Warszawa jak Kraków. Aut nie ma, smog pozostał

​Na ten moment nie można potwierdzić tezy, że jakość powietrza w stolicy zmieniła się w stosunku do tej z początku marca, kiedy nie było epidemii koronawirusa w Polsce - przekazało biuro prasowe stołecznego ratusza.

Jak poinformowało biuro prasowe warszawskiego ratusza, nie zarejestrowano w ostatnich dniach wyraźnego spadku stężenia pyłu zawieszonego w powietrzu - oscylują w okolicach ok 70 µg/m3, co Generalny Inspektorat Ochrony Środowiska określa jako poziom umiarkowany.

Co więcej, w zeszłym tygodniu notowano w południowej i centralnej części kraju, podwyższone stężenia pyłu. Przyczyną takiego stanu były zwiększone emisje z indywidualnego ogrzewania budynków, warunki meteorologiczne - czyli brak opadów oraz słaby wiatr oraz pylenie roślin.

W Warszawie największe stężenia zanieczyszczeń odnotowano 17 marca na stacji pomiarowej przy al. Niepodległości - wynosiło prawie 107 µg/m3. Do tych wyników oprócz pogody i emisji z kominów przyczynił się również tzw. "unos wtórny", tj. wzbijanie pyłów w powietrze przez pojazdy jeżdżące po warszawskich ulicach.

Reklama

Agnieszka Drozd, członek zarządu Warszawskiego Alarmu Smogowego potwierdziła to w rozmowie z PAP. Wskazała, że chociaż ruch samochodowy w mieście zasadniczo się zmniejszył, w ostatnie noce były przymrozki, przez co mieszkańcy Warszawy palili w piecach przyczyniając się tym samym do powstawania smogu. "Jest też sucho, nie ma wiatru, więc wszystkie brudy unoszą się w powietrzu. Mamy jednak nadzieję, że sytuacja się poprawi, kiedy skończą się zimne dni" - dodała.

Monitoring jakości powietrza w Warszawie opiera się na danych pozyskiwanych w czasie rzeczywistym ze stacji Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska (GIOŚ), odpowiedzialnego za Państwowy Monitoring Środowiska. 

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy