Egzaminator: Ja mogę, bo prawo jazdy już mam...

Witam. Jako stały czytelnik i były instruktor nauki jazdy, zawsze z zaciekawieniem otwieram artykuły w których redaktorzy portalu informują nas, co nowego zgotowali nam "nasi wielmożnie rządzący". *

Ostatnio dużo artykułów poświęconych zostało zmianą jakie weszły w życie 19 stycznia br. dotyczących szkolenia, egzaminowania i wydawania "nowych praw jazdy". Wypowiadali się eksperci, wypowiadał się były już egzaminator i osoby które wpadły w pułapkę wieku. Otóż i ja chciałem się podzielić moimi spostrzeżeniami.

Niedawno, nijako pod presją pracodawcy postanowiłem poszerzyć swoje uprawnienia do prowadzenia pojazdów o kat. C. Zrobiłem kurs, podszedłem do egzaminu teoretycznego (jeszcze przed zmianą przepisów) i egzamin zdałem. Postanowiłem zapisać się na egzamin praktyczny i tu zaproponowano mi termin w połowie lutego, czyli za około 2 m-ce. Jak przed każdą zmianą przepisów WORD-y przeżywały oblężenie i nie było to dla mnie czymś niezwykłym.

Reklama

Zapłaciłem jak cennik przykazał 160 zł i o sprawie zapomniałem. Po stawieniu się na egzamin praktyczny i wstępnej weryfikacji moich dokumentów przez pracownika WORDu, który wpuszczał egzaminowanych do poczekalni usłyszałem od niego, że po egzaminie mam dopłacić 40 zł. Okazało się, że gdy się zapisywałem stawki były inne niż w dniu w którym egzamin zdawałem. Wydało mi się to dziwne, to trochę tak jakbym podpisał umowę o zakupie auta, a dwa miesiące później diler przy odbiorze kazałby mi dopłacić 25% bo wzrosły jego koszty.

Za przeproszeniem, co mnie to obchodzi? Ja mam swoją umowę zgodnie z którą jedna strona zobowiązuje się zapłacić za usługę(przedmiot) a druga strona wykonać(wydać) tą usługę(przedmiot) Przecież moją umową Z WORD-em jest "zaświadczenie o wyznaczeniu terminu egzaminu" w którym wyraźnie jest na pisane co, gdzie, kiedy i za ile.

Lekko zdenerwowany poszedłem na egzamin, wyjechałem na miasto no i cóż...egzamin oblałem. Przy zapaleniu się światła żółtego nacisnąłem na hamulec, auto śliznęło się na warstwie lodu i zatrzymało około metra za linią zatrzymania. Egzaminator oczywiście przerwał egzamin, traktując moje zachowanie jako wjazd na czerwonym świetle. Pomyślałem - OK, tak musiało być, presji nie ma, nie muszę mieć tej kategorii na wczoraj.

Sprawę uznałbym za zakończoną gdyby nie fakt, że w drodze powrotnej do WORD-u prowadzący już ciężarówkę egzaminator zachował się dokładnie tak samo jak ja chwilę wcześniej, a nawet gorzej bo on wjechał na skrzyżowanie i je przejechał. Na moje pytanie o zaistniałą sytuację egzaminator odpowiedział mi, że " on już prawo jazdy ma".

Sytuacja ta potwierdza tylko moje spostrzeżenia które miałem już jako instruktor. Uprawnienia nadawane zarówno instruktorom jak i egzaminatorom powinny być czasowe. W chwili obecnej wystarczy raz na pięć lat odnowić sobie badania lekarskie i psychotesty, udać do Wydziału Komunikacji i tam dostaniemy pieczątkę uprawniającą do pełnienia zawodu przez kolejne pięć lat.

Tyle się mówi o bezpieczeństwie na drogach, o przekazywaniu młodym kierowcą dobrych praktyk czy zachowań, a nie weryfikuje się tych praktyk i zachowań u osób które są na pierwszej linii tej walki tj. instruktorów i egzaminatorów. Jako były instruktor z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że 60% instruktorów ( i pewnie podobna liczba egzaminatorów) ostatni raz kodeks drogowy miło w reku ucząc się do... egzaminu instruktorskiego, a głównym sposobem zdobywania "nowinek" z kodeksu są ploteczki z kolegami po fachu na placyku. Dlatego za waszym pośrednictwem zwracam się do odpowiedniego Ministra o wprowadzenie egzaminów kompetencyjnych dla egzaminatorów i instruktorów.

Proszę nie zrozumieć mnie źle. Uważam, że jest ogrom instruktorów i egzaminatorów którzy swój zawód wykonują z pasją i zaangażowaniem, ale jest też równie duża grupa która nie powinna wykonywać tych zawodów. Na koniec przypomina mi się, gdy jedna z lokalnych gazet kilka lat temu zrobiła eksperyment. Gdy czas egzaminu ustalono na 45 min. Redaktorzy jeździli za egzaminatorami, gdy Ci wychodzili z pracy do domu i nagrywali ich poczynania. Po wyciągnięciu średniej z 4 egzaminatorów okazało się, że każdy z nich przez te 45 min popełnił średnio 55 błędów...

(...)

Ps. Malkontentom którzy zaraz stwierdzą, że nie zdałem egzaminu i wylewam swoją frustrację odpowiem sarkastycznie: a tak!!! jestem jak 90% Polaków tj. nic nie jest moją winą; nie zdałem - wina egzaminatora, no i instruktora: dostałem mandat - wina policjanta bo mi "siedział" na zderzaku i mnie poganiał; dostałem fotkę - wina okropnej straży miejsko-wiejskiej, bo jak oni mogli ten śmietnik postawić na przejściu przed szkołą, jak ja się dziś tak śpieszyłem; ropa i benzyna jest droga - wina Putina i Obamy ( no to akurat może być prawda :) ) Uśmiechnijcie się. Pozdrawiam Cześć

* List do redakcji

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama