Jeździł bez prawa jazdy. Nie wiedział, że już go nie ma?
Kierowcę skazano, bo prowadził samochód mimo odebrania mu prawa jazdy. Problem w tym, że - przynajmniej teoretycznie - mógł on nie wiedzieć, że nie może już prowadzić pojazdów. W tej sprawie interweniował Rzecznik Praw Obywatelskich.
RPO wnosi o zwrot sprawy Sądowi Rejonowemu, który powinien ją rozpatrzeć nie w trybie nakazowym, ale na zasadach ogólnych, czyli na rozprawie z udziałem podsądnego. Rzecznik złożył już wiele kasacji, w których kwestionował wyroki wydawane w tym trybie. Jest on bowiem przeznaczony dla spraw oczywistych, gdy ani okoliczności czynu, ani wina podsądnego nie budzą wątpliwości. Wtedy sąd zapoznaje się tylko z materiałem dowodowym. A wyrok wydaje bez rozprawy i wysłuchania podsądnego czy świadków. Jeśli w sprawie są jednak jakiekolwiek wątpliwości, sąd musi prowadzić sprawę w zwykłym trybie.
O jaką sprawę chodzi? Kierowca został oskarżony o to, że w sierpniu 2017 roku prowadził samochód, nie stosując się do decyzji prezydenta miasta o cofnięciu mu uprawnień do kierowania pojazdami. Za takie przestępstwo art. 180a Kodeksu karnego przewiduje grzywnę, karę ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Wyrokiem nakazowym Sąd Rejonowy uznał oskarżonego za winnego i wymierzył mu karę grzywny. Zakazał mu także prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych na 2 lata. Wyrok ten uprawomocnił się.
Rzecznik Praw Obywatelskich zarzucił jednak wyrokowi "rażące i mogące mieć istotny wpływ na jego treść" naruszenie prawa procesowego. Polegało ono na uznaniu przez sąd, że przeprowadzenie rozprawy nie jest konieczne, albowiem okoliczności czynu i wina oskarżonego nie budzą wątpliwości. W rzeczywistości zaś - w świetle dowodów zgromadzonych w momencie wyrokowania - okoliczności sprawy wymagały dogłębnego wyjaśnienia, co możliwe było tylko w drodze postępowania dowodowego na rozprawie.
Adam Bodnar zwrócił uwagę, że przestępstwo z art. 180a Kk. można popełnić wyłącznie umyślnie. Do uznania winy niezbędne jest ustalenie, że prowadzący miał świadomość, iż wydano wobec niego decyzję o cofnięciu uprawnień do kierowania pojazdami, a ponadto, że jest ona wykonalna. Tymczasem decyzja prezydenta miasta z maja 2017 roku o cofnięciu podsądnemu uprawnień uprawomocniła się poprzez tzw. doręczenie zastępcze. Jest to możliwe, gdy adresat nie odbiera urzędowego pisma lub nie może go odebrać. Uważa się je za doręczone wraz z upływem okresu, w którym możliwy jest odbiór pisma. Brak jest zatem dowodów wskazujących na to, by obywatel w sierpniu 2017 roku wiedział o istnieniu wykonalnej decyzji o cofnięciu mu prawa jazdy. Ponadto brak też dowodów na to, by wiedział o przekroczeniu dopuszczalnego dla niego limitu 20 punktów karnych.
Z korespondencji Wydziału Ruchu Drogowego komendy policji wynika, że wniosek o cofnięcie mu uprawnień nie został przez niego podjęty w terminie. Co więcej - w notatce służbowej policjanta dokonującego kontroli drogowej - podczas której ukarano obywatela mandatem, skutkującym wszczęciem postępowania ws. cofnięcia uprawnień - jest oświadczenie, że po wystawieniu mandatu nie poinformowano oskarżonego o przekroczeniu dozwolonego limitu punktów karnych. W tym stanie rzeczy Sąd Rejonowy zobowiązany był skierować sprawę na rozprawę i wezwać na nią oskarżonego. On sam zeznawał zaś na policji, że wyjaśnienia w tej sprawie będzie chciał złożyć właśnie przed sądem.
W ocenie RPO, na podstawie materiału dowodowego zgromadzonego na etapie postępowania przygotowawczego, sąd w ogóle nie powinien był orzekać o odpowiedzialności karnej kierowcy.
RPO/Interia.pl