Potrącony pieszy zginął, kierowca winny, ale odzyska prawo jazdy

Na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata skazał w piątek krakowski sąd 33-letniego kierowcę Iwona P. za spowodowanie wypadku, w którym śmiertelne obrażenia odniósł prof. Jerzy Vetulani.

Na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata skazał w piątek krakowski sąd 33-letniego kierowcę Iwona P. za spowodowanie wypadku, w którym śmiertelne obrażenia odniósł prof. Jerzy Vetulani.

Sąd uznał, że kierowca umyślnie naruszył przepisy ruchu drogowego, przekraczając dopuszczalną prędkość o ok. 15 km na godz. (do 65 km na godz.) i nieumyślnie spowodował wypadek, w którym obrażenia odniósł pieszy.

Jednocześnie sąd przyjął za biegłym, że ofiara sama przyczyniła się do wypadku, wchodząc na jezdnię i nie zachowując należytej ostrożności, dlatego z opisu czynu wyeliminował sformułowanie, że kierowca podczas jazdy nienależycie obserwował drogę.

Kierowca ma także zapłacić po 5 tys. zł zadośćuczynienia dwóm synom ofiary wypadku, którzy występowali w procesie w charakterze oskarżycieli posiłkowych. Będzie też musiał zapłacić koszty i opłaty sądowe. Wyrok nie jest prawomocny.

Reklama

Do wypadku doszło 2 marca ub.r. wieczorem na ul. Balickiej w Krakowie. Samochód, prowadzony przez 33-letniego kierowcę Iwona P., potrącił przechodzącego przez przejście dla pieszych prof. Jerzego Vetulaniego. Wybitny psychofarmakolog, neurobiolog i biochemik wracał do domu z Instytutu Farmakologii PAN. W wyniku doznanych obrażeń 81-letni naukowiec trafił do szpitala i był utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Po miesiącu zmarł.

Prokuratura oskarżyła kierowcę, że umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym, jadąc z nadmierną prędkością, i nieumyślnie spowodował wypadek, w którym obrażenia odniósł pieszy. Skutkiem tych obrażeń była śmierć przechodnia.

Biegły z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych w opinii ocenił, że zarówno kierowca samochodu, jak i pieszy przyczynili się do zaistnienia wypadku. Kierowca poruszał się z prędkością ok. 65 km na godzinę i tym samym ograniczył sobie możliwość uniknięcia wypadku. Mógł uniknąć potrącenia pieszego, gdyby jechał z dopuszczalną prędkością 50 km na godzinę i zastosował "ekstremalny" manewr hamowania. Z kolei pieszy przyczynił się w sposób bezpośredni do zdarzenia w ten sposób, że wszedł na pasy bez uwzględnienia rzeczywistej prędkości zbliżającego się i oświetlonego auta.

Proces w tej sprawie rozpoczął się we wrześniu ub.r. Oskarżony Iwo P. nie przyznał się do winy. W złożonych wyjaśnieniach przekonywał, że jest doświadczonym kierowcą i dojeżdżając do przejścia dla pieszych zachował ostrożność. Nie pamięta, z jaką prędkością jechał prowadzony przez niego samochód, ale - wedle jego słów - "nie było to szybko". Po potrąceniu przechodnia zatrzymał się, podbiegł do poszkodowanego, wezwał karetkę i zaczął udzielać pierwszej pomocy. Przed sądem wyraził ubolewanie i przeprosił wszystkich za to, co się zdarzyło. "To wielka tragedia dla mnie i całej rodziny, cały czas to przeżywamy" - mówił.

Po wyroku zarówno oskarżony, jak i jego obrońca mówili dziennikarzom, że decyzję o ewentualnej apelacji podejmą po analizie pisemnego uzasadnienia wyroku.

Także prokurator wyraził podobne stanowisko. "Różnice między wnioskiem prokuratora a wyrokiem sądu są stosunkowo nieznaczne. Decyzję podejmiemy po analizie uzasadnienia wyroku" - powiedział prok. Łukasz Paliga z Prokuratury Rejonowej Kraków-Krowodrza. Jak poinformował, oskarżony na etapie postępowania prokuratorskiego został pozbawiony prawa jazdy. Będzie je mógł odzyskać po uprawomocnieniu się wyroku.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy