Pomóżmy Rostowskiemu! Nie 300, a 3000 fotoradarów
Ze zdziwieniem, przechodzącym w niesmak i oburzenie przeczytałem tekst, nawołujący do zniweczenia planu szefa resortu finansów Jacka Rostowskiego, który zapisał w ustawie budżetowej, że w rozpoczynającym się właśnie roku fotoradary ustawione przy polskich drogach mają zasilić kasę państwa znaczącą kwotą 1,5 miliarda złotych.
Jego pożal się Boże autorzyna, nawiązując do warcholskich tradycji Polaków, wzywa zmotoryzowanych rodaków do konsekwentnego przestrzegania wszelkich przepisów ruchu drogowego, zwłaszcza ograniczeń prędkości. W ten sposób, argumentuje, fotoradary pozostaną bezczynne, a chciwy minister obejdzie się smakiem. Słowem: legalizm przejawem anarchii.
Dotychczas słyszeliśmy o tzw. śpiących policjantach, czyli montowanych na drogach progach spowalniających. Teraz mamy policjantów "martwych, to znaczy nieżywych".
Cóż to za antyobywatelska, godna napiętnowania postawa! Każdy, kto choć trochę interesuje się życiem publicznym wie przecież, z jak trudnymi problemami musi zmagać się nasz rząd. W czasach kryzysu gospodarczego spadają dochody państwa. Pieniędzy brakuje dosłownie na wszystko. Także na realizację ważnych społecznie celów: opiekę zdrowotną, edukację, kulturę itp.
Liczy się każdy miliard i każdy milion. To godne najwyższego szacunku, że minister Rostowski w trosce o dobro narodu i zmniejszenie dotkliwego deficytu budżetowego usilnie szuka źródeł dodatkowych wpływów. Niestety, zamiast spotkać się ze zrozumieniem, ba - wdzięcznością, musi borykać się ze skutkami nieodpowiedzialnych apeli domorosłych pseudoekspertów i rozmaitej maści mądrali.
Pytam: kto za tym stoi i komu to służy? Bo na pewno nie nam, Polakom. Powiedzmy sobie bowiem otwarcie, bez ogródek, rękawiczek i owijania słów w bawełnę: hamując przed fotoradarami i unikając tym samym mandatów za przekroczenie dopuszczalnej prędkości skazujemy biedne polskie dzieci na niedożywienie, polskich emerytów na coraz dłuższe kolejki w przychodniach zdrowia, a polskie teatry na wegetację i granie staroci! Czy o to ci właśnie chodzi, anonimowy autorze apelu o skontrowanie planów ministra Rostowskiego?
Zamiast szydzić i podważać wziąłbyś się lepiej do uczciwej pracy. A swoją winę mógłbyś odkupić na przykład zainicjowaniem akcji "Wszyscy kierowcy stawiają fotoradary", wzorowanej na powojennej, jakże udanej kampanii "Cały naród buduje swoją stolicę". Gdyby wprowadzić nowy, zupełnie niedotkliwy podatek (ot, kilka dodatkowych groszy do ceny litra paliwa...), wsparty szeroko lansowaną przez media, a zwłaszcza telewizję, akcją pod hasłem "Noworoczna Kawalkada Wspomożenia Budżetu", wykorzystującą doświadczenia Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jerzego Owsiaka, udałoby się w krótkim czasie doprowadzić do ustawienia przy drogach nie 300, lecz 3000 fotoradarów. A wtedy do budżetu państwa wpłynęłoby nie 1,5 mld, ale 15 mld zł.
Głęboko bowiem wierzę w to, że zdrowy trzon zmotoryzowanego narodu, będzie jeździł tak, jak dotychczas, ignorując wszelkie apele o zdjęcie nogi z gazu. Tak jak lekceważy wezwania do abstynencji i rzucenia palenia, a zatem do pozbawienia państwa dochodów z akcyzy na alkohol i wyroby tytoniowe.
I jeszcze jedno. Nie brakuje prześmiewców, którzy porównują precyzyjne, kwotowe uwzględnienie w budżecie dochodów z mandatów do zwyczajów z okresu PRL, kiedy to zmuszano straż pożarną do planowania liczby akcji gaśniczych a co za tym idzie i liczby samych pożarów. No i co z tego? Czy to źle, że minister Rostowski stara się przewidzieć, ile wykroczeń popełnią w ciągu najbliższych 12 miesięcy kierowcy i ile zapłacą za to kar? Przynajmniej jest w swoich działaniach szczery. Poza tym plan działa motywująco na podwładnych, a jeżeli pojawi się groźba jego niewykonania, wówczas pod koniec roku będzie można wysłać na drogi ministerialnych urzędników, by dając się łapać przez fotoradary nadrobili braki.
Sto, stop, stop... Wszystkich, którzy już zaczęli smażyć zjadliwe komentarze na temat niniejszego tekstu informujemy, że to tylko taki żart na początek nowego roku. Zainspirowany poranną rozmową w telewizji z przedstawicielem Inspekcji Transportu Drogowego. Wystąpił on w mundurze z dystynkcjami pułkownika (?!) na pagonach i z entuzjazmem opowiadał o zbawiennym wpływie fotoradarów na poprawę bezpieczeństwa ruchu drogowego i o tym, że ich "funkcja fiskalna" ma drugorzędne znaczenie. W pewnej chwili stwierdził, że fotoradar to "taki martwy... to znaczy nieżywy policjant".
Dotychczas słyszeliśmy o tzw. śpiących policjantach, czyli montowanych na drogach progach spowalniających. Teraz mamy policjantów "martwych, to znaczy nieżywych". Hm... Nie, tego wątku i toku myślenia zdecydowanie nie zamierzamy rozwijać...
Tekst ten pojawił się na www.poboczem.pl . Autorem artykułu jest zalogowany czytelnik o nicku Clackson