Nowe przepisy o prawie jazdy to kompletny bubel. Oto dowód!

O tym, że nowe przepisy dotyczące zatrzymywania praw jazdy niekoniecznie zgodne są z ustawą zasadniczą, pisaliśmy już w naszym serwisie wielokrotnie.

Wątpliwości prawników i Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka budzi przede wszystkim dwukrotne karania za jedno wykroczenie oraz brak drogi odwoławczej. Precyzyjniej rzecz ujmując, odwoływać się można, ale sąd administracyjny nie, zajmuje się kwestiami merytorycznymi (czy wykroczenie było popełnione) ale tylko formalnymi. Ponadto takie odwołanie nie wstrzymuje zatrzymania prawa jazdy.

Okazuje się jednak, że problemów z nowymi przepisami jest więcej. Oto list, jaki dotarł do naszej redakcji:

"Szanowna Redakcjo, O wprowadzonej niedawno nowelizacji Prawa o ruchu drogowym i Ustawie o kierujących pojazdami jako o bublu prawnym powiedziano już wiele, zwłaszcza w kontekście zatrzymywania praw jazdy za przekroczenie prędkości o więcej niż 50 km/h na obszarze zabudowanym.

Reklama

Nie zauważyłem natomiast, żeby ktoś zwrócił uwagę na następujący aspekt: zatrzymanie prawa jazdy następuje nie po popełnieniu wykroczenia, ale czynu polegającego na kierowaniu pojazdem z prędkością przekraczającą dopuszczalną o więcej niż 50 km/h na obszarze zabudowanym. Na pierwszy rzut oka nie widać różnicy? Już wyjaśniam: wykroczenie polega na świadomym i nieusprawiedliwionym złamaniu wybranych przepisów prawa (w omawianym przypadku przekroczenia prędkości, nie zastosowania się do znaku drogowego).

Jednak nie zawsze przekroczenie prędkości jest wykroczeniem i do tej pory w wielu przypadkach było uzasadnione. Nikomu nie przyszłoby do głowy karać kierowcę karetki pogotowia, straży pożarnej czy policji za szybką jazdę (oczywiście "na sygnale"). A to dlatego, że "nie popełnia wykroczenia, kto działa w celu uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa grożącego dobru chronionemu prawem" (art. 16 ust. 1 kodeksu wykroczeń). Nie popełnia wykroczenia, zatem nie ma podstaw do ukarania go mandatem lub skazania wyrokiem! Chociaż niewątpliwie złamał przepisy prawa o ruchu drogowym.

W obecnym stanie prawnym w dalszym ciągu kierowca karetki nie dostanie mandatu, natomiast przed utratą prawa jazdy nie ma ucieczki! "Starosta wydaje decyzję administracyjną o zatrzymaniu prawa jazdy (...), w przypadku gdy kierujący pojazdem przekroczył dopuszczalną prędkość o więcej niż 50 km/h na obszarze zabudowanym" (art. 102 ust. 1 pkt 4 ustawy o kierujących pojazdami). Nie ma wyjątków, nie ma wytłumaczenia, nie ma dobrej woli - nie ma prawa jazdy na 3 miesiące!

Decyzja administracyjna jest nieodwołalna i ma rygor natychmiastowej wykonalności. Kierowcy nie dano nawet prawa do sądu, co swoją drogą poważnie narusza artykuł 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i tylko czekać, aż jakiś zdeterminowany kierowca pozwie tzw. państwo polskie.

Życzę jak najlepiej ratownikom medycznym i strażakom, ale gdyby tak zatrzymać prawa jazdy kierowcom limuzyn rządowych pędzących w kolumnie na sygnale przez miasto, to może ustawodawca by się odrobinę zreflektował, jakby nie miał kto wozić jego czterech liter.

Straże miejskie, a wkrótce również administrator centralnej ewidencji kierowców (od stycznia 2016 r.), są zobowiązane do przekazywania staroście informacji o przypadkach przekroczenia dopuszczalnej prędkości o więcej niż 50 km/h, a więc wystarczy jeden przejazd przed fotoradarem. (...) Życząc sobie i wszystkim chociaż odrobinę przejrzystego i sprawiedliwego prawa..."

Rozszerzając interpretację naszego czytelnika wypada dodać, że prawo jazdy należy w trybie natychmiastowym pozabierać na początek wszystkim kierowcom nieoznakowanych radiowozów, oczywiście pod warunkiem, że w terenie zabudowanym przekraczają prędkość o więcej niż 50 km/h. Z udowodnieniem winy problemów nie będzie, wszak w samochodach tych wideorejestrator mierzy prędkość właśnie radiowozu, a nie samochodu widocznego w kadrze.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: mandaty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy