10 mitów dotyczących sposobów unikania odpowiedzialności przez kierowców
Przyglądamy się najpopularniejszym metodom, które według kierowców mają pomóc uniknąć konsekwencji związanych z mandatem, punktami karnymi czy opłatą za brak OC.
Wśród kierowców krąży wiele mitów. Prym wiodą te związane z unikaniem mandatów. Spora grupa osób myśli, że w prosty sposób można uniknąć przekroczenia limitu punktów karnych lub obowiązku opłacenia mandatu.
Dość powszechne jest również przekonanie, że policjanta można dość łatwo oszukać, zasłaniając się "zapomnieniem dokumentów", jeśli właściciel ma zabrane prawo jazdy lub nie wykupił OC.
Są również mity, które powtarzają sami policjanci - np. te dotyczące metody pomiaru prędkości przez wideorejestrator lub też decyzji w sprawie odmowy przyjęcia mandatu. Efekt? Kierowcy zaczynają wierzyć w niesprawdzone informacje i przekazują je dalej.
Dlaczego wśród kierowców powstało tyle mitów? Część z nich wynika ze zmian w przepisach, które zostały wprowadzone na przestrzeni lat, aby zamknąć furtkę związaną z uciekaniem przed odpowiedzialnością.
Nie należy również zapominać, że jeszcze niedawno np. policja czy ubezpieczyciele nie mieli dostępu do baz danych - więc łatwo można było zataić prawdę.
Wielu kierowców, którzy prawie przekroczyli limit punktów, odmawia przyjęcia mandatu. Są przekonani, że zanim zostaną skazani, ich poprzednie punkty będą skasowane, ponieważ minie rok. Dzięki temu nie przekroczą limitu i nie stracą prawa jazdy. To błędne myślenie. Z chwilą uznania sprawcy winnym ponownie zostaje sprawdzony limit punktów (nawet jeśli minął już rok i poprzednie punkty przedawniły się). Jeśli limit został przekroczony, kierowca zostaje skierowany na powtórny egzamin. Jedyne, co zyskał przez odwołanie się, to możliwość posiadania prawa jazdy przez okres toczącej się sprawy. Jednak od czerwca 2018 r. w przypadku odwołania do sądu punkty będą przypisywane z datą wydania wyroku, a więc będzie szansa, że dotychczasowe punkty znikną z konta.
Policjant, który nagra wyczyny kierowcy wideorejestratorem, proponuje obejrzenie filmu. Wyświetlając nagranie, pokazuje na środek ekranu z prędkością, komentując to "pana prędkość". To nieprawda, jest to zmierzona średnia prędkość radiowozu na danym dystansie. Ta może się zgadzać z prędkością kontrolowanego pojazdu, pod warunkiem że na początku i końcu pomiaru, policjanci zachowali taki sam dystans do ściganego auta. W innym przypadku pomiar będzie nieprawidłowy - to jednak nie oznacza, że w przypadku nieprzyjęcia mandatu i sprawy w sądzie nie będzie można ustalić rzeczywistej prędkości auta i ukarać kierowcy.
Policjant, który zatrzyma kierowcę bez polisy OC, może mu wypisać mandat na 50 zł. Jest jeden warunek - pojazd musi faktycznie posiadać ubezpieczenie, co deklaruje kierowca. A co jeśli oszuka policjanta? Zyskuje jedynie możliwość dalszej jazdy, jednak nie ominą go kłopoty. Po kontroli takiego pojazdu policjant wysyła do Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego informację, że kierowca nie miał przy sobie polisy. UFG sprawdza w swojej bazie, czy rzeczywiście pojazd miał wykupione obowiązkowe ubezpieczenie. Jeśli nie, zgodnie z prawem kierowca dostanie karę - 4200 złotych. Niestety, wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że ich kłamstwo można łatwo wychwycić.
Spisując umowę kupna sprzedaży, nowy właściciel dogaduje się, aby w umowie była wpisana niższa cena auta. Dzięki temu zapłaci niższy podatek PCC - ten wynosi 2 proc. wartości auta. Urzędnikowi fiskusa trudno będzie udowodnić zmowę kupującego i właściciela, zresztą dla US liczy się wartość rynkowa auta a nie ta wpisana na umowie. Wnikliwy pracownik US może jednak przycisnąć do muru kupującego, aby wydusić z niego, że zaniżył podatek. Zwykle kupujący musi zapłacić podatek i na tym kończą się problemy. Jednak w przypadku przyłapania na oszustwie powinien się liczyć z karą ok. 3000 zł.
To dość nowy mit, który pojawił się po zmianie przepisów w listopadzie ubiegłego roku. Jeśli diagnosta znajdzie usterkę skutkującą wynikiem negatywnym badania technicznego, jest zobligowany do określenia jego wyniku jako "negatywny" i przekazania do CEPiK informacji o tym fakcie wraz z kodem usterki. Jeśli kierowca wpadnie na pomysł, aby pojechać do kolejnej stacji kontroli pojazdów, diagnosta będzie wiedział, że w innej SKP dany samochód już był, uzyskał negatywny wynik badania, a co ważne jaka była przyczyna.
Jeśli kierowca nigdy nie posiadał prawa jazdy lub danego uprawnienia, np. kat. A, nie ma co liczyć, że przejdzie stwierdzenie "zapominałem dokumentu, został w domu". Policjant w bazie CEPIK może sprawdzić nie tylko, czy i kiedy kierowca uzyskał uprawnienia, ale także numer i serię dokumentu. Na kłamstwie zostaną przyłapani także kierowcy, którzy co prawda posiadają dokument, ale powinni go zwrócić np. na podstawie wyroku sądu. Zdarza się również, że kierowca nie ma wykonanego badania technicznego. W razie kontroli nie pokazuje dowodu rejestracyjnego, licząc, że w ten sposób policjant nie dowie się, że termin badania technicznego już minął. Tymczasem w bazie CEPiK jest zawarta informacja, kiedy i z jakim wynikiem auto przeszło badanie.
Kupujemy ubezpieczenie, zatajenie stłuczki i podanie ubezpieczycielowi większych zniżek od tych, które rzeczywiście przysługują to spora pokusa. Jeśli kupuje się pakiet OC/AC, otrzymane rabaty za bezszkodową jazdę to kwota kilkuset złotych. Tymczasem ubezpieczyciel oraz jego przedstawiciel podczas sprzedaży polisy bez problemu prześwietlą historię klienta. Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny prowadzi bazę polis OC i AC - znajduje się tam informacja o "szkodowości" klienta. Przyłapany na oszustwie w kwestii zniżek kierowca musi dopłacić odpowiednią kwotę. Poza tym polisa autocasco może zostać anulowana, co jest szczególnie bolesne w sytuacji stłuczki ikonieczności zapłacenia za szkody z własnej kieszeni.
Odmowa przyjęcia mandatu oznacza skierowanie sprawy do sądu. Zdarza się, że kierowca przemyśli sprawę i dojdzie do wniosku, że mandat będzie lepszym rozwiązaniem. Mimo że nikt o tym nie informuje, zmiana decyzji jest możliwa. Trzeba jednak działać szybko i odnaleźć policjanta, który ma skierować wniosek do sądu. Najlepiej go szukać w jego jednostce, czyli komendzie lub komisariacie najbliższych miejsca kontroli. Uwaga! Nawet jeśli kierowca przyjmie mandat, ma 7 dni na odwołanie się do sądu, ale tylko w przypadku, jeśli dane wykroczenie w rzeczywistości nim nie jest.
Niektórzy na to liczą i czasem rzeczywiście się udaje. Ale za sprawą zmian w przepisach są na to coraz mniejsze szanse. Od 1 stycznia 2016 r. pobór należności z mandatów karnych realizuje jeden urząd skarbowy w Opolu. Dotychczas to poszczególne urzędy wojewódzkie wysyłały do urzędów skarbowych w całym kraju prośby o egzekucję należności. Teraz jest to dość proste, a co najważniejsze - skuteczne. Funkcjonariusz, który wypisze mandat, przesyła elektronicznie informację o nałożonej karze, a ta jest przekazywana do centralnego systemu obsługiwanego przez Pierwszy Urząd Skarbowy w Opolu. Urząd na bieżąco sprawdza, czy dana osoba uregulowała mandat.
Zgodnie z przepisami fotoradar nie może się uruchomić, jeśli samochód nie przekroczy dozwolonej prędkości do 10 km/h. Zwykle fotoradar wykonana zdjęcie kierowcom, którzy jadą już o 11 km/h więcej niż pozwalają na to przepisy. Jednak Inspekcja Transportu Drogowego w części urządzeń stosuje o wiele wyższy próg. Mogą być ustawione z tolerancją 20 km/h lub wyższą. Z oczywistych względów ITD nie podaje tej informacji do publicznej wiadomości. Z tego powodu każdy fotoradar jest groźny.
Tekst: Sebastian Sulowski, zdjęcia: archiwum; "Motor" 4/2018
W tych sytuacjach warto zignorować przepisy – KODEKS RUCHU DROGOWEGO
Kontrola drogowa? Nie warto uciekać - grozi za to nawet więzienie! – PRZEPISY
Wrak na parkingu. Jak się go pozbyć? – PORADY
Jazda z zagranicznymi tablicami i jazda autem z Polski za granicą - co musisz wiedzieć – PRZEPISY