motorowery) za brak OC przez ponad 14 dni opłata wynosi 1410 zł.
Problem w tym, że aby można było wykupić obowiązkowe ubezpieczenie OC, pojazd musi być zarejestrowany. Do tego potrzeba np. wyciągu ze świadectwa homologacji. Sprzedawcy e-hulajnog nie dysponują jednak takimi dokumentami, bo nikt nie traktuje ich w kategorii pojazdów mechanicznych, a siodełka oferowane są z reguły jako wyposażenie akcesoryjne. Oznacza to, że w Polsce można dostać karę za brak OC od pojazdu, a ściślej e-hulajnogi, którego nie da się zarejestrować. Zgodnie z przepisami hulajnoga z siodełkiem, jako motorower, nie może też jeździć po chodnikach czy drogach dla rowerów.