Policja: Wideorejestratory mierzą dobrze! Bo tak!
Wraz z wprowadzeniem w życie nowych instrumentów prawnych, w tym przede wszystkim rozwiązania polegającego na zatrzymaniu przez Policję prawa jazdy osobie, która kierowała pojazdem z prędkością przekraczającą dopuszczalną o więcej niż 50 km/h na obszarze zabudowanym, w mediach ponownie rozgorzała dyskusja na temat wiarygodności i prawidłowości metod prowadzenia przez policję pomiarów prędkości.
Dotyczy ona przede wszystkim użycia pojazdów wyposażonych w wideorejestratory, których zasada działania opiera się na odcinkowym pomiarze prędkości.
W związku z tym policja wydała specjalne oświadczenie:
"Należy wskazać, że każdy z 450 wideorejestratorów wykorzystywanych przez Policję posiada zatwierdzenie typu, wydane przez Główny Urząd Miar oraz legalizację pierwotną i ponowną. Poza dyskusją pozostaje więc kwestia poprawności działania tych przyrządów pomiarowych. Należy również podkreślić, że każdy wideorejestrator w sposób obiektywny dokonuje zapisu obrazu i dźwięku, w związku z czym, istnieje możliwość przeprowadzenia analizy poprawności wykonanego pomiaru. Przy tym, kierowcy zawsze okazywany jest ten zapis i to wyłącznie w jego gestii pozostaje decyzja o przyjęciu, bądź odmowie przyjęcia mandatu karnego.
Każdy kierowca ma zatem prawo, aby jego indywidualny przypadek rozpatrzył niezawisły sąd. Może także złożyć wniosek dowodowy o powołanie biegłego sądowego - specjalisty w zakresie pomiaru prędkości. Ponadto każdy policjant obsługujący wideorejestrator, choć nie wymagają tego przepisy prawa powszechnie obowiązującego przechodzi specjalistyczne przeszkolenie w tym zakresie. "
Wydaje się zatem, że temat ten nie powinien budzić zbędnych emocji, zwłaszcza że policja od kilku lat, mając na względzie zapewnienie pełnego obiektywizmu i transparentności działań przy ujawnianiu tego typu naruszeń, dokonuje sukcesywnej wymiany wideorejestratorów, opartych na odcinkowym pomiarze prędkości na urządzenia rejestrujące obraz i dźwięk, ale sprzęgnięte z radarowym miernikiem prędkości."
Tyle policja. Brzmi rozsądnie, prawda? Szkoda tylko, że nie bardzo znosi konfrontację z rzeczywistością. Oto krótkie streszczenie sytuacji z życia wziętej. Droga ekspresowa S7, jazda na tempomacie 120 km/h. Koguty, policja, zatrzymanie. Wynik pomiaru - 172 km/h. "Ale na tempomacie!". "Widocznie ma pan niesprawny samochód". Odmowa przyjęcia mandatu. Sprawa trafia do sądu w Kielcach. Świadkiem policjant. "Wideorejestrator mierzy prędkość auta mierzonego a nie radiowozu". Kłamstwo czy niewiedza? Świadek-policjant popełnia przestępstwo? Taki nasuwa się wniosek wobec zapewnień policji o przechodzeniu szkolenia. Kolejna rozprawa, biegły: "Pomiar został wykonany na zbliżaniu, więc w sposób nieprawidłowy, szacuję błąd na 10 proc, co oznacza prędkość nie mniejszą niż 155 km/h". Wyrok sądu: 300 zł mandatu i 450 zł kosztów sądowych i biegłego. Nieco więcej niż proponowane na drodze przez policję 400 zł.
Do powyższych kwot trzeba doliczyć koszty w sumie czterokrotnego dojazdu do sądu w Kielcach, bowiem sąd nie uznał za stosowne przeniesienia sprawy do Krakowa, a na pierwszej rozprawie nie stawił się policjant. Tak wygląda w praktyce konfrontacja z "biegłym w zakresie pomiaru prędkości" i "niezawisłym" sądem.
Dodajmy jeszcze, że prokuratura od 2013 roku nie może ustalić, jak popularne w polskiej policji radary Iskra-1 uzyskały legalizację...
Policja pisze jeszcze: "W innych krajach, w których udało się w znacznie większym stopniu ograniczyć liczbę ofiar wypadków drogowych dokonano tego przede wszystkim poprzez spowolnienie ruchu. Przy czym nie chodzi tu o jego sparaliżowanie, ale zbliżenie rzeczywistych prędkości pojazdów do obwiązujących limitów. Dlatego też istnieje realna szansa przełożenia się nowych instrumentów prawnych na poprawę bezpieczeństwa ruchu drogowego.
Potwierdzają to dane za okres pierwszych 17 dni maja br., kiedy średnio każdego dnia ginęło na polskich drogach 6 osób, z danymi za kolejne dni, już po wprowadzeniu nowych przepisów, kiedy każdego dnia średnio zginęło 5 osób. "
Bardzo się cieszymy, że zauważono tak istotny spadek liczby ofiar, bo oznaczałoby to naprawdę znaczny spadek liczby zabitych na drogach. Problem jest jednak taki, że 12 dni to zdecydowanie zbyt mała próbka statystyczna, a wynik może całkowicie odwrócony przez jeden tragiczny wypadek.