Sąd w Oświęcimiu ma dość sprawy wypadku Szydło!

Sąd Rejonowy w Oświęcimiu skierował wniosek do Sądu Apelacyjnego w Krakowie o przekazanie sprawy przeciw Sebastianowi K., podejrzanemu o nieumyślne spowodowanie wypadku z udziałem b. premier Beaty Szydło, do rozpoznania Sądowi Okręgowemu w Krakowie.

Jak poinformował w komunikacie Sąd Apelacyjny w Krakowie, wniosek o przekazanie sprawy do sądu wyższej instancji został uzasadniony szczególną zawiłością i wagą sprawy. Zostanie on rozstrzygnięty przez SA na posiedzeniu niejawnym 12 czerwca tego roku.

W sprawie wypadku Prokuratura Okręgowa w Krakowie w połowie marca skierowała do Sądu Rejonowego w Oświęcimiu wniosek o warunkowe umorzenie postępowania przeciw Sebastianowi K., podejrzanemu o nieumyślne spowodowanie wypadku.

Na początku tego miesiąca do sądu w Oświęcimiu wpłynęła odpowiedź obrońcy obrońcy podejrzanego mec. Władysław Pocieja. Potwierdził on wtedy PAP, że nie wyraził w imieniu swojego klienta zgody na warunkowe umorzenie postępowania, ponieważ nie jest ono korzystne dla Sebastiana K.

Reklama

"Takie rozwiązanie nie jest dla mojego klienta korzystne. Po pierwsze wskazuje jednoznacznie jego winę - z czym my chcemy polemizować; po drugie naraża go na ewentualne koszty z tytułu odszkodowania" - wyjaśniał wówczas mec. Pociej. "Dlatego nie godzimy się na warunkowe umorzenie postępowania. Nasze stanowisko przekażemy sądowi, który będzie je musiał wziąć pod uwagę" - zapowiadał adwokat.

W przypadku braku zgody podejrzanego na warunkowe umorzenie postępowania sąd skieruje sprawę na rozprawę główną, a prokurator będzie miał siedem dni na uzupełnienie wniosku o umorzenie o elementy niezbędne dla aktu oskarżenia (m.in. listę świadków, wykaz dowodów do przeprowadzenia).

Do wypadku doszło 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu. Policja podała, że rządowa kolumna trzech samochodów, w której jechała ówczesna premier Beata Szydło (jej pojazd znajdował się w środku kolumny) wyprzedzała fiata seicento; jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto ówczesnej szefowej rządu, które następnie uderzyło w drzewo.

14 lutego ub.r. prokuratorski zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku usłyszał kierowca fiata seicento Sebastian K. Kierowca nie przyznał się do winy, prokuratura nie podawała treści jego wyjaśnień.

W wyniku wypadku poważne obrażenia ciała, utrzymujące się dłużej niż siedem dni, odnieśli Beata Szydło i jeden z funkcjonariuszy BOR - szef ochrony premier. Beata Szydło do 17 lutego ub.r. przebywała w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. U drugiego funkcjonariusza BOR - kierowcy pojazdu - stwierdzono lżejsze obrażenia.

Jak podawała prokuratura, w toku śledztwa przyjęto dwie wersje przebiegu wypadku. Jedna zakłada używanie sygnałów świetlnych i dźwiękowych przez pojazdy poruszające się w kolumnie uprzywilejowanej, a druga - używanie wyłącznie sygnałów świetlnych. "Żadnej z nich nie wyklucza prokuratura, a uprawnionym do oceny tej kwestii jest sąd" - podkreślała prokuratura.

Powoływała się na ustalenia biegłych, którzy stwierdzili, że - niezależnie od używania bądź nie sygnałów dźwiękowych przez pojazdy z kolumny uprzywilejowanej - wyłącznym i bezpośrednim sprawcą zdarzenia był kierowca Fiata Seicento Sebastian K. Według biegłych nie rozeznał on prawidłowo sytuacji na jezdni, włączając się do ruchu po przepuszczeniu pierwszego pojazdu z kolumny. Problem w tym, że sami biegli twierdzą, że Sebastian K. zjechał do krawędzi jezdni, a nie na pobocze, nie może być więc mowy o włączaniu się do ruchu.

Prokuratura podawała także, że "zebrany materiał dowodowy umożliwił odtworzenie przebiegu wypadku, ale nie pozwolił na zweryfikowanie twierdzenia o używaniu przez pojazdy uprzywilejowane sygnałów dźwiękowych". "To zagadnienie może być rozstrzygnięte na podstawie osobnego materiału dowodowego, w zależności od decyzji i interpretacji sądu" - wskazywała.

Po zamknięciu śledztwa prokuratura wyłączyła sprawę ewentualnych wykroczeń funkcjonariuszy BOR podczas wypadku z udziałem ówczesnej premier Beaty Szydło w Oświęcimiu i przekazała policji do prowadzenia. Chodziło o podejrzenie przekroczenia dozwolonej prędkości i przekraczania linii ciągłej na jezdni przez funkcjonariuszy BOR, którzy prowadzili pojazdy wchodzące w skład kolumny uprzywilejowanej. 11 lutego br. sprawa ewentualnych wykroczeń uległa przedawnieniu.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy